Historia życia każdego człowieka mieści w sobie okresy radości i strapienia.
fot.pixabay.com/CC0
Mija rok, od kiedy mamy pandemię, dla mnie fatalny. Oprócz tych niesympatycznych rzeczy, które wszyscy przeżywaliśmy, jako społeczeństwo, spadła na mnie cała seria osobistych niepowodzeń. Reaguję na nie złością, stanami depresyjnymi. Najtrudniejsze jest to, że nie widzę w tym sensu. Zawsze czułam, że Bóg daje coś – nawet dramatycznego – w jakimś celu, teraz tego nie czuję…
Historia życia każdego człowieka mieści w sobie okresy radości i strapienia. W czasie radości każdy jest mądry. W czasie strapienia życie wydaje się nam niezrozumiałe, trudne, pełne pułapek i prawie samotne. Głowa napełnia się niekończącymi się ciężarami albo pustką drwiącą z całej naszej dotychczasowej filozofii czy teologii. Diabeł podrzuca wtedy myśli kpiące, szydzące: czy to wszystko ma jakikolwiek sens? Czy Bóg dobry i miłosierny pozwoliłby na coś takiego?
Pismo Święte nazywa taki czas najczęściej „nocą”. Nocą nie widać świateł, kierunku, prawdziwego kształtu świata. Noc niepokoi i przeraża. Wyróżniamy w teologii noc zmysłów, noc ducha i noc doświadczeń. Noc zmysłów, czyli psychiczna, przypomina depresję i z nią się przeplata. To stany ciężkich myśli, uczuć, bardzo trudne nastroje. Jak przy małej depresji narasta niecierpliwość, egocentryzm i infantylizm, przy dużej wzrasta lękliwość, smutek i „umieranie”. Głębsza, wprost czarna i namacalna jest noc duchowa. Towarzyszy jej przeczucie, że z własnej winy oddaliliśmy się od Boga. Trzecia noc, noc doświadczeń, oznacza stan, jakby Bóg nas opuścił, zostawił „bez naszej winy” i pozwolił nas prześladować diabłu czy okolicznościom. Doświadczamy mnóstwo pokus nęcących albo straszących i wielu życiowych przeciwności. Ich liczba kilkakrotnie przekracza rachunek prawdopodobieństwa.
Prorok Jeremiasz nazywa noc doświadczeń „rokiem posuchy”. Fatalny „rok” można przeżyć na dwa sposoby. Jeremiaszowe porównanie uczy: albo człowiek jest „podobny do dzikiego krzaka na stepie, nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście”; albo „podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi; nie obawia się, skoro przyjdzie upał, bo utrzyma zielone liście; także w roku posuchy nie doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców” (Jr 17, 5-8). Historia Kościoła pokazuje, że ludzie podczas zarazy chętnie uciekają w swój „grajdołek”, a po zarazie rzucają się chciwie na uroki zakazane im wcześniej. A potem schną jak krzaki, jak plewa. Życzę Pani bycia drzewem, zawsze zielonym, owocującym, utrzymującym korzenie w strumieniu łaski Bożej.