W 85. rocznicę Września wspominamy też sowiecką agresję, która nastąpiła nieco ponad dwa tygodnie po niemieckiej. Choć nasi żołnierze w ogromnej większości walczyli na zachodzie kraju, to jednak skutecznie stawili opór także Armii Armii Czerwonej.
fot. xhzO drugiej w nocy 17 września 1939 r. Stalin spotkał się z niemieckim ambasadorem Friedrichem Wernerem von der Schulenburgiem i ustalił z nim treść noty dla ambasadora Polski. O trzeciej ambasador Wacław Grzybowski otrzymał tę notę od zastępcy ludowego komisarza spraw zagranicznych ZSRR Władimira Potiomkina. Mówiła ona, że „państwo polskie i jego rząd faktycznie przestały istnieć”, dlatego Sowiety postanowiły „wziąć pod obronę życie i mienie ludności zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi”.
Niewiele później 800 tys. sowieckich żołnierzy wspieranych przez 5 tys. czołgów zaatakowało Polskę. Przeciwstawiły się im załogi strażnic Korpusu Ochrony Pogranicza i rozmaite jednostki tyłowe, choć wydana tego dnia dyrektywa marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego brzmiała: „Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony albo próby rozbrojenia oddziałów”. Ale też nie do każdego polskiego oddziału ona dotarła.
WILNO I GRODNO
Dobrym przykładem rozwoju wydarzeń był opór Wilna. Siły obrońców miasta liczyły ponad 7 tys. uzbrojonych ludzi z około szesnastu działami i ponad stu karabinami maszynowymi. Dowódcy wileńskiego garnizonu byli przekonani, że miasto powinno stawić opór Armii Czerwonej. Ale w godzinach południowych 18 września stacjonujący w Grodnie gen. Józef Olszyna-Wilczyński przekazał im rozkaz, aby w razie nadejścia wojsk sowieckich wycofać się na Litwę. Rozkaz ten wywołał chaos w polskiej obronie.
Sowieckie czołgi podeszły pod Wilno 18 września około szesnastej. Doszło do walk, m.in. w rejonie wiaduktu kolejowego, lotniska i stacji kolejowej oraz cmentarza na Rossie, a potem przy ważnym dla obrońców Moście Zielonym. Sowieci napotkali silny opór i przerwali natarcie. Dopiero rankiem 19 września ruszyły wszystkie siły pancerne wroga, a starcia trwały do popołudnia. Według źródeł sowieckich ich straty w walkach o Wilno wyniosły 13 zabitych, 24 rannych, zniszczonych pięć czołgów i samochód pancerny oraz trzy samochody pancerne uszkodzone. Faktycznie straty sowieckie były wyższe. Część obrońców Wilna rozproszyła się po domach, część przekroczyła granicę litewską, inni toczyli walki na pograniczu litewsko-polskim.
Niektórzy zaś dotarli do Grodna. Przed wojną odgrywało ono rolę miasta garnizonowego. Tu znajdowało się Dowództwo Okręgu Korpusu III ze wspomnianym już gen. Olszyną-Wilczyńskim. Ale większość oddziałów wysłano na zachód Polski. W połowie września w Grodnie organizowano oddziały zapasowe, w sumie ponad 2,5 tys. ludzi. Sowieci dotarli do miasta dopiero 20 września. Dlaczego od granicy szli trzy dni? Odpowiedź może być niespodzianką: zabrakło im benzyny. Czołgi musiały stanąć, zlano paliwo do około dwudziestu i te ruszyły na zachód.
Czerwonoarmiści usiłowali dostać się do Grodna przez mosty na Niemnie. Kilka czołgów wjechało do centrum, siejąc postrach. Ale Sowieci nie byli szkoleni do walk w mieście. Czołgom trudno było poruszać się wąskimi uliczkami. A tam czekali na nich polscy żołnierze i młodzież z butelkami z płynem zapalającym. Obrońcy mieli do dyspozycji zaledwie dwa działa przeciwlotnicze. Jedno z nich stanęło na skarpie nad Niemnem i strzelało do nacierających. Boforsy nie miały pocisków przeciwpancernych, ale i tak ich strzały były skuteczne.
Tymczasem w mieście „powstanie” usiłowali zorganizować komuniści. Część z nich wydostała się z więzienia; uzbrojeni, sądzili, że łatwo opanują Grodno. Jednak szybkie przeciwdziałanie policji i wojska udaremniło ich plany. Ale obrońcy nie mieli szans na zwycięstwo. Do miasta dotarła co prawda Rezerwowa Brygada Kawalerii „Wołkowysk” z gen. Wacławem Przeździeckim, ale ten postanowił wycofać się na Litwę i wezwał do tego obrońców.
Nie wszyscy się podporządkowali. Nad ranem 22 września z miasta wyszedł dowódca obrony mjr Benedykt Serafin z większością wojska, ale niektóre punkty oporu broniły się dłużej. Straty sowieckie są oficjalnie oceniane na 53 zabitych i 161 rannych oraz zniszczonych 19 czołgów i 3 samochody pancerne, ale jak wynika z relacji obrońców, w rzeczywistości były o wiele wyższe. Po południu Grodno było już w rękach sowieckich. Zaczął się pogrom – mordowano jeńców i cywilów.
KODZIOWCE I SZACK
Mniej znany jest bój o Kodziowce. W wiosce tej, po przejściu przez Grodno, rozlokował się 101. pułk ułanów z brygady „Wołkowysk”. Około godz. 1.30 w nocy z 21 na 22 września został on zaatakowany przez sowieckie czołgi. We wsi rozpętało się piekło. Huk strzałów armatnich, jazgot broni maszynowej i palba karabinowa mieszały się z wybuchami granatów, jękami rannych, kwikiem i rżeniem koni. Wrogie czołgi pozbawione osłony piechoty, która została odcięta ogniem polskich żołnierzy, były niszczone bądź uszkadzane, głównie za pomocą butelek napełnionych benzyną lub naftą z prowizorycznym, podpalonym knotem w szyjce. Gdy zabrakło butelek, polscy żołnierze rzucali… lampami naftowymi. Według szacunkowych danych Polacy zniszczyli i uszkodzili 17 czołgów.
28 września koło Szacka (położonego na Ukrainie, ok. 10 km od dzisiejszego trójstyku granic Polski, Białorusi i Ukrainy) broniło się 4 tys. żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza. Sowieckie czołgi i samochody z piechotą ruszyły groblą koło jeziora na pozycje polskie, które znajdowały się na wschód i południowy wschód od wsi. Polacy podpuścili wroga blisko i otworzyli ogień z dział przeciwpancernych i karabinów maszynowych. W czasie walki zniszczono kilka czołgów, które zablokowały wąską groblę. Potem nasi żołnierze zaatakowali i zdobyli Szack. Łącznie Sowieci stracili co najmniej kilkanaście czołgów i ciągników artyleryjskich, ale Polacy musieli wycofać się na zachód. Później, 1 października, 2 tys. żołnierzy KOP skutecznie walczyło pod Wytycznem koło Włodawy.
Oczywiście to nie wszystkie warte odnotowania polsko-sowieckie starcia z września 1939 r. Było ich o wiele więcej, sporo zostało opisanych, inne czekają na opracowania. A jest to potrzebne nie tylko ze względu na pamięć o obrońcach naszych Kresów. Rosja – tak jak wcześniej ZSRR – dowodzi, że 17 września 1939 r. nie było żadnej sowieckiej agresji, bo Wojsko Polskie się nie broniło. A to oczywista nieprawda. I trzeba głośno o tym mówić.