17 kwietnia
środa
Rudolfa, Roberta
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Jaka szkoła po reformie?

Ocena: 0
1218

– Uczeń w wyniku reformy nie odczuje zmian – mówi Ryszard Proksa, przewodniczący Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”

fot. Monika Odrobińska/Idziemy

Z Ryszardem Proksą, przewodniczącym Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”, rozmawia Monika Odrobińska

 

Od 1 września podobno nic w polskiej szkole nie będzie jak dawniej?

Słyszałem nawet, że rok szkolny zacznie się miesiąc później. Bzdury! Uczeń w wyniku reformy nie odczuje zmian – dla niego wszystko, co się wydarzy, będzie normą. Panika nakręcana przez totalną opozycję udziela się rodzicom i nauczycielom – ale najgorzej będzie, jeśli swoje emocje przeleją oni na dzieci.

 

Dwie trzecie Polaków wcale nie chce reformy edukacji od września tego roku.

Nasz związek także obawiał się, że wszystko to przebiega za szybko. Jednak od kiedy PiS mówiło o tej reformie – a mówiło jeszcze na etapie przedwyborczym – kibicowaliśmy tym zmianom, głównie przywróceniu dobrze funkcjonującego liceum i szkoły zawodowej. O karierze decyduje bowiem nie szkoła podstawowa i nie gimnazjum, ale średnia właśnie, a potem studia.

Proszę zauważyć, że nikt z totalnej opozycji nie podważał idei czteroletniego liceum. Krytycy skoncentrowali się na gimnazjach, budynkach i infrastrukturze. Tymczasem jeśli coś w tym względzie idzie nie tak, winne są samorządy. Ustawa nie przewiduje sankcji za wykoślawianie jej przepisów, dlatego czują się bezkarne. Realizacji tak rewolucyjnego rządowego programu, jakim jest reforma oświaty, nie powinno się powierzać samorządom.

 

Rodzice i nauczyciele podnoszą argument, że do ostatniej chwili nie wiadomo, ile dzieci i w której placówce ma się uczyć i ilu potrzeba nauczycieli. ZNP straszy, że zwolnionych zostanie 37 tys. z nich. Jest się czego bać?

W pierwszej wersji ZNP grzmiał o 70 tys. Tyle że oni nawet ograniczenie etatu liczą jako utratę pracy. Straszenie to gra. Uczestniczą w niej samorządy – niechętne zmianom, w które muszą się zaangażować. Niektóre z nich liczyły na to, że do reformy nie dojdzie, inne przeinwestowały w oświatę. Znam przypadek, że w małej gminie rolniczej postawiono trzy gimnazja. Teraz nie zmienili nawet rejonizacji, by je zagospodarować, tylko krytykują reformę.

Co do zwalniania nauczycieli, to też kwestia dobrej woli – w niektórych miejscach jej brakuje. Straszenie wyjściem na ulice 4 września to tylko pogłębianie chaosu.

 

Ostatnio media rozdmuchały kwestię podwójnych świadectw. O co chodzi?

Kto przeczytał ustawę, nie ma wątpliwości: taka sytuacja została w niej przewidziana. Uczeń, który ukończył szkołę podstawową w szóstej klasie, a nie zdał z pierwszej do drugiej klasy gimnazjum, automatycznie staje się uczniem siódmej klasy. To świadectwo, które dostanie na koniec ósmej klasy, będzie świadectwem obowiązującym.

 

A kwestia kumulacji roczników? Za dwa lata do szkół ponadpodstawowych pójdą ostatnie roczniki gimnazjów i klasy ósme – w sumie 730 tys. uczniów. To dwa razy więcej niż np. w tym roku.
Przeżyliśmy już większą kumulację, kiedy do szkół poszły sześciolatki. Wtedy też straszono, że się nie pomieszczą. Obecne roczniki pochodzą z niżu demograficznego i to najlepszy moment na przeprowadzenie takich zmian, bo na taką kumulację możemy sobie jeszcze pozwolić.

Na reformie najbardziej ucierpią dyrektorzy gimnazjów,
którzy stracą stanowiska. To jedna trzecia wszystkich dyrektorów

Problemem dla związków zawodowych jest za to nabór nauczycieli. Od lat zwracamy uwagę na ogromną „produkcję” tej grupy zawodowej. W urzędach pracy to oni właśnie stanowią największą grupę bezrobotnych z wyższym wykształceniem. Uczelnie nie chcą jednak słyszeć o ograniczeniu kształcenia w tym kierunku. A potem „nadwyżkę” nauczycieli zrzuci się na karb reformy.

 

Co oznacza utworzenie szkoły branżowej? Czy nie skończy się na zmianie nazwy?

To największe wyzwanie tej reformy. Już trzy rządy próbowały naprawić szkoły zawodowe – skończyło się tym, że je zaorano. Mieliśmy świetny system szkolnictwa zawodowego, ale po transformacji nikt nie dopilnował, by współpracą z nim zainteresować biznes.

Wszystko rozbija się o praktyki. Uczeń nie może kształcić się na muzealnych maszynach w szkole, ale musi praktykować w zakładzie. A duże firmy wcale nie są zainteresowane współpracą ze szkołami, bo nic z tego nie mają. Hutę Ostrowiec kupił Hiszpan. Brakowało mu pracowników, więc wybudował przy niej dwie klasy. Ale po dwóch latach, gdy już wykształcił sobie pracowników, szkołę zamknął. Nie chodzi o doraźne rozwiązania. Nauka powinna się odbywać głównie w szkołach – powinna być hybrydą szkolnictwa i przyzakładowego szkolenia zawodowego. Biznes musi mieć w tym interes – i rząd z jego przedstawicielami prowadzi rozmowy.

 

Zamykane gimnazja biadolą, że miały świetnie wyposażone pracownie, które teraz pójdą na zmarnowanie…

Gimnazja się zamykają, a biedny samorząd całe te pracownie wyrzuca do lasu. Absurd! Przecież wyposażenie pracowni można przenieść do innej placówki. Samorządy dostały pieniądze: w tym roku z tytułu zmniejszonej liczby uczniów. Zostaną im pieniądze, które dostały na sześciolatki, a te w dużej mierze zostały w przedszkolach. Jako starosta prowadziłem szkoły – z subwencji starczało mi na ich utrzymanie i jeszcze zostawało na remonty. Samorządy to rozrzutna żona, której zawsze mało.

 

Najwięcej w tej reformie dostaje się chyba podstawie programowej – z jednej strony ZNP grzmi, że drastycznie obniży ona poziom nauczania, z drugiej strony dobiegają głosy, że jest zbyt ambitna.

Już samo to pokazuje, że prawda jest pośrodku. Z ocenami należy się wstrzymać – i nie rok, ale kilka lat. Katastrofą polskiej edukacji od powojnia jest to, że wprowadzonych zostało kilkanaście reform, z których żadna nie została ani dokończona, ani rozliczona – pod względem wiedzy, jakości i pieniędzy. Każda za to była krytykowana.

 

Spotkałam się z głosami nauczycieli, że nowa podstawa nie pozwoli na pracę metodą projektów. Co Pan na to?

To są krzyki podnoszone ze strony tzw. szkół innowacyjnych. Skupiają się one na nowinkach, ale przy takiej liczbie uczniów w klasie i przedmiotów wprowadzanie nauczania projektowego to fikcja. Chyba że projekt jest mało ambitny. Projekty to wymysł przedwojenny; dziś nie są w stanie objąć całości materiału i wszystkich uczniów w dużych klasach – w polskiej szkole nie da się ich zrealizować.

Ale jeśli nauczyciel raz na jakiś czas chce przeprowadzić projekt, to przecież ustawa daje mu dowolność co do metod pracy.

 

Po tym, jak poprzedni rząd wykosił z listy lektur wieszczów, wracają poważne pozycje. Mnie jednak przeraża to, że dziesięciolatki mają czytać „Chłopców z placu Broni”, a ósmoklasiści – jednocześnie „Nelę małą reporterkę” oraz „Pamiętnik z powstania warszawskiego” czy „Ziele na kraterze”. Czy nie za szybko każemy im dojrzewać?

Wreszcie mamy powrót do lektur z prawdziwego zdarzenia. Ale zawsze będzie to kwestia „polityczno-demagogiczna”, bo rozbija się o upodobania – głównie nauczycieli. Nie ma co wchodzić w tę awanturę. A wrażliwość literacką kształtuje przecież także dom. Najważniejsze, by dzieci wreszcie zaczęły czytać – i to ze zrozumieniem. A jeśli od czasu do czasu zachęcimy je do tego lżejszą lekturą typu „Nela”, to nie widzę w tym nic złego.

 

Siatka godzin przewiduje na fizykę i chemię klasę siódmą i ósmą. Uspokójmy rodziców, którzy się martwią, że wcześniej dzieci miały na te przedmioty trzy lata w gimnazjum.

Teraz także będą miały je przez sześć lat – bo liceum będzie o rok dłuższe. Awantura wokół tego tematu to znów wyjęcie jednego elementu z całej układanki i rozdmuchanie go. MEN przedstawiało nam siatkę godzin całościowo – od podstawówki do liceum – i na ich liczbie żaden z przedmiotów nie traci.

 

Drugi język nowożytny wchodzi dopiero w siódmej i ósmej klasie. Czy jest sens napoczynać wołu dla porcji befsztyka?

Przyznam, że to rzeczywiście późno, a po tych dwóch latach niektóre dzieci nie będą danego języka kontynuować. Decyzja ta broni się jednak nie tyle merytorycznie, ile arytmetycznie – siatka godzin nie pozwala dociążyć ucznia kolejnym przedmiotem na wcześniejszym etapie kształcenia. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by szkoły proponowały naukę drugiego języka w formie kursowej, np. w ramach zajęć świetlicowych.

 

Czym będzie przedmiot „doradztwo zawodowe” i czy siódma klasa to nie za wcześnie na jego wprowadzanie?

Dobrze, że ten przedmiot będzie, choć na pewno nie od tego roku. Siódma i ósma klasa to dobry wiek, bo już wtedy uczeń musi umieć podjąć decyzję, czy dalej chce się kształcić w liceum czy w zawodówce. Doradztwo będzie kontynuowane w szkole średniej. Problemem pozostaje tu zatrudnianie nauczycieli, by przedmiotu tego nie prowadziła przypadkowa osoba. Kwestia rozbija się o kartę nauczyciela – rozmowy na ten temat trwają.

 

Nietrudno zauważyć, że na reformie najbardziej ucierpią dyrektorzy gimnazjów, którzy stracą stanowiska. To jedna trzecia wszystkich dyrektorów…

…którzy najwyraźniej uznali się za wyższą kastę i posadę nauczyciela w szkole podstawowej czy ponadpodstawowej uznają za degradację. Na takich emocjach właśnie wypływają kolejne protesty. To, co się z nimi stanie, zależy od samorządów – czy ich zagospodarują. Bo w ostatnim roku likwidacji gimnazjów nauczyciele przejdą w stan spoczynku – ich zatrudnienie będzie w gestii samorządu właśnie, który już teraz powinien mieć na to pomysł.

Z powodu wydłużenia czasu nauki w podstawówkach i liceach potrzeba tam będzie nowych nauczycieli.

 

Reformie wciąż towarzyszy wiele niewiadomych. Czy gra jest warta świeczki?

Nie chwali się dnia przed zachodem słońca. Intencją rządu jest podniesienie jakości kształcenia i przywrócenie szkołom elementu wychowawczego. Dotąd było miotanie się od ściany do ściany: albo uczymy, albo wychowujemy. Reforma daje szkole szansę, aby nie konkurowała z domem w kwestii wychowania, ale nadawała mu pewien rys, a do tego uczyła, a nie prowadziła kursy przygotowujące do testów.

 


Ryszard Proksa (ur. 1954) – nauczyciel z 20-letnim stażem, samorządowiec, wicestarosta, doradca polityczny w gabinecie ministra edukacji Edmunda Wittbrodta, od dwóch kadencji przewodniczący Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”. Żonaty, ma dwie córki i dwóch wnuków.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Absolwentka polonistyki i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim, mężatka, matka dwóch córek. W "Idziemy" opublikowała kilkaset reportaży i wywiadów.

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 17 kwietnia

Środa, III Tydzień wielkanocny
Każdy, kto wierzy w Syna Bożego, ma życie wieczne,
a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 35-40
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter