Kiedy Bóg pozwala zrozumieć sens wszystkiego, co nas spotkało i spotyka, wtedy odczuwamy wielkie pocieszenie.
fot.pixabay.com/CC0
Spotkała mnie ostatnio seria niepowodzeń, które mnie przywaliły niczym stos kamieni. Zresztą to kolejna taka seria. Nawracam się systematycznie, nie żyję w grzechu i ofiaruję te niepowodzenia za grzechy swoje i rodziny. Nie mam pretensji do Boga, lecz zastanawiam się, jaki sens ma moje życie przeciętne, skromne, utrudzone, w którym muszę wszystko zaczynać wciąż jakby od nowa?
Wiara chrześcijańska podaje nam konkretny sens całego życia. Poznać Boga, pokochać Go, przyjąć Jego miłość, potem przekazać ją innym, a na koniec zjednoczyć się z Bogiem. To jest cel ostateczny. Ma on tę zaletę, że nie przemija i można go zawsze i w każdych warunkach realizować.
Pani pytanie dotyczy jednak sensu cząstkowego, celu na danym etapie życiowym. To temat niezwykle ważny. Widzimy bowiem, że kiedy Bóg pozwala zrozumieć sens wszystkiego, co nas spotkało i spotyka, wtedy odczuwamy wielkie pocieszenie. Wspominam kilka osób, które opowiadały mi o swoim szczęściu. Przychodziło ono zwykle po jakimś trudnym dla nich okresie, po długiej chorobie. Osoby te płakały ze radości, gdy wreszcie rozumiały, dlaczego Bóg ich poprowadził tak, a nie inaczej. Psalmy przestrzegają, że człowiek traci rozsądek, kiedy mu się za dobrze powodzi. Zaletą wielkich „serii niepowodzeń” jest fakt, że szukamy wtedy tego, co najważniejsze, a więc sensu. Wydaje się, że szczęście jest skutkiem ubocznym przekraczania siebie, oddawania siebie. Natomiast zbyt duża koncentracja na zaspakajaniu swoich potrzeb, oczekiwaniach, brakach, głodach paradoksalnie oddala nas od szczęścia i sensu życia.
Podobał mi się film Kingi Dębskiej „Plan B”. Chodziło tam o znalezienie nowego sensu życia po wielkim niepowodzeniu. Realizujemy wszyscy kolejne cele życia: wykształcenie, założenie rodziny, wychowanie dzieci. Lecz to naturalnie przeminie, np. dzieci założą swoje własne rodziny lub umrze małżonek. Każdy musi odkryć sam nowy cel: do czego teraz zaprasza mnie Bóg? Podpowiedź jest w głosie sumienia. Podpowiedzią są nasze talenty dane i zadane od Boga. Podpowiedzią bywają także potrzeby danego czasu w naszym otoczeniu. Święty Brat Albert najpierw walczył w powstaniu, bo taka była potrzeba patriotyczna. Potem malował, bo taki miał talent. A potem zajął się ubogimi, bo taka była bieda. Warto zapytać: gdzie najbardziej będę mogła kochać? I skupić się na swoich unikatowych darach, na osobistym zestawie talentów. Będziemy z nich rozliczani na końcu czasów. Talenty nie muszą być wybitnymi zdolnościami. Nie trzeba być geniuszem, żeby kochać.