Przyznał, że w Katmandu i w Polsce zapanowała euforia.
Mnóstwo telegramów dostaliśmy już w Katmandu. Poczta nepalska wydała kopertę i znaczek okolicznościowy. W kraju powitanie na lotnisku przez ludzi to była istna euforia, ale „czynniki rządowe” tylko przesłały gratulacje. Powód był jasny - Zawada wysłał jednocześnie depeszę o sukcesie do pierwszego sekretarza PZPR i… papieża Jana Pawła II. Podpadł tym na kilka lat. Potem dostaliśmy - wszyscy uczestnicy wyprawy - złote medale od Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Sportu (GKKFiS), co łączyło się z drobną gratyfikacją finansową
- przypomniał Pawlikowski.
Każdy z uczestników wyprawy Andrzeja Zawady musiał zgromadzić sprzęt osobisty, na który składało się 70 pozycji, nie tylko alpinistycznych, m.in. sześć par butów, w tym wizytowe oraz sandały.
Mieliśmy też marynareczki i krawaty z logiem Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Zawada dbał o te elementy reprezentacyjne. W stroje ubieraliśmy się podczas wszystkich oficjalnych spotkań, w ambasadach, w Ministerstwie Turystyki Nepalu, etc.
- wspomina Wielicki w książce „Mój wybór”, która ukazała się w 2014 roku.
Jednym z elementów wyposażenia, mającego obecnie wartość historyczną, były buty wysokogórskie na korkowej podeszwie. Korek znakomicie izolował zimno, ale sprawiał, że alpiniści czuli się jak na koturnach. Obuwie to znajduje się w Muzeum Spotu i Turystyki w Warszawie.
Postęp, jeśli chodzi o sprzęt, jest ogromny. Takiej różnicy nie było między tym, czym dysponowali pierwsi zdobywcy i my, w 1980 roku. Buty były zrobione w Krośnie według pomysłu Zawady. By nie uciekało ciepło miały pięciocentymetrową warstwę korka. Z zewnątrz były nieusztywnione, więc chodziliśmy jak na koturnach. Nie było raków automatów. Przywiązywaliśmy je do butów. Taśmy zawsze zamarzały. Trzeba było je ciąć przy zdejmowaniu i przy kolejnym wyjściu znowu wiązać nowe
- dodał Cichy.