Jak pisałem w poprzednim odcinku, czasownik umierać tradycyjnie odnoszony był przede wszystkim (poza kontekstami metaforycznymi) do ludzi.
fot. Bekka Mongeau/pexels.com
O zwierzętach mówiono zwykle, że zdychają lub padają. To wyraziste rozróżnienie związane jest z ogólniejszym zjawiskiem oddzielania w języku tego, co ludzkie, od tego, co zwierzęce. A może nawet bardziej z wynikającym z deprecjonowania zwierząt i tego, co dla nich charakterystyczne, co ich dotyczy. Świat ludzi zawsze był ważniejszy i lepszy od świata zwierząt (pośrednio pokazują to choćby liczne frazeologizmy i przysłowia ze zwierzęcymi bohaterami – z pieskim życiem i psią pogodą na czele). To dlatego inaczej mówi się (mówiło się?) o śmierci człowieka i śmierci zwierzęcia – ta druga jest (była?) uznawana za mniej ważną.
Wahanie w wyborze form czasownikowych w poprzednim zdaniu wynika z obserwacji dyskusji, którą wywołał głośny wywiad z prof. Jerzym Bralczykiem. Pokazała ona, że w świadomości wielu użytkowników polszczyzny, a także w ich języku zaszła lub zachodzi istotna zmiana. Zupełnie inaczej patrzą oni na zwierzęta, dowartościowują je, traktują jako niemal równoprawnych lub wręcz równoprawnych współmieszkańców Ziemi. Jest to proces ogólnoświatowy, związany m.in. z pogłębionymi badaniami, dowodzącymi, że wiele zwierząt ma samoświadomość, używa narzędzi, potrafi się komunikować czy odczuwać emocje – a więc mają one cechy i przejawiają zachowania do niedawna uznawane za wyłącznie ludzkie. Nic więc dziwnego, że głośno mówi się o prawach zwierząt (ich wprowadzenie niektórzy filozofowie postulowali zresztą znacznie wcześniej, dość przypomnieć angielskiego myśliciela Jeremy’ego Benthama i jego pracę Wprowadzenie do zasad moralności i prawodawstwa z 1789 r.), a nawet o uznaniu przynajmniej przedstawicieli niektórych gatunków za „osoby nieludzkie”.
Odchodzenie od wąsko rozumianego antropocentryzmu i przemiany kulturowe związane ze sposobem, w jaki obecnie traktuje się zwierzęta domowe (zwłaszcza psy, koty czy np. konie), w oczywisty sposób wpływają na język. To właśnie dlatego wypowiedź prof. Bralczyka wywołała taki rezonans. I to właśnie dlatego w większości głosów wobec niej krytycznych, w których zdecydowanie opowiadano się za mówieniem, że zwierzę umiera, powtarzały się emocjonalne wspomnienia bliskich relacji mówiących z ich zwierzęcymi podopiecznymi. Język okazał się więc wtórny wobec emocji i postawy wobec świata.