Zawsze, kiedy dziecko uparcie się buntuje, trzeba zapytać, jaki jest tego powód.
fot. pexels.com
Nasz syn od lat trwa w agresywnym buncie. Z niezrozumiałą wściekłością domaga się wolności, choć ma sto razy większe swobody niż my w dzieciństwie. Uważa, że w niczym nie możemy go ograniczać, a na każdą naszą prośbę mówi, że stosujemy przymus psychiczny, manipulacje i terroryzm.
Zawsze, kiedy dziecko uparcie się buntuje, trzeba zapytać, jaki jest tego powód. Najpierw trzeba szukać belki we własnym oku. Bywa, że rodzice nie uświadamiają sobie nawet, że są nadmiernie kontrolujący, że ich troska ma poziom przesadny i że właśnie ona jest już agresywna. Rodzice mają nieraz tak dokładny i szczegółowy plan na szczęście dziecka, że nie pozostawiają mu nawet odrobiny wolności, przestrzeni samostanowienia. Piszę tu o rodzicach, którzy są wspaniałymi ludźmi, ale bez świadomości, że są kiepskimi rodzicami. Jeśli dziecko stawia opór od lat, może to od lat nasza wina?
Przyczyn buntu może być wiele, ale to już sprawa na dłuższą rozmowę z kimś doświadczonym pedagogicznie.
Oczywiście, opinie syna przytaczane przez Państwa łatwo podważyć. Hasło, że nic nie powinno go ograniczać, jest głupie. Jak zamierza pozbyć się ograniczeń ciała, przyciągania ziemskiego, konieczności jedzenia, bezwzględności starzenia się? Nikt nie jest w stanie uświadomić sobie setek uwarunkowań biologicznych, psychicznych i duchowych, jakie nas ograniczają.
Niezależnie od braku logiki i oderwania od realiów życia hasła o „wolności” sygnalizują jednak potrzeby Państwa syna. Obietnica wolności uskrzydla ludzi.
Oczywiście, syn powinien dobrze rozumieć wolność. Kościół uczy, że wolność jest możliwością świadomego i dobrowolnego wybierania dobra. Jeśli człowiek wybiera zło, to już nie jest wolny. Czy wolni są ludzie domagający się wolności do narkotyków, do zabijania innych, do łamania obietnic czy okrucieństwa? Morderców osadzamy za kratkami, czyli orzekamy karę pozbawienia wolności. Ograniczamy ich wolność – czy raczej ich zniewolenie?
Zadziwia mnie pewna niekonsekwencja. Młodzi ludzie buntują się wściekle przeciwko rodzicom, ale jednocześnie siedzą jak mysz pod miotłą, żeby się nie narazić rówieśnikom, politycznej poprawności, dominującym mediom czy modzie. Nie ma dziś hipisów, nie ma prawdziwych buntowników. Młodzi podporządkowują się biernie naciskom społecznym i wymogom ekonomii. Protestują, ale odważni są tylko wobec rodziców i przeciw… dobru. No cóż, łatwo jest wystąpić przeciw Kościołowi, skoro 99 proc. społeczeństwa krytykuje Kościół. Gdyby młodzi potrafili stanąć po stronie czegokolwiek bardzo niepopularnego – przeciw naciskowi rówieśników – wtedy bym powiedział: „Szacun”.