W sprawach liturgicznych sobór spowodował rewolucję. Zrodziła ona kontrrewolucję, czyli tradycjonalizm, zwłaszcza lefebryzm.
II Sobór Watykański
fot. Lothar Wolleh | praca własna | CC BY-SA 3.0 | link
Czuję niepokój, patrząc na tradycjonalistów, bo z jednej strony widzę tam ludzi mających przemyślane i pewnie spójne konserwatywne poglądy, a z drugiej strony dostrzegam dziwaków wysyłających mi przez komórkę wątpliwej produkcji pomysły pobożności i bardzo wybiórcze korzystanie z Pisma Świętego, np. unikające mówienia o tym, co dobre. Widzę sporo wzbudzających szacunek znaków pobożności, estetykę śmiesznych firanek lub supereleganckich szat liturgicznych, także gestów niepasujących do zachowania mężczyzny. Rozumiem też konserwatywną krytykę papieża, soboru, ruchów i księży, bo mi się też nie wszystko podoba w Kościele, ale odbieram to wszystko jako zbyt agresywne, zajadłe i lękowe jednocześnie. Czy można ten problem wyjaśnić?
Pytałem księży cieszących się moim największym szacunkiem, a pamiętających czasy przedsoborowe, o ich opinie na temat tradycjonalizmu. Orzekali zgodnie, że reformy były konieczne i nieuniknione. Kościół przed soborem jawił się im jako coraz mniej ewangeliczny, za mało zajmujący się Jezusem Chrystusem i Jego Słowem, a za bardzo skupiony na grzechu, prawie, ludzkich wysiłkach i przepisach. Ludzie i liturgia byli traktowani ze zbyt małą miłością. Osobiście nie pamiętam tych czasów, ale widząc zachowanie i nauczanie księży wyświęconych przed Vaticanum II, skłaniam się ku tezie, że sobór i ruchy odnowy Kościoła były dziełem Ducha Świętego. Były ratunkiem Kościoła. Sam jestem pod wrażeniem piękna i treści dokumentów soborowych.
W sprawach liturgicznych sobór spowodował rewolucję. Zrodziła ona kontrrewolucję, czyli tradycjonalizm, zwłaszcza lefebryzm. Nie bez powodu. Dokumenty soborowe są piękne, ale wykonanie ich – zwłaszcza na zachodzie Europy – bywało głupie i zlaicyzowane. Jak to powiedział mój ojciec chrzestny: jeśli można przestawić ołtarz w kościele, to już wszystko można przestawić.
Czy można problem tradycjonalistów rozwiązać? Po ludzku nie. Papieże, także Franciszek, wyciągali rękę do lefebrystów, dając im kolejne prawa. Gesty dobrej woli i racje intelektualne okazały się niewystarczające. Każdy człowiek dokonuje decyzji duchowych w tajemnicy serca. Można się w argumentach rozumowych pomieszanych z uczuciami zagalopować. Tak w dyskusji zagalopował się kiedyś geniusz religijny Marcin Luter. Tak w polemice zagalopowują się niektórzy księża i świeccy. Poszli tak daleko od domu, że wstyd i strach im już zawrócić. Bóg jeden może sprawić cud przemiany w uparciuchu, cud powrotu. Więcej można zrobić modlitwą, postem i jałmużną w intencji tradycjonalistów niż dyskusjami.