Nie wiadomo, czy Pompeo chciał nawiązać do ustawy 447. Ustawa ta przyznaje Departamentowi Stanu USA prawo do wspomagania organizacji międzynarodowych zrzeszających ofiary Holokaustu, a także do udzielania im poprzez kanały dyplomatyczne pomocy w odzyskaniu żydowskich majątków. Nie wprowadza jednak żadnych sankcji wobec krajów, które będą się opierać ewentualnym naciskom amerykańskim. Zdumiewające, że nikt ze strony polskiej publicznie nie przypomniał amerykańskiemu sekretarzowi stanu o umowie polsko-amerykańskiej z 16 lipca 1960 r., zgodnie z którą władze USA w zamian za 40 mln dolarów (to równowartość dzisiejszych 340 mln dolarów) zobowiązały się przejąć wszelkie roszczenia amerykańskie za mienie pozostawione w Polsce, w tym – mienie Żydów, którzy znaleźli się w Stanach Zjednoczonych. WJRO na pewno o tym wie!
Pompeo popełnił jeszcze jedną gafę – celowo lub przez omyłkę. Wspomniał mianowicie Franka Blaichmana, dowodząc, że jest to „jeden z żydowskich partyzantów, którzy ryzykowali życiem, przeciwstawiając się nazistowskiej machinie wojennej. Jego życie było świadectwem niezłomności polskiego ducha i oddania amerykańskim ideałom, które mówią, że każdy, kto przykłada się do pracy, może osiągnąć swój cel. (…) Po wojnie został obywatelem USA. Bardzo dobrze funkcjonował jako deweloper w Nowym Jorku (…). Był ucieleśnieniem tego, o czym mówił prezydent Trump podczas wizyty w Polsce w 2017 r.: Polska żyje, Polska się rozwija, Polska zwycięża”.
Otóż Frank Bleichman – uratowany przez polską rodzinę, odznaczoną później izraelskim medalem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata – po wojnie pracował w aparacie bezpieczeństwa, był m.in. kierownikiem Wydziału Więzień i Obozów Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kielcach. W 1951 r. wyemigrował do USA. W swych pamiętnikach oskarżał AK o współpracę z hitlerowcami. W 2010 r. IPN wszczął śledztwo w sprawie podejrzenia Bleichmana o popełnienie przestępstw stalinowskich i mordowanie członków polskiego ruchu oporu.
W kontekście tych wypowiedzi drobiazgiem wydają się słowa amerykańskiej dziennikarki Andrei Mitchell z telewizji MSNBC, która powiedziała, że podczas powstania w getcie warszawskim Żydzi „walczyli przeciw polskiemu i nazistowskiemu reżimowi”. Po protestach m.in. polskiej ambasady w Waszyngtonie pani Mitchell przeprosiła za pomyłkę – niestety, tylko na swoim profilu na Tweeterze.
Co powiedział Netanjahu
Jeszcze bardziej bulwersująca była wypowiedź izraelskiego premiera. Problem polegał również na tym, że mówił on po hebrajsku, a znamy cytaty po angielsku; różne izraelskie media podają rozmaite ich wersje i na dodatek różnie piszą, na czyje pytanie odpowiadał.
Izraelski dziennik „Haaretz” cytował słowa Netanjahu następująco: „Polacy współpracowali z nazistami i nie znam nikogo, kto kiedykolwiek byłby sądzony za takie oświadczenie”. Według gazety była to odpowiedź na pytanie dziennikarza „Haaretz” dotyczące ustawy o IPN i możliwości składania pozwów cywilnych za oskarżanie narodu polskiego o udział w zbrodniach wojennych.
Inne pismo, anglojęzyczne „The Times of Israel”, doniosło, że była to odpowiedź na pytanie ich dziennikarza i że brzmiała ona: „Oto mówię, że Polacy współpracowali z nazistami”. Zdaniem mediów izraelskich problem polega na tym, że pierwotnie pisano (a konkretnie uczynił to „Jerusalem Post”), iż Netanjahu powiedział: The Poles, czyli o narodzie polskim, a w rzeczywistości chodziło o Poles, czyli o pojedynczych Polakach. I tak też dowodzili później oficjalni przedstawiciele rządu izraelskiego. Kancelaria premiera oświadczyła, iż wypowiedź Benjamina Netanjahu została błędnie zrozumiana i zacytowana w prasie.
Tym niemniej słowa izraelskiego premiera wywołały burzę w Polsce. Prezydent Andrzej Duda napisał na Twitterze: „Jeśli wypowiedź Premiera Netanjahu brzmiała tak, jak podają media, gotów jestem udostępnić Rezydencję Prezydenta RP »Zameczek« w Wiśle na spotkanie Premierów Grupy Wyszehradzkiej (V4). Izrael nie jest w tej sytuacji dobrym miejscem, by się spotykać, mimo wcześniejszych ustaleń”. Najwyraźniej jednak reakcja strony izraelskiej była bardzo szybka i kilka godzin później szef gabinetu prezydenta Krzysztof Szczerski oświadczył: „Otrzymaliśmy oficjalne wyjaśnienia strony izraelskiej dotyczące rzekomego cytatu słów premiera Izraela. Wygląda na to, że artykuł w »Jerusalem Post« to przykład szkodliwej manipulacji dziennikarskiej”.
Nie bardzo wiadomo, o co właściwie Netanjahu chodziło. Według „The Times of Israel” to właśnie on stara się zbudować „blok wsparcia dla Izraela w łonie Unii Europejskiej” i stąd jego dążenie do poprawy stosunków z Polską i innymi krajami Europy Środkowej. Jednak musiał wiedzieć, że jego słowa do Polaków dotrą. I że będą miały dramatyczny efekt.
Zbyt wiele problemów
Sprawna organizacja konferencji jest na pewno polskim sukcesem. Jednak nie bardzo wiadomo, czy USA i Izrael chcą wciągnąć nasz kraj do antyirańskiej akcji i czy akcja ta nie będzie prowadzić do wojny. Tym bardziej niejasny jest cel nieprzyjaznych dla Polski wypowiedzi amerykańskiego sekretarza stanu i izraelskiego premiera. Po co Pompeo mówił o oddawaniu żydowskiego mienia językiem WJRO i po co wspominał Żyda-ubeka? Dlaczego Netanjahu wspominał o Polakach kolaborujących z hitlerowcami?
To wszystko powoduje, że polska dyplomacja ma po zakończeniu obrad więcej problemów niż przed ich rozpoczęciem.