Premier autonomicznego rządu Katalonii Quim Torra poparł poniedziałkowe protesty organizowane w regionie, by upamiętnić rocznicę referendum niepodległościowego, nieuznawanego przez Madryt. Manifestantów nazwał "przyjaciółmi" i "zalążkiem" Republiki Katalonii.
fot. PAP/EPA/TONI ALBIRPodczas upamiętniającej referendum niepodległościowe z 1 października 2017 roku przedpołudniowej uroczystości w Sant Julia de Ramis koło Gerony Torra stwierdził, że większość Katalończyków chce proklamowania Republiki Katalonii. Poparł też organizatorów poniedziałkowych protestów.
"Naciskajcie. Dobrze robicie, naciskając. Dziękuję wam za to" - powiedział kataloński premier, zaznaczając, że dążeniem jego gabinetu jest wykonanie woli uczestników zeszłorocznego plebiscytu, którzy opowiedzieli się za secesją Katalonii.
Torra wystosował też kolejny już apel do władz Hiszpanii o uwolnienie katalońskich więźniów politycznych, oczekujących w areszcie na procesy w związku z wspieraniem przez nich dążeń separatystycznych. "Nie osądzacie polityków, ale naród kataloński" - powiedział Torra.
W poniedziałek przed południem katalońscy separatyści, głównie członkowie Komitetów Obrony Republiki (CDR), zablokowali kilkadziesiąt dróg w regionie, w tym autostrady łączące Barcelonę z Walencją i Madrytem. Manifestanci od godzin porannych blokują też w Geronie linię szybkiej kolei, łączącej Katalonię z Francją.
W południe na terenie uniwersytetu w Barcelonie rozpoczął się wiec ponad 2 tys. studentów, którzy domagają się uwolnienia katalońskich więźniów politycznych. Część z protestujących zablokowało następnie drogi w stolicy regionu.
Jednym z najbardziej niespokojnych miejsc w Katalonii jest w poniedziałek Gerona, leżąca 100 km na północny wschód od Barcelony, gdzie zablokowanych jest kilkanaście dróg. Przed południem separatyści wdarli się tam do budynku przedstawicielstwa katalońskiego rządu, zrywając z masztu flagę Hiszpanii.
Również w centrum Gerony zebrało się kilka tysięcy manifestantów domagających się wypuszczenia na wolność katalońskich polityków i działaczy.
Poniedziałkowe protesty w Katalonii skrytykowała przed południem rzecznik prasowa rządu w Madrycie Isabel Celaa. Przedstawicielka socjalistycznego gabinetu Pedro Sancheza nazwała manifestacje "smutnym wydarzeniem". "Nie ma dziś czego świętować" - skwitowała Celaa.
Przedstawicielka rządu Sancheza skrytykowała też poprzedni rząd Hiszpanii, premiera Mariano Rajoya z Partii Ludowej, który nakazał policji użycie siły podczas referendum w Katalonii z 1 października ubiegłego roku; zdaniem władz regionu rannych zostało wówczas prawie 1000 osób. "To była błędna decyzja" - oceniła Celaa.