Dawno, dawno temu... a może całkiem niedawno, tuż przed moim ślubem, przyjaciółka zapytała, co chciałabym dostać w prezencie.
fot. Barbara Wiśniowska/Idziemy
„Książkę kucharską, bo nie umiem gotować” – odparłam. „Nie ma mowy! To nie ty masz gotować, tylko mąż!” – w powietrzu zapachniało feminizmem.
Zbyt późno pomyślałam, że wszystko jedno, kto gotuje, książka i tak by się przydała. Byliśmy bardzo młodzi, żadne z nas nie umiało gotować.
Dziś mam już tych książek trzy pełne półki, z gazet wycinam przepisy i wkładam do segregatora. Największe cuda zaznaczam sobie zakładkami, ale i tak tam nie zaglądam. Najbardziej interesujące propozycje zapisują mi się w głowie podczas przeglądania nowych książek i gazet, nie dają o sobie zapomnieć i raz po raz pukają do drzwi pamięci.
Zanim zobaczyłam przepis na pesto z marchwianej naci, tylko mnie irytowało, że młoda marchew jest sprzedawana z jakimś niepotrzebnym zielskiem. Tymczasem te listki okazują się wielkim skarbem. Uwielbiam pesto z bazylii, więc ucieszyłam się, że mogę przygotować sama tańszą wersję, bez konserwantów. Kiedy u rodziców spostrzegłam dużą grządkę marchewki, zapamiętany przepis upomniał się o wykonanie go.
Nać marchwi jest cenniejsza niż korzeń! Zawiera więcej witamin C, K, chlorofilu, a ponadto żelazo, wapń, potas, magnez, przeciwutleniacze, karotenoidy i związki fenolowe. W medycynie ludowej była stosowana na rany, choroby jamy ustnej, dziąseł, jako środek odtruwający i odświeżający oddech. Dziś wiemy, że poprawia wzrok, krążenie krwi, ciśnienie i odporność.
PESTO Z NACI MARCHEWKI
Składniki: 1 szklanka naci młodej marchwi | 2 ząbki czosnku | ¼ szklanki łuskanych nasion słonecznika | 2 łyżki oliwy | 4 łyżki soku z cytryny | ¼ szklanki tartego parmezanu | 1 łyżeczka imbiru | sól (opcjonalnie)
Sposób przygotowania: Nać myjemy i kroimy na małe kawałki. Czosnek rozgniatamy nożem. Wszystkie składniki miksujemy w blenderze. Pesto możemy dodawać do kanapek, ryżu, mięsa, makaronu i pizzy. Przechowuje się je w lodówce przez dwa dni.