20 kwietnia
sobota
Czeslawa, Agnieszki, Mariana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Dwie mamy

Ocena: 0
1783

Źle mi było, nie chciało mi się na nic czekać, bo i na mnie nikt nie czekał. Byłem zniecierpliwiony i chciałem się wreszcie urodzić.

Ale wtedy coś się skomplikowało i nie chciało mi się ani płakać, ani nawet oddychać. Włożono mi rurkę i przewieziono do innego miejsca. Napisano nawet: „W przypadku kryzysu nie reanimować”. A jednak żyję.

W tym nowym miejscu miałem koleżankę i dwóch kolegów. Ja ważyłem 1700 g, Guadalupe – 1300 g, Daniel – 1670 g, a Wilson – 1620 g. Kiedy była pora na jedzenie, do nich przychodziły panie, a pielęgniarki mówiły: „Mama może wejść”. Wtedy zrozumiałem, że do nich przychodzi mama. Ja też tak chciałem! Chciałem mieć kogoś, kto mnie weźmie na ręce, przytuli, popatrzy na mnie. Było mi smutno, ale nie płakałem i znowu nie chciało mi się nawet oddychać. Wtedy przewieziono mnie wśród wielkiego zamieszania na inną salę. Ktoś powiedział: „Umiera”. Ale wróciłem.

Naprawdę chciałem mieć mamę! I nagle pojawiła się, nie jedna, ale dwie! Dawały mi jeść, brały na ręce i mówiły, że mam być silny, bo wtedy pójdziemy do domu. Daniel i Wilson poszli do domu. Pożegnali się ze mną. Ważyli już po 1900 g. Ja też chciałem, jak oni, ubrać się i sobie pójść, chociaż trochę szkoda mi było Guadalupe. Ona musiała jeszcze zostać… Wyszedłem ze szpitala 7 grudnia, bo ważyłem już 2000 g.

Przyjechałem wreszcie do domu. Hałas był: to dziewczynki wszystkie się na mnie patrzyły. Tyle ich było! Mama mi powiedziała, że teraz to są moje siostry. I był też Martin, leżał w wózku, mój kolega, no i brat. Byłem szczęśliwy. Miałem dwie mamy, dużo sióstr i tyle osób, które patrzyły się na mnie i nie chciały ode mnie odejść. Bardzo chciałem, żeby mnie mamy brały na ręce, kiedy mnie coś boli. W nocy budziłem je kilka razy. Zawsze do mnie wstawały, wiem, że mnie kochają.

Modlimy się codziennie. Zawsze mówimy długą modlitwę, kiedy jestem chory, a krótką, kiedy nic mnie nie boli. Teraz rozumiem, że żyć oznacza być kochanym.

***

Mikołaj urodził się 8 listopada. Jego siedemnastoletnia matka miała kontrakt z pewną rodziną, która chciała dziecko kupić. Dziewczyna zamieszkała z nimi, ale podobno była źle traktowana przez małżonków, którzy w końcu się rozmyślili. Mikołaj prawdopodobnie urodził się pod koniec siódmego miesiąca ciąży. Jego matka przyjechała do szpitala 7 listopada, ale nie mogli jej zrobić cesarskiego cięcia, ponieważ „nie było nici operacyjnej” – jak jest napisane w historii klinicznej Mikołaja. Dziecko urodziło się w stanie krytycznym, nie oddychało. Natychmiast przewieziono je na oddział wcześniaków, gdzie było reanimowane. Dlaczego napisano, że gdy nadejdzie kolejny kryzys, nie należy go reanimować, nie wiemy. Chłopczyk leżał w szpitalu sam, raz tylko przyszła matka, spojrzała na niego i odeszła. My zostałyśmy powiadomione przez policję i ordynatora oddziału z prośbą o zaopiekowanie się noworodkiem.

Trudna to była decyzja, bo już miałyśmy dziesięciodniowe niemowlę porzucone na ulicy. Ale jednak się zgodziłyśmy, bo nalegano, że nie ma kto go przyjąć. Pani ordynator prosiła, abyśmy przez kilka dni przychodziły do szpitala, żeby nauczyć się karmić, kąpać i przewijać Mikołaja oraz podawać mu leki. Mikołaj miał przytyć do 2000 g i wtedy mógł z nami pójść do domu dziecka. Kiedy nadszedł dzień wypisu, pani ordynator powiedziała, że Mikołaj nie może wychodzić z domu przez miesiąc i nie może mieć kontaktu z innymi dziećmi. I co teraz? Będzie z nami mieszkał w domu zakonnym?

Zamiast zakonnego dzwonka budził nas płacz małego. Co trzy godziny wstawanie, jedzenie, pieluchy. Spałyśmy z nim na zmianę, bywały noce, że nie chciał jeść ani spać. Przy Mikołaju mogłyśmy doświadczyć namacalnie miłości, która nie liczy czasu, nie oszczędza sił, zawsze jest obecna. Patrzymy, jak rośnie, jak waży coraz więcej, jak się uśmiecha, śmieje, gaworzy, reaguje z radością na nas, kontaktuje się z otoczeniem. Dalej potrzebuje szczególnej opieki ze względu na problem z oddychaniem. Nadal mieszka z nami, modli się z nami i towarzyszy nam w codziennych zajęciach. Przebywa też z dziewczynkami, ale można zauważyć, jak tęskni za domem zakonnym. Kiedy jest już w domu, zamyka oczy i uśmiecha się serdecznie.

Tak to Pan Jezus upatrzył sobie z naszego domu zrobić miejsce miłosierdzie dla Mikołaja, a mnie i s. Elizę uczynić narzędziami tego Miłosierdzia. A my Mu za to dziękujemy!

s. Karmela Ewa Pilarska
Autorka jest zakonnicą w Zgromadzeniu Benedyktynek Misjonarek w Ekwadorze, współpracującym z Dziełem Pomocy Ad Gentes, które pomaga polskim misjonarzom w odbudowie kościołów i auli katechetycznych po trzęsieniu ziemi.
fot. Ad Gentes

Idziemy nr 23 (557), 5 czerwca 2016 r.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 kwietnia

Piątek, III Tydzień wielkanocny
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a Ja w nim jestem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 52-59
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter