Obie izby amerykańskiego Kongresu uchwaliły w drodze aklamacji, czyli praktycznie bez żadnej debaty i jednogłośnie, ustawę nr 447. Stawką są nie tylko wielkie pieniądze, ale, poprzez uzależnienie gospodarcze, możliwość uczynienia z Polski republiki bananowej.
O samej ustawie napisano już wiele, więc podkreślmy tylko to, co stanowi w niej największe dla nas zagrożenie: kwestię mienia pozbawionego spadkobierców. Ustawa postuluje użycie mienia bezdziedzicznego dla dobra żyjących ofiar Holokaustu na rzecz upamiętnienia Zagłady i edukacji o niej oraz na inne cele. Ów zwrot „inne cele” stwarza podstawę do tego, aby roszczenia stały się beczką bez dna.
Prawne czy bezprawne?
Pomińmy, że zdumienie musi budzić, iż ponad 70 lat po zakończeniu wojny są jeszcze osoby, które ocalały z Zagłady, a które nie otrzymały sprawiedliwego zadośćuczynienia. Przecież Niemcy wypłacili odszkodowania idące w dziesiątki miliardów dolarów. Podobnie Polska: na mocy umowy z USA z 1960 r. wypłaciła 40 mln dolarów; w zamian za to rząd Stanów Zjednoczonych wziął na siebie obowiązek zadośćuczynienia za mienie przejęte przez ówczesne władze PRL. Obecnie Kongres domaga się zadośćuczynienia właśnie za to samo znacjonalizowane mienie!
Ta jednogłośnie przyjęta ustawa zdaje się pomijać powszechnie stosowaną zasadę prawną, że odszkodowania są wypłacane tylko raz. Tym samym osoba, która przyjęła zadośćuczynienie wypłacone czy to w ramach odszkodowań dokonywanych przez Republikę Federalną Niemiec, czy to przez PRL za pośrednictwem rządu USA, zrzekła się wszelkich dalszych roszczeń. Druga podstawowa rzecz: w zdecydowanej większości państw spadek, który nie ma prawowitych spadkobierców, automatycznie przechodzi na własność państwa. Zatem koncepcja wypłacania bliżej niesprecyzowanym osobom i instytucjom odszkodowań za mienie bezdziedziczne ma bardzo wątłe podstawy prawne.
Mamy do czynienia z największym kryzysem,
jaki dotyka nasze państwo po roku 1989.
Cała sprawa ma więc niewiele wspólnego ze sprawiedliwością i szukaniem prawdy (o czym szerzej za chwilę), co bynajmniej nie znaczy, że można ją bagatelizować. Wprost przeciwnie, mamy do czynienia z niesłychanym kryzysem i wszystkie dzwonki alarmowe winny dzwonić w stosownych urzędach, na co, niestety, nie wskazują reakcje ze strony polskich władz. Konieczne jest powołanie sztabu kryzysowego, ponieważ mamy do czynienia z największym kryzysem, jaki dotyka nasze państwo po roku 1989.
Aby zrozumieć powagę sytuacji, należy przypomnieć kilka innych wydarzeń bezpośrednio związanych z tą ustawą. Przed kilku tygodniami, 26 marca, w specjalnym liście 59 senatorów amerykańskich wezwało polski rząd do ustawowego zagwarantowania zwrotu – albo sprawiedliwej rekompensaty – za mienie zagrabione przez nazistów i później skonfiskowane przez komunistów. Napiszę jeszcze raz, że sprawa ta została uregulowana już w 1960 r.; ale ten fakt najwyraźniej nie dotarł do świadomości sygnatariuszy owego apelu. O tym, że komuniści rządzili Polską w wyniku porozumienia amerykańsko-sowieckiego zawartego w Jałcie, oczywiście jest głucho.
Skutki odwrotne
Cokolwiek by powiedzieć o tej inicjatywie senatorów, blednie ona w porównaniu z tym, co 25 kwietnia ogłosiło 58 członków Izby Niższej Kongresu. Otóż posłowie ci, reprezentujący obie główne partie polityczne, zwrócili się do ministerstwa spraw zagranicznych USA z apelem o niezwłoczne wywarcie dyplomatycznej presji na rządy Polski i Ukrainy z powodu rzekomych sponsorowanych przez te rządy przekłamań tyczących się Holokaustu. Kongresmeni potępiają uchwaloną nowelizację ustawy o IPN, przypominając protesty, jakie pod adresem Warszawy kierowały rządy Stanów Zjednoczonych i Izraela i domagają się jej uchylenia. Co więcej, wytykają, że, wbrew zapewnieniom prezydenta Andrzeja Dudy, ustawa ta jest używana do tłumienia wolności słowa (wytoczenie procesu sądowego argentyńskiej gazecie, domaganie się zmian w wystawie w Instytucie Yad Vashem, próba cenzury wypowiedzi pewnego izraelskiego burmistrza, który chciał wytknąć nam współudział w Zagładzie). Zatem amerykańscy politycy stanęli murem za prezydentem Izraela Reuvenem Rivlinem, który podczas uroczystości z okazji Marszu Żywych w Oświęcimiu powiedział, że owszem, to Niemcy zbudowali obozy śmierci, ale Zagłada byłaby niemożliwa, gdyby naziści nie cieszyli się pomocą m.in. Polaków, którzy także mordowali Żydów – poza obozami, ale i ocalałych, którzy po II wojnie światowej wracali do swoich domów. Tekst jego wystąpienia został opublikowany na stronie internetowej izraelskiego MSZ.