Rzeczownik tabloid, zgodnie z definicją słownikową oznaczający ‘gazetę codzienną, mającą kolorowe zdjęcia i sensacyjną treść’, funkcjonuje w polszczyźnie już od dość długiego czasu.
fot.pixabay.com/CC0
Przed tygodniem, na przykładzie wyrazów typu dudabus, trzaskobus, a także mammobus i onkobus, pokazywałem proces seryjnego tworzenia nowych słów według jakiegoś modelu słowotwórczego. Częściej jednak bywa tak, że powstają całe grupy różnych wyrazów (czasowników, rzeczowników, przymiotników i przysłówków) mających ten sam rdzeń i dotyczących jakiegoś nowego zjawiska. Przywołam dziś jeden wyrazisty przykład takiej rodziny słowotwórczej.
Rzeczownik tabloid, zgodnie z definicją słownikową oznaczający ‘gazetę codzienną, mającą kolorowe zdjęcia i sensacyjną treść’, funkcjonuje w polszczyźnie już od dość długiego czasu. Jego pojawienie się wiązało się ze zmianami na polskim rynku prasowym i powstaniem takich właśnie kolorowych pism, których celem było (i jest) nie informowanie o bieżących wydarzeniach politycznych, społecznych itp., ale dostarczanie niskich lotów rozrywki, plotek oraz sensacji. Tabloidy były wielokrotnie krytykowane za brutalizację, za łamanie norm obyczajowych, za wkraczanie w prywatność znanych osób itp. (taka negatywna ocena widoczna jest choćby w innych nazwach tego typu gazet: prasa plotkarska, brukowce, szmatławce, gadzinówki), jednak stały się one bardzo popularne. Co więcej, proponowany w nich sposób widzenia i opisywania świata okazał się, można powiedzieć, „zaraźliwy” i podobnie zaczęto pisać i mówić także w innych mediach, a także poza nimi. Zjawisko to zyskało nazwę tabloidyzacji; autorzy Obserwatorium Językowego definiują ją jako ‘nadawanie czemuś cech tabloidu, zwłaszcza poprzez przedstawianie rozmaitych zjawisk w sposób nierzetelny i uproszczony, mający na celu wywołanie sensacji i odwołujący się do emocji; także nabieranie cech tabloidu przez coś’. Warto dodać jeszcze inne przejawy tabloidyzacji mediów: skracanie dystansu między nadawcą a odbiorcą, dominację obrazu nad treścią oraz interpretacji i opinii nad faktami, a w warstwie językowej m.in.: używanie słownictwa silnie nacechowanego stylistycznie, wartościującego, hiperbolizacja itp.
Co ciekawe, rzeczownik tabloidyzacja oraz powiązane z nim nowsze czasowniki tabloidyzować i stabloidyzować(i utworzone od nich imiesłowy) są dziś słowami negatywnie określającymi nie tyko zjawiska medialne. W tekstach widoczny jest przy tym wyrazisty proces rozszerzania ich łączliwości i zarazem znaczenia. Kiedy czytamy np. zdanie: W stabloidyzowanym świecie notorycznie otrzymujemy „pikantne” informacje na temat polityków, artystów, sportowców czy też różnych innych celebrytów, którzy są znani z tego, że są znani, to choć słowo stablozidyzowany bezpośrednio odnosi się do świata, tak naprawdę nazywa jeszcze zjawiska wyraźnie związane z przekazywaniem (specyficznych) informacji w różnego typu mediach (już nie tylko drukowanych). Kiedy jednak czytamy: Ta partia tabloidyzuje politykę! czy też: Byle tylko politycy nie wyciągnęli pochopnych wniosków, że trzeba stabloidyzować kampanię tuż przed metą, to interesujące nas słowa odnoszą się już do innej, pozamedialnej rzeczywistości. Nadal częściowo pozostajemy w sferze przekazywania informacji, komunikowania się, ale chodzi już o coś więcej: o brutalizację i banalizację różnego typu wypowiedzi i działań politycznych, o odejście od kwestii merytorycznych i poważnej, pogłębionej refleksji na rzecz pogoni za sensacją, emocji, epatowania tym, co szokujące.
Jeszcze dalej idącą zmianę znaczeniową widać w następującym kontekście: Z czasem, tak jak prasa czy telewizja, również kabaret musiał się stabloidyzować: aby osiągnąć sukces komercyjny, musiał pozbyć się ambicji artystycznych i postawić na humor prosty. Kabaret, który się stabloizdyzował, to kabaret posługujący się żartami niskich lotów, prezentujący prymitywny humor.
Jak widać, tabloidyzacja dotyczy, niestety, coraz większej liczby różnego typu zjawisk społecznych…