Papieski jałmużnik kardynał Konrad Krajewski - przebywający w Chersoniu na południu Ukrainy, dokąd zawiózł pomoc humanitarną - powiedział Radiu Watykańskiemu, że zobaczył na miejscu tragiczną sytuację w mieście, które zostało zalane w wyniku wysadzenia tamy na Dnieprze w Nowej Kachowce. Jak podkreślił, ludzie bardzo cierpią, cały czas są bombardowania, wyją syreny i nie ma ulicy, gdzie by nie było zniszczeń.
Polski kardynał, który pojechał na Ukrainę już po raz szósty od początku rosyjskiej inwazji na ten kraj, podkreślił: Razem z biskupem Janem Sobiło z Zaporoża
odwiedziliśmy wszystkie wspólnoty, które tutaj pozostały począwszy od grekokatolików, przez także Kościół prawosławny podlegający Moskwie, miejscową parafię. Spotkaliśmy się z ludźmi, byliśmy w szpitalu, a właściwie w tym, co pozostało po szpitalu, bo też został zbombardowany. Jest tam tylko kilka rodzących kobiet.
Byliśmy w tych wszystkich dzielnicach, które były zalane. To jest tragiczna sytuacja, także sanitarna, bowiem woda ustąpiła, a temperatury są tak wysokie, że wszystko niszczą. Są dzielnice, gdzie nie ma nikogo, te przy Dnieprze, bowiem z drugiej strony strzelają cały czas Rosjanie, bardzo trudno się tam przemieszczać, bo każdy ruch może spowodować kolejny ostrzał
- relacjonował kardynał Krajewski.
Dodał też:
Jest to bardzo smutne miasto, bo tylko parę osób w nim zostało, ale z drugiej strony jest też nieprawdopodobne dobro. Chociażby dominikanie z Fastowa otworzyli tutaj stołówkę - jadalnię, gdzie ponad tysiąc osób, które zostały, mogą przyjść na wspólne posiłki. Ta jadłodajnia powstała także dzięki pomocy Ojca Świętego, ponieważ poprzednim razem jak byłem, przekazał pieniądze na utrzymanie i powstanie tej jadalni. Jest więc też dużo znaków dobroci przy tym wszystkim co tutaj spotykamy.