Dyrektor Fundacji Migrantes, zajmującej się z ramienia episkopatu Włoch, imigrantami, ks. Giovanni De Robertis przykładem braku realizmu i łudzenia się, że można się nie liczyć z rzeczywistością, nazwał apel krajów członkowskich Grupy Wyszehradzkiej – Polski, Węgier, Słowacji i Republiki Czeskiej – do premiera Włoch, by zamknął porty swego kraju dla łodzi uchodźców, a tych którzy już tam są, zgromadził na wyspie Lampedusa.
fot. PAP/EPA/YANNIS KOLESIDISSzef włoskiego rządu odrzucił tę propozycję, mówiąc: „Od naszych sąsiadów, krajów które podzielają projekt europejski, mamy prawo spodziewać się przejawów solidarności, a nie nauki”. Stanowisko to podziela ks. De Robertis, który w rozmowie z Radiem Watykańskim powiedział, że propozycja czterech krajów europejskich jest wyrazem „zamknięcia i strachu”. „To odmowa widzenia rzeczywistości świata, w którym się żyje, rzeczywistości tragicznej, gdzie tak wielu istotom ludzkim odmawia się nie tyle godnego życia, co wręcz samej możliwości życia z powodu wojen, które się niestety nasilają: jak mawia często papież Franciszek, jesteśmy świadkami autentycznej 'trzeciej wojny światowej w kawałkach', również powodu handlu bronią, który kwitnie coraz bardziej, z powodu głodu i kataklizmów naturalnych”.
Apel Grupy Wyszehradzkiej to według włoskiego duchownego odrzucenie rzeczywistości, a także dowód iluzji, że można ocalić się samemu. Propozycje te poza tym są nierealne, zaprzeczają bowiem deklaracjom w sprawie praw człowieka. – Myślę, że należałoby spotkać i zobaczyć tę bosą ludzkość, niezdolną wręcz utrzymać się na nogach, te dzieci... Myślę, że brak tutaj spojrzenia w oczy tym naszym braciom. Nie są to zresztą problemy nie do pokonania. Uderzająca jest natomiast niezdolność Europy do wspólnego podjęcia tego niewątpliwego trudu, tego wyzwania: jednak przyjęcie miliona uchodźców na kontynencie, zamieszkanym przez 550 milionów – kontynencie najbogatszym na świecie – nie byłoby czymś niemożliwym, gdyby istniała jedność intencji – powiedział.