W Rosji historia II wojny światowej ukazywana jest już dokładnie tak, jak za czasów ZSRR: Związek Radziecki był krajem miłującym pokój, a 17 września 1939 r. wcale nie doszło do agresji na nasz kraj.
PAP/EPA/ALEXEI DRUZHININ / SPUTNIK / KREMLIN POOLAle jest też nowy trend: Polska staje się drugim, po hitlerowskich Niemczech, źródłem wszelkiego zła w okresie międzywojennym. Prezydent Rosji Władimir Putin znów zarzucił nam współpracę z Hitlerem i spowodowanie wybuchu II wojny światowej.
Sporów historycznych toczyliśmy i toczymy niemało. Litwini wciąż mają do nas pretensję o gen. Lucjana Żeligowskiego i jego „bunt” w 1920 r., czyli zajęcie Wilna i przyłączenie go do Polski. My zaś mamy pretensję do Litwinów o zabranie nam Wilna, włączonego do Litwy już jesienią 1939 r., jako „prezentu” od Stalina. Natomiast Czesi z wielką niechęcią wspominają przyłączenie do Polski Zaolzia w 1938 r., choć w 1919 r. zabrali je nam siłą, a po wojnie dostali znów – tym razem w efekcie decyzji Moskwy.
Z kolei my krytykujemy Ukraińców, że nie tylko nie chcą we właściwy sposób uszanować ofiar rzezi wołyńskiej z okresu II wojny światowej, ale jeszcze stawiają pomniki ideowemu patronowi UPA, Stepanowi Banderze, a sprawcy rzezi, upowcy, mają już wiele ulic nazwanych ich imieniem. Nacjonalistyczne środowiska na Ukrainie twierdzą z kolei, że Polacy przez wiek ich „kolonizowali”. I następny przykład: niektóre środowiska żydowskie w świecie dowodzą, że podczas ostatniej wojny Polacy wspomagali Niemców w eksterminacji Żydów. My zaś mamy do nich pretensję, że przeinaczają fakty, wyolbrzymiają negatywne dla nas dane i nie dostrzegają Polaków, którzy ratowali żydowskich współobywateli.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu drukowanym
Idziemy nr 28 (768), 12 lipca 2020 r.
całość artykułu zostanie opublikowana na stronie po 22 lipca 2020