Tym, którzy nie wierzą w piekło, zawsze mówię, że wystarczy przyjechać do Syrii, by się przekonać, czym ono jest – powiedział nuncjusz apostolski w tym kraju, kard. Mario Zenari.
Przypomina on, że co dzień ginie tam kilkadziesiąt osób, na ulicach leżą zwłoki dzieci, trwają bombardowania, widać nie tylko plamy, ale też kałuże krwi.
– Trudno opisać niektóre okrucieństwa. Największy ból sprawia mi to, że dotykają one niewinnych ludzi, ludzi prostych, cywilów, kobiety, dzieci. To naprawdę jest straszna wojna – stwierdził kardynał, który 25 marca objął w Rzymie swój kościół tytularny Matki Bożej Łaskawej w pobliżu Watykanu (Santa Maria delle Grazie alle Fornaci fuori Porta Cavalleggeri).
Tymczasem świat nie chce słyszeć krzyku mieszkańców Syrii, nie zauważa bomb spadających na Aleppo, Damaszek, Idlib, nie chce wiedzieć o 400 tys. zabitych, 2 mln rannych, z których wielu zostało okaleczonych, 5 mln uchodźców i 6 mln przesiedleńców wewnątrz kraju, oczekujących na pomoc humanitarną. Wspólnota międzynarodowa to widzi i nic nie robi – oskarżył nuncjusz apostolski w Syrii.
Według niego, nie wystarczą apele i konferencje międzynarodowe, takie jak te w Genewie i Astanie. Trzeba zauważyć cierpienia ludzi, by podjąć konkretne działania, takie jak np. „Otwarte szpitale” – pomoc dla trzech szpitali w Aleppo i Damaszku.
Zdaniem kardynała, jedynym światowym przywódcą, który nie zamyka oczu na problemy Syrii, jest papież Franciszek, który na bieżąco prosi o informacje z tego kraju. Ojciec Święty jest gotów pojechać do Syrii, lecz nie jest to możliwe bez zapewnienia minimum bezpieczeństwa nie tylko jemu, ale przede wszystkim ludziom, którzy przyszliby na spotkanie z nim. Inaczej musiałby siedzieć w zamkniętej nuncjaturze. Nie może wziąć na siebie odpowiedzialności, że w tłumie wysadzi się jakiś kamikadze. – Papież jest gotów, ale musi poczekać, dla bezpieczeństwa wszystkich – oświadczył kard. Zenari.