16 kwietnia
wtorek
Kseni, Cecylii, Bernardety
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Warszawska ośmiornica

Ocena: 4.825
1495

Trzeba było zmiany władz centralnych, by stołeczną dziką reprywatyzacją zajęto się na poważnie.

fot. Harald Groven via Foter.com / CC BY-SA

Szansę na przywrócenie normalności zarówno pokrzywdzeni i oszukani, jak i zwykli obserwatorzy życia publicznego widzą w powoli naprawianym wymiarze sprawiedliwości, a od niedawna także w tzw. komisji weryfikacyjnej. – Zaczynamy żmudną pracę, która ma naprawić krzywdę tysięcy ludzi – uznała premier Beata Szydło, wręczając nominację na szefa komisji wiceministrowi sprawiedliwości Patrykowi Jakiemu. Administracyjno-kancelaryjno-biznesowe układy, rozkradanie państwa i pozbawianie warszawiaków mieszkań, zdrowia i życia – o czym przypomina sprawa niewyjaśnionej śmierci Jolanty Brzeskiej – mają być przez komisję publicznie personalnie wskazane, szkody z ich udziałem naprawione, a sami sprawcy osądzeni przez odpowiednie organy państwa. O tym, że traktowanie Warszawy jak prywatnego folwarku może nie ujść płazem, świadczą próby torpedowania prac komisji. Środowiska zamieszane w podejrzane działania wokół warszawskich nieruchomości, dotychczas bezkarne, pozwalają sobie na podważanie jej konstytucyjności, choć ma ona odpowiednie umocowanie prawne, parlamentarne i rządowe.

 

Podekretowcy

Choć wielu chce o tym zapomnieć, „cały naród budował swoją stolicę”. Łożyli na nią pośrednio wszyscy – także ci, którzy dostawali za swoją pracę bezwartościowe dziś obligacje na jej odbudowę – przypomniano na spotkaniu poszkodowanych lokatorów i spadkobierców nieruchomości zorganizowanym niemal rok temu w Muzeum Powstania Warszawskiego. Bezpośrednio dzisiejsza Warszawa w swoich najpiękniejszych zakątkach to w przeważającej części właśnie dzieło jej obrońców. To nasi bohaterowie – wielu powstańców 1944 r. – wznosiło ją na nowo. Także domy, w których wcześniej mieszkali, stanęły na powrót dzięki nim – tak odbudowano znaczną część lewobrzeżnej stolicy. Niemało mieszkańców mniej zniszczonej prawobrzeżnej części powróciło do kamienic, które nie wymagały tak znaczącej pracy; oni sami służyli jednak odbudowie ukochanego miasta w innych jego częściach.

Przed wojną warszawiacy w większości mieszkali w budynkach prywatnych. Znaczna część po prostu wynajmowała mieszkania. Oprócz mieszkań i domów rządowych, nieprywatne były przed 1939 r. m.in. należące do gmin bieda-domki, w których dach nad głową znajdowali bezdomni lub ofiary nieszczęść budowlanych. W PRL większość miała mieszkać w domach państwowych, czyli, jak to szybko zaczęła głosić władza, „bez bata prywaciarza i spekulanta nad sobą”. Przedwojenne umowy prywatne (także poza Warszawą) zamieniono na nakazy lub przydziały mieszkaniowe, które w niektórych rodzinach mogą się jeszcze znaleźć. Priorytetem była jednak odbudowa.

„Wszelkie grunty na obszarze m.st. Warszawy przechodzą z dniem wejścia w życie niniejszego dekretu na własność gminy m.st. Warszawy” – ogłosiła nowo zamontowana w Polsce władza. Dokument z 26 października 1945 r., który wszedł w życie 21 listopada tegoż roku, „o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m.st. Warszawy”, zwany powszechnie „dekretem Bieruta”, miał ułatwić przywrócenie świetności miasta rękami wszystkich jego mieszkańców. Na tej podstawie jako pierwsze wywłaszczono grunty. Dawni właściciele mieli pół roku na złożenie wniosku o prawo użytkowania wieczystego swojej przecież ziemi oraz ewentualną jej zabudowę. W innym razie mieli dostać odszkodowanie, o które wystąpień w dekrecie czasowo nie ograniczono. Za gruntami nowe państwo zaczęło przejmować kamienice, zwłaszcza „bezpańskie”, o jakie po wojnie nie było trudno – szczególnie te należące do wymordowanych przez Niemców właścicieli żydowskich – oraz zadłużone względem państwa, których przez lata wojny przybyło. Wszystko działo się „w celu umożliwienia racjonalnego przeprowadzenia odbudowy stolicy i dalszej jej rozbudowy zgodnie z potrzebami Narodu, w szczególności zaś szybkiego dysponowania terenami i właściwego ich wykorzystania”. Pod tym samym pretekstem władza ludowa odmawiała później właścicielom i ich spadkobiercom prawa użytkowania czy odszkodowań. Sprawy załatwiano „dla wyższej konieczności”, „by żyło się lepiej – wszystkim”, choć z czasem zaczęło to oznaczać zabierane – czyli kradzione w majestacie ówczesnego prawa – wille dla komunistycznych dygnitarzy.

 

Po działeczce dla swojego

Po ponad 70 latach od wejścia w życie dekretu większa część spraw związanych z tamtymi „przejęciami” wciąż nie została przez Polskę zakończona. – Wielu z polityków może chciałoby przekreślić grubą kreską także tamtą część przeszłości, ale aby spokojny mógł być ktoś, ktoś inny ponosi niezawinioną szkodę – twierdzi spadkobierczyni roszczeń do działki przy ulicy Mińskiej na warszawskiej Pradze Południe. Wśród dawnych właścicieli i ich spadkobierców wciąż są tacy jak jej rodzina, którzy nie odzyskali praw do dawnych nieruchomości (dopiero uznanie prawa otwiera drogę do odszkodowania bądź zwrotu mienia). Wciąż liczni warszawiacy, mimo posiadania stosownych dokumentów, są odsyłani przez urzędników z kwitkiem – niektórzy od kilku dziesięcioleci. Z niektórymi walczono o kamienice w sposób bardziej niż bezpardonowy, z kierowaniem na przymusowe leczenie włącznie.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 16 kwietnia

Wtorek, III Tydzień wielkanocny
Ja jestem chlebem życia.
Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 30-35
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter