Poprzez tworzenie Spotkań Małżeńskich Irena i Jerzy Grzybowscy pomogli tysiącom osób. Sami jednak nie spoczywają na laurach – wciąż pracują nad swoją relacją i uczą się dialogu.
fot. Wojciech ŁączyńskiIch zaangażowanie docenił papież Franciszek, przyznając im medal „Pro Ecclesia et Pontifice” – jedno z najwyższych odznaczeń Stolicy Apostolskiej dla osób świeckich jako wyraz uznania dla pracy na rzecz Kościoła. Państwo Grzybowscy odebrali medal papieski 19 lutego z rąk kard. Kazimierza Nycza podczas uroczystości w Domu Arcybiskupów Warszawskich.
– To odznaczenie jak soczewka skupia zaangażowanie kilkuset małżeństw oraz kilkudziesięciu kapłanów i sióstr zakonnych, którzy podjęli się promowania daru dialogu w kilkunastu krajach świata. Jesteśmy im wdzięczni za to – podkreśla Jerzy Grzybowski. – Chciałbym, żeby to odznaczenie stało się impulsem do bardziej dynamicznego wzrostu Spotkań Małżeńskich, których charyzmat sprawdził się i który jest bardzo potrzebny we współczesnym świecie.
Spotkanie w górach
Kim są prywatnie Irena i Jerzy Grzybowscy? Choć żyją razem od 46 lat, wcale nie twierdzą, że są małżeństwem idealnym, też mają swoje problemy i trudne chwile. – Oboje nie jesteśmy potulni. Kłóciliśmy się dużo – przyznają. – Ale od zawsze mieliśmy świadomość, że miłość to nie tylko same uczucia, ale i postawa, decyzja.
Poznali się w 1971 r., na górskim szlaku. Jerzy wraz z kolegą właśnie tamtego lata postanowili przejść przez Beskidy od Gorców po Bieszczady. W schronisku spotkali grupę młodzieży w ich wieku, z nieco starszym opiekunem. – Od razu wyczuliśmy, że to grupa z księdzem, chociaż tego nie ujawniliśmy, bo w tamtych czasach takie grupy nie powinny były być rozpoznawane. Uczestnicy grupy zaprosili nas na obiad, który sami przygotowywali. Do dziś pamiętam dziewczynę, która nalewała mi zupę do menażki przez okienko – wspomina Jerzy. Miesiąc później na korytarzu Instytutu Geografii UW zaczepiła go właśnie ta dziewczyna – jak się okazało, studentka sąsiedniego rocznika, Irena. Tak zaczęła się bliższa znajomość.
Dla obojga od początku ważna była wiara w Boga. Irena była związana z duszpasterstwem akademickim przy kościele św. Anny w Warszawie, a Jerzy – przy kościele św. Jakuba. – Widziałem, że dla Irenki Pan Bóg był Kimś ważnym w życiu, i to było dla mnie podstawą zaufania, że nasze małżeństwo przetrwa wszystkie burze – przyznaje Jerzy. Choć w latach 70. przygotowanie do małżeństwa zwykle obejmowało tylko trzy konferencje, Irena i Jerzy zdecydowali się brać udział w wyjątkowym, całorocznym przygotowaniu prowadzonym przy kościele św. Anny. Sakramentalny związek zawarli w lutym 1973 r., a już pięć lat później zajęli się tworzeniem Spotkań Małżeńskich.
Boża geografia
Na początku oboje podjęli pracę zgodną ze swoim wykształceniem. Jerzy pracował jako asystent, a później adiunkt w Instytucie Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN. Jego żona była asystentką w Instytucie Geografii Uniwersytetu Warszawskiego, później zaś kustoszem w bibliotece Instytutu Geografii PAN. Ta praca – twierdzą – pomagała im w późniejszej działalności na rzecz Spotkań Małżeńskich.
– Geografia, a ściślej paleogeografia, czyli historia powstawania krajobrazu, była dla mnie wnikaniem w historię stworzenia świata przez Boga. Badanie i opisywanie procesów zachodzących w przyrodzie było dla mnie jak psalm śpiewany Panu Bogu – zwierza się Jerzy Grzybowski.
Jego żona dzięki analizie funkcjonowania systemów zrozumiała, że Spotkania Małżeńskie też można nazwać systemem wzajemnie oddziaływujących na siebie elementów. – Charyzmat Spotkań Małżeńskich nie może się realizować bez związku z programami, dobrą organizacją i wspólnotą. Analiza systemowa przyniosła mi możliwość zauważania miejsc, które słabo funkcjonują w systemie i którymi trzeba się zająć – wyjaśnia.
Jerzy w 1979 r. obronił pracę doktorską i rozpoczął habilitację. Wkrótce jednak przybyło mu tak wiele obowiązków związanych ze Spotkaniami Małżeńskimi, że zrezygnował z kolejnego stopnia naukowego. – Nigdy nie żałowałem tej decyzji, bo zrozumiałem, że praca naukowa to tylko etap i że potrzebny jest następny krok – przyznaje. – Doświadczyłem też, że potrzebne jest oddanie Panu Bogu tego, co bardzo lubię, w czym odnosiłem sukcesy, na rzecz dania odpowiedzi na inne powołanie, które Pan Bóg do nas skierował.