Człowiek musi być postrzegany jako ewentualny sojusznik, a nie jako zagrożenie.
fot.pixabay.com/CC0Utrzymywanie „społecznego dystansu” to nowa mantra wyniesiona do gestu higienicznej grzeczności. Można się obawiać, że wprowadzenie takiego paradygmatu w społeczeństwie, które już było fragmentaryzowane, rozpowszechni „epidemię samotności”. Coraz więcej jest gospodarstw domowych jednoosobowych. Wydłużenie długości życia oznacza, że wiele samotnych osób starszych potrzebuje pomocy, podczas gdy mniejsza liczba dzieci utrudnia opiekę nad nimi. Następuje również osłabienie nierodzinnych sieci wsparcia. W wielu osiedlach sąsiedztwo nie jest siecią relacji społecznych, ale amalgamatem obcych, którzy czasami nawet nie zauważają, że sąsiad od wielu dni (lub tygodni!) leży martwy w swoim mieszkaniu. Państwo opiekuńcze może przelać większą emeryturę, ale nie będzie świętować imienin.
Chociaż prawdą jest, że sytuacja kryzysowa związana z koronawirusem ujawniła również oznaki solidarności, to jednak nachalne naleganie na utrzymanie społecznego dystansu roznosi epidemię samotności. Hasło utwierdza w przeświadczeniu, że zdrowie wymaga teraz zachowania dystansu wobec bliźniego. Kraje zamykają granice. Przestrzeń publiczna jest restrukturyzowana w celu stworzenia dystansu między ludźmi. Maska uniemożliwia wizualną empatię. Ideałem jest pozostanie w obrębie dwumetrowej bańki. Sama nazwa „bezpieczna odległość” to postrzeganie drugiego jako potencjalnego zagrożenia, które musi być trzymane z dala. Rozumie się, że dystans społeczny ma sens jako środek przejściowy w sytuacji kryzysowej. Jeśli jednak, jak mówią eksperci, musimy nauczyć się żyć z wirusem, podprogowe przesłanie o zachowaniu dystansu może pozostawić ślad w psychice nawet wtedy, gdy szczepionka będzie już dostępna.
Współpraca społeczna wymaga zaufania poza wąskim kręgiem rodziny lub bliskich przyjaciół. Aby pracować, handlować lub uczyć się, trzeba być otwartym na obcych, z obliczonym ryzykiem. Drugi człowiek musi być postrzegany jako ewentualny sojusznik, a nie jako zagrożenie, które należy trzymać na dystans. Zdrowe społeczeństwo tworzy wspólnoty, a to wymaga kontaktu międzyludzkiego w kręgielniach i barach, w kościołach i parkach. Wymaga rozmowy w celu poznania poglądów i potrzeb innych, dzielenia się działaniami, a także wspólnego planowania. Demokracja wymaga aktywnego obywatela, a babcia w domu opieki prawdopodobnie wolałaby raczej ryzykować, byle zobaczyć wnuki, niż pozostać w chronicznej „zdrowej” samotności.