27 lutego
czwartek
Gabriela, Anastazji
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Dziewczęta z tamtych lat

Ocena: 0
1609
Żyły bez parytetów i innych pożądanych dziś priorytetów.
Irenka Chmielewska w pracowni anatomicznej

Żyły w niełatwych czasach, bo chociaż w każdym czasie może być niełatwo, to im było chyba jednak trudniej: musiały uciekać, ukrywać się, przedzierać przez ostrzeliwane granice, były zsyłane do łagrów i wywożone do kacetów, niektóre szybko zostawały wdowami z gromadką dzieci do wychowania i wykształcenia, inne żyły samotnie oddane wielkim sprawom. Moja mama, babcie i ciotki, prawdziwe i przyszywane, moje nauczycielki i „siostry” z pozaszkolnej religii, druhny i przyjaciółki. Bez wielkich haseł wiedziały, co jest ważne.

Babcia Chmielewska, chociaż miała syna w oflagu i córkę zaginioną bez wieści od razu we wrześniu, przez całą wojnę, korzystając ze swego statusu kierowniczki poczty, dawała oparcie okolicznym grupom podziemnego państwa.

Jej córka, czyli moja mama, zdążyła wystartować w zawodzie nauczycielskim w ostatnim roku przed wojną. Uczyła biologii i w trudnych latach komuny szczepiła w uczniach patriotyczne ideały. Może niektórzy nawet się z mamy podśmiewali, że biega z uczniami po parkach i wynajduje drzewa, które każe fotografować, a potem przywozi tabliczki z napisem „pomnik przyrody prawem chroniony”. W ten sposób uczyła, że to jest nasze dziedzictwo, z którego możemy być dumni. Przy tym w każdym uczniu, nawet w największym obiboku, umiała znaleźć coś dobrego. I nie była naiwna czy pobłażliwa. Ale chyba bardzo dobrze rozumiała, kim naprawdę jest człowiek.

Jej bliską przyjaciółką była pani Ewa Piorunowska, która jako jedenastoletnia dziewczynka pojechała na Syberię w pierwszej wywózce z lutego 1940 roku. Kiedy w 1946 roku przyjechała do Polski, miała odmrożone ręce i nogi – i nie były to jej najgorsze dolegliwości. Wkrótce została jedną z tych nauczycielek, które cieszą się z uczniów, zawsze chcą pomóc, potrafią się uśmiechnąć nawet w najtrudniejszej sytuacji. Z sybirackich lat została jej utkana przez mamę sukienka z trawy, którą pani Ewa przynosiła do szkoły i pokazywała uczennicom, żeby widziały, z czego można się cieszyć. Ze wszystkiego. I żeby wiedziały, za co można dziękować Bogu. Za wszystko.

Następna na mojej liście jest siostra Dominika Zaleska ze zgromadzenia Notre Dame de Sion: świetnie wykształcona, znała mnóstwo ludzi na całym świecie, odebrała staranne wychowanie w domu i w słynnym gimnazjum Sacre Coeur we Lwowie. Ale najważniejsze były szacunek i życzliwość, z jakimi ta niezwykła kobieta podchodziła do każdego człowieka. I do biskupa, i do rabina, do emerytowanego ministra i do ambitnej studentki. Każdego umiała i – co ważniejsze – chciała wysłuchać. I każdemu starała się powiedzieć coś, co go podniesie na duchu. Nie jesteś sam na świecie, zdawała się mówić, nie jesteś sam. Uśmiechnij się rano, a pod wieczór uśmiech do ciebie wróci.

Nikt im nawet nie mówił o „geniuszu kobiety”. One po prostu wiedziały, co jest w życiu ważne.

Barbara Sułek-Kowalska
Idziemy nr 10 (391), 10 marca 2013 r.



PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 27 lutego

Czwartek, VII Tydzień zwykły
+ Czytania liturgiczne (rok C, I): Mk 9, 41-43. 45. 47-50
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter