Sylwester Braun, ps. Kris, przez całe powstanie dokumentował na gorąco dramatyczne wydarzenia w stolicy. Jest autorem słynnego zdjęcia płonącego Prudentialu.
Urodził się w Warszawie. W latach międzywojennych ukończył Wydział Geodezji Politechniki Warszawskiej i tuż po studiach pracował w Biurze Planowania Miasta nad koncepcją i rozbudową Warszawy przyszłości.
PRZY ŚWISTACH KUL
We wrześniu 1939 r. wykonał cykl fotoreportaży o Warszawie i jej obrońcach: żołnierzach i ludności cywilnej. Niestety, prawie wszystkie te negatywy, podobnie jak później robione zdjęcia okupacyjnej Warszawy, spłonęły w czasie powstania w jego domu przy ulicy Kopernika. A były to bezcenne dokumenty łapanek, ulicznych egzekucji, niemieckich gwałtów na ludności cywilnej i terroru, ale też trudu codziennego życia mieszkańców okupowanej stolicy. To właśnie Sylwester Braun zrobił słynne zdjęcie pomnika Jana Kilińskiego zdjętego z cokołu i wwożonego do Muzeum Narodowego. On również następnego dnia uwiecznił odważny dowcip żołnierza ruchu oporu Alka Dawidowskiego, który w ramach „małego sabotażu” wymalował na ogrodzeniu Muzeum Narodowego ogromny napis: „LUDU WARSZAWY – JAM TU: JAN KILIŃSKI”. To słynne zdjęcie było po wojnie wielokrotnie publikowane w polskiej i zagranicznej prasie.
Podczas powstania warszawskiego Sylwester Braun przyjął pseudonim „Kris” i działał jako fotograf wojenny na terenie Śródmieścia, Powiśla i Czerniakowa. „Starałem się być wszędzie, gdzie coś się działo, tzn. głównie tam, gdzie było słychać ponury huk dział. Dokumentowałem akcje bojowe i walki obronne, byłem w pierwszej linii i na zapleczu – wśród oddziałów powstańczych i ludności cywilnej” – opowiadał mi po latach „Kris”. Cały jego ekwipunek stanowił aparat fotograficzny Leica Standard oraz filmy poutykane w kieszeniach.
Nigdy nie wiedział, gdzie będzie mógł spędzić noc. Należał do nielicznych ówczesnych warszawiaków, którzy bezbłędnie orientowali się w labiryncie rowów łącznikowych, barykad, kanałów, przejść podziemnych czy skrótów przez gruzy. Wędrował tymi niezwykłymi szlakami często przy świstach kul i huku dział, przez 63 dni rejestrując aparatem fotograficznym na gorąco tragiczne wydarzenia w ówczesnej Warszawie.
W dorobku fotografa Sylwestra Brauna była kronika: ponad 3 tys. zdjęć. Znaczna ich część uległa zniszczeniu lub zaginęła. Na szczęście do dziś zachowało się 1200 negatywów.
NEGATYWY W SŁOIKACH
Jak do tego doszło? Otóż Braun opuścił Warszawę ostatniego dnia po kapitulacji dowództwa powstania. Negatywy zakopał kilka dni wcześniej w szklanych słojach w piwnicy domu przy ul. Marszałkowskiej nieopodal ul. Śniadeckich. Był wywożony niemieckim transportem na Zachód. Jechał bardzo długo, gdyż po drodze wszystkie obozy dla byłych powstańców były przepełnione.
Przy granicy holenderskiej przeżył nalot aliancki. Korzystając z zamieszania, uciekł i po niezwykłych perypetiach przyjechał przez całe Niemcy do Polski. Zatrzymał się u znajomych w Katowicach. Następnego dnia po wyzwoleniu Śląska pojechał pierwszym możliwym pociągiem do Warszawy. Znalazł się w niej kilkanaście dni po oswobodzeniu. Na szczęście filmy, które zakopał, zostały uratowane.
W Europie trwała jeszcze – choć już gasnąca – wojna, a tu dookoła były tylko gruzy i zgliszcza. Nie było gdzie zamieszkać. Skorzystał z propozycji przyjaciół i wyjechał do nich do Szwecji. Potem, jak tysiące Polaków pokolenia wojennego, wędrował po świecie, aż osiadł w San Pedro, w Kalifornii. Dobrze zapowiadający się geodeta, powstańczy fotograf, zajął się teraz… młodą jeszcze wówczas elektroniką. Wkrótce zaczął odnosić sukcesy. Opatentował wiele wynalazków, dzięki którym mógł żyć dostatnio i pomagać ubogim kolegom w kraju.
WYSTAWA W WARSZAWIE
Zbiory archiwalne Sylwestra Brauna są zaliczane do największych kolekcji fotografii z powstania warszawskiego. Na około 400 zdjęciach zarejestrował liczne powstańcze akcje, dramatyczne wydarzenia, codzienne życie cywilów. Na pozostałych są fragmenty ulic, placów, domów – w większości zbombardowanych. Te setki „statycznych zdjęć”, jak je nazywa, stanowią bezcenną, historyczną dokumentację Warszawy z sierpnia i września 1944 r.
Gdy po latach Sylwester Braun dowiedział się, że redakcja „Kuriera Polskiego” poszukuje autora słynnego zdjęcia wybuchu pocisku „Thor” na gmachu Prudentialu (przez wiele lat mieścił się tu hotel „Warszawa”), przesłał je do redakcji wraz z historią swojego archiwum. Następnie wykonał kilkadziesiąt powiększeń i przyjechał do Polski. Redakcja „Kuriera Polskiego” wespół ze Stowarzyszeniem Dziennikarzy Polskich zorganizowała mu wystawę w Domu Dziennikarza w Warszawie, składającą się z 66 fotogramów. Było wśród nich kilka fotosów znanych z powojennych publikacji, jak „Miłość jest silniejsza niż wojna”, „Spojrzenie na Nowy Świat”, „Powiśle padło” czy „Z piosenką na ustach”. Znaczna część fotografii została jednak upubliczniona po raz pierwszy. Autor zaprezentował także kilka fotoreportaży, jak: „Bitwa o kościół św. Krzyża”, „Bastion – Poczta Główna”, „Etos Prudentialu” i „Nalot na Wspólnej”.
Podczas wernisażu tej wystawy poznałem Sylwestra Brauna. Był to siwy, dość wysoki, lekko przygarbiony starszy pan, pełen godności i ciepła. Chętnie zgodził się na rozmowę. Usłyszałem wtedy wiele wiadomości o jego powstańczej trudnej pracy fotoreportera. Większość informacji zawartych w tym artykule pochodzi z ówczesnej rozmowy z tym fascynującym człowiekiem.
Od Sylwestra „Krisa” Brauna dowiedziałem się, że podobnie jak on aparatem fotograficznym dokumentował powstanie warszawskie przedwojenny wybitny polski oszczepnik, olimpijczyk Eugeniusz Lokajski. Niestety, poległ. Miejmy go w powstańczej i sportowej pamięci.