20 kwietnia
sobota
Czeslawa, Agnieszki, Mariana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Dom z wielkim sercem

Ocena: 4.96667
2354

Prawie czterysta kobiet dostało tu drugą szansę. Uratowane od przemocy, poukładały sobie świat na nowo.

fot. Grzegorz Jakubowski/KPRP

Piętrowy dom z dużym terenem wokół położony jest w leśnym zaciszu Otwocka Śródborowa. Wprawdzie budynek wymaga gruntownego remontu, ale otoczenie ma jak w uzdrowisku. – Trafiają do nas mamy, które doznały wielorakiej przemocy, głównie fizycznej, psychicznej, seksualnej, ekonomicznej. Doświadczyły też bezrobocia i innych sytuacji kryzysowych – mówi s. Helena, albertynka, kierowniczka Centrum Interwencji Kryzysowej „Dom Otwartych Serc”, jednej z placówek warszawsko-praskiej Caritas. – Niektóre panie mówią, że to ich pierwszy dom, bo w swoim własnym straciły poczucie bezpieczeństwa. Tutaj mogły odbić się od dna i rozpocząć od nowa.


 

Bez karteczki

– Kiedy przypominam sobie dzień, kiedy tu trafiłam, nie mogę nie uronić łzy – mówi Jadwiga. Mieszka w Domu od 2016 r. – Każdy jest tu przyjmowany z miłością i tę miłość otrzymuje w czasie pobytu. Jesteśmy wdzięczne Kościołowi, że stworzył domy, gdzie możemy się schronić i czuć się bezpiecznie, bo nie mamy w trudnych chwilach dokąd pójść. Siostra Helena to nasza matka, czujemy się jak rodzinie.

Edyta, była już mieszkanka, trafiła tu w 2013 r. z trojgiem małych dzieci i siatką ubrań w ręku. – Nie miałam nic więcej, byłam w kiepskim stanie zdrowia, kompletnie załamana. Wchodząc do tego domu, poczułam ciepło. Wiele godzin przegadałyśmy z s. Heleną. Tutaj zostałam dowartościowana, otrzymałam wsparcie duchowe i psychiczne. W końcu znalazłam pracę, zdobyłam prawo jazdy. Potem usamodzielniłam się, wynajęłam mieszkanie. Dałam mężowi, ojcu dzieci, drugą szansę. Teraz mieszkamy razem, wspólnie wychowujemy dzieci. Mąż jest trzeźwiejącym alkoholikiem. Jestem szczęśliwa – mówi.

Każda historia jest tu wyjątkowa. Marzena, mama dorosłych już synów Mariusza i Dominika, jest osobą niesłyszącą. – Przechodziłam trudne chwile. Opatrzność Boża sprawiła, że trafiłam tutaj z młodszym, sześcioletnim synem. Starszy został pod opieką moich rodziców. Temu domowi zawdzięczam wiele, przeszłam ogromną przemianę, nabrałam sił i wiary w siebie. Podniosłam kwalifikacje. Z pomocą życzliwych ludzi zdobyłam małe mieszkanko i usamodzielniłam się. Obecnie mieszkam razem z synami, obaj są niedosłyszący. Starszy ma pierwszą grupę inwalidzką. Mimo przeciwności losu tworzymy szczęśliwą rodzinę – opowiada rozpromieniona.

– Dobrze, że jest miejsce gdzie my, matki w trudnej sytuacji, mamy wsparcie – dodaje Paulina, od miesiąca mieszkanka Domu. – Mamy dach nad głową, dobre warunki, jest dobra atmosfera, dzieci są zadbane. Syn chodzi do szkoły podstawowej. To miejsce nas uspokaja – mówi. Spodziewająca się wkrótce drugiego dziecka.

Do dzisiaj Dom opuściły 384 panie i ponad 627 dzieci, nie licząc tych, które mamy nosiły jeszcze pod sercem. – Kiedy przyszłam tutaj pracować w 2014 r., Dom istniał od półtora roku. Początki były bardzo trudne. Wyposażenie skromne. W jednym z pokoi wojskowe łóżko bez nogi podpierał pustak. Stopniowo doposażaliśmy dom, który potem przechodził remonty. Przed siedmioma laty podczas kontroli przeciwpożarowej okazało się, że budynek ma zbyt wąskie korytarze, za małą klatkę schodową, co groziło zamknięciem z powodu niespełniania norm bezpieczeństwa. Wtedy darczyńca z Kanady, który chce pozostać anonimowy, przekazał pieniądze. Zatrudniliśmy firmę do prac, a kiedy przeliczyliśmy darowiznę w dolarach na złotówki, okazało się że była to niemal równowartość kosztów remontu – 40 tys. zł. Musieliśmy dołożyć tylko 30 zł. Był to dla nas znak Bożej Opatrzności – opowiada s. Helena.

Dom dostały w opiekę albertynki na prośbę ówczesnego dyrektora diecezjalnej Caritas ks. Krzysztofa Uklei. W oknach wisiały serduszka. – Chciałam, żeby ten dom miał taką właśnie atmosferę, był domem z sercem, a nie „zakładem” – mówi s. Helena. Znad kontaktów zniknęły więc karteczki z napisem: „Proszę gasić światło”, z łazienki: „Proszę zakręcać wodę”. Do pań mówiłam: „To od dzisiaj twój dom, jak będziesz się tutaj czuła, zależeć będzie od ciebie i ode mnie”.

Obecnie w placówce przebywa sześć pań, dwie oczekują dziecka. W ośrodku powstało przedszkole „Serduszka”, do którego uczęszcza 15 dzieci, także z rodzin z okolicy.


 

Ciepły kocyk

Trudno uwierzyć, że kompleksową pomoc organizuje zaledwie trzyosobowy zespół: s. Helena, psycholog Małgorzata Piotrowicz oraz pedagog i policjantka w jednej osobie, Anna Wasilewicz. W domu pracują też dwie emerytowane siostry albertynki.

Do ośrodka trafiają panie, które samodzielnie znalazły to miejsce, ale też kierowane są przez kuratorów, ośrodki pomocy społecznej, powiatowe centra rodzinie, szkołę, sądy. Zdarzało się, że mamy z dziećmi przywożono po interwencji policyjnej albo wprost z parku.

– Zwykle przyjmujemy panie razem z siostrą. Staramy się zidentyfikować, które sprawy są najważniejsze, gdzie najpierw trzeba „przylepić plaster” – mówi Małgorzata Piotrowicz. Ostatnio bardzo dużo jest pań w ciąży lub z małymi dziećmi. Najczęściej pozostają w związkach nieformalnych. – Zapewniamy im spokój i bezpieczeństwo, otulamy „ciepłym kocykiem”. I nikt nie wymaga rzeczy ponad ich siły. Mamy pomóc przejść do etapu usamodzielniania się – dodaje.

– Każda z nas wykorzystuje swoją wiedzę. Moją rolą jest doradzanie w skomplikowanych sprawach pań, pisanie podań do instytucji, łączność z sądem – wyjaśnia psycholog. – Panie przekonują się, że nie muszą doznawać przemocy, mogą żyć godnie, zdobywają wiedzę, jak sobie radzić w sytuacjach kryzysowych Każdej udaje się w jakiś sposób pomóc, pobyt tu w każdej zostawi ślad.

Panie przebywają w ośrodku trzy miesiące, w wyższej konieczności – pół roku albo dłużej. W tym czasie szukają pracy, mieszkania do wynajęcia, czasem przechodzą terapię.

– Bywa, że przychodzą z wyuczoną bezradnością i trzeba przekonać, że to można zmienić. Wychodzenie ze współuzależnienia to długi proces, pracę nad tym trzeba kontynuować nawet jeszcze poza ośrodkiem – mówi Anna Wasilewicz.

fot.  Grzegorz Jakubowski/KPRP

– Rozmowy nie są proste. Na początku jest opór, bywa, że panie nie chcą podjąć wysiłku, bo to kosztuje. Na pewno więcej niż ja nasłucha się od nich Pan Jezus w naszej kaplicy – żartuje się s. Helena. – Potem mówią, że jest im dużo lżej. Kocham te matki, cieszy mnie, że udało się u nas ochrzcić 21 dzieci.

– Rozeznajemy ich sytuację domową, żeby mogły zawalczyć o rodzinę, to dla mnie priorytet. Z naszej strony nie pada: „Nie masz szans, musisz wystąpić o rozwód”. Dzieci z domu z przemocą skarżą się, ale potem tęsknią za ojcem – opowiada s. Helena. Ośrodek pomaga uregulować też sprawę alimentów płaconych przez ojców. Matka czasem mówi: „Poradzę sobie, nie potrzebuję jego pieniędzy”. Wtedy słyszy, że alimenty nie są dla mamy, ale dla dziecka. Później są zadowolone, że w końcu dziecko może mieć buty kupione, a nie darowane przez kogoś, i może wyjeżdżać na wycieczkę szkolną za własne pieniądze, a nie za zebrane w szkole.

– Pisujemy do Rzecznika Praw Dziecka czy Rzecznika Praw Kobiet, bo chcemy, żeby mama otrzymała przydział na turnus dla dziecka niepełnosprawnego czy pomoc w wynajęciu mieszkania – mówi s. Helena. Każda pani może w dowolnej chwili odejść z ośrodka. – Staramy się pomóc wybrać ten moment. Czasem odradzamy: „Jeszcze za wcześnie”, chociaż ona upiera się, bo on obiecuje, że nie będzie pił i już jej nie uderzy. Mieliśmy taką sytuację, krótko było dobrze, ale niedługo potem mama wróciła do nas. Byłam wtedy wściekła. Walczyliśmy dalej. Mąż przestał pić, udało się scalić rodzinę – opowiada albertynka.

Caritas towarzyszy kobietom z Ośrodka Interwencji Kryzysowej na wszystkich etapach. – Naszym zamysłem jest wspieranie pań także wtedy, kiedy opuszczą Dom. Kiedy np. jadą wynajmować mieszkanie, to także z pracownikiem ośrodka. Chodzi o to, by właściciel mieszkania wiedział, że ktoś za tą naszą mamą stoi, że nie jest sama – mówi s. Helena. Caritas pomaga w uzupełnieniu braków w wyposażeniu mieszkania, mebli czy lodówki. Mamy mogą też liczyć na żywność czy środki czystości.


 

Łzy radości

W tym roku Dzień Matki w Domu Otwartych Serc obchodzony był szczególnie: w odwiedziny przyjechała pani prezydentowa Agata Kornhauser-Duda. Odwiedziła mieszkanki w pokojach i maluchy w przedszkolu „Serduszka”. Dzieci z wielkiego kosza dostały od niej pluszowe misie. Spotkanie przebiegało w rodzinnej atmosferze. – Dziękuję Caritas za stworzenie tego miejsca. Kiedy są trudności, ważna jest nadzieja, determinacja i poczucie, że wokół są ludzie gotowi pomóc. Życzę paniom, by łzy, jakie będą płynąć z waszych oczu, były tylko łzami radości – powiedziała do mam i osób tworzących ośrodek pierwsza dama.

– Mamy początkowo nie dowierzały, że możemy mieć takiego gościa. To był dla nich bardzo ważny dzień. Poczuły się zauważone i dowartościowane – mówi s. Helena. Jak powiedziała Agnieszka, była mieszkanka, to miejsce daje im skrzydła i szansę na nowe życie.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Dziennikarka, absolwentka SGGW i UW. Współpracowała z "Tygodnikiem Solidarność". W redakcji "Idziemy" od początku, czyli od 2005 r. Wyróżniona przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich w 2013 i 2014 r.

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 20 kwietnia

Sobota, III Tydzień wielkanocny
Słowa Twoje, Panie, są duchem i życiem.
Ty masz słowa życia wiecznego.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 55. 60-69
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter