RODZIME OBAWY
Tym samym szczyt Biden–Putin nie miał w sobie nic z „resetu”, którego tak bardzo obawiali się niektórzy polscy obserwatorzy światowej sceny politycznej. Ten stan ducha jest wynikiem osobliwego sarmackiego podejścia do polityki, według którego wszystko jest postrzegane w kategoriach czarno-białych, zero-jedynkowych: albo bezgraniczna miłość, albo podrzynanie gardeł.
Według tego rozumowania Trump był największym przyjacielem Polski, bo przecież wygłosił tak piękne przemówienie na placu Krasińskich, podczas gdy Obama i Biden tylko czekają, aby nas „sprzedać” Rosji. W przypadku tej ostatniej sprawa w tym kluczu jest jeszcze prostsza – Moskwa tylko patrzy okazji, żeby nas połknąć.
Tymczasem realny świat nie ma nic wspólnego z takim obrazem. W świecie króluje interes narodowy, a nie emocje czy uprzedzenia. Świat nie jest romantyczny, ale realistyczny, i politycy kierują się zimną kalkulacją. Dość powiedzieć, że taki zbrodniarz jak Józef Stalin w 1945 r., czyli w chwili swej największej potęgi, nie przejawiał najmniejszej chęci włączenia Polski do ZSRR. Nawet on dokonał prostej kalkulacji i doszedł do wniosku, że ponad 20 milionów Polaków (tyle wówczas nas było) to jest kąsek zbyt trudny do strawienia nawet dla wielkiego ZSRR. Dziś Rosja, będąca cieniem dawnego ZSRR, której PKB jest nieznacznie większy od PKB Korei Południowej, a wydatki na zbrojenia są nieznacznie wyższe od wydatków na zbrojenia Wielkiej Brytanii, miałaby podbijać 38-milionowy kraj? W dodatku kraj będący członkiem NATO, czyli znajdujący się w amerykańskiej strefie dominacji? Oczywiście, w polityce nie wolno niczego wykluczać, niemniej trzeba szacować prawdopodobieństwo danego obrotu sprawy.
EPOKA POSTIMPERIALNA
Żyjemy w dobie postimperialnej, zbrojne podboje nie są w modzie, bo są zbyt kosztowne, o czym świadczą choćby amerykańskie „wycieczki” do Afganistanu i Iraku. Powyższe wcale nie znaczy, że nastąpił kres historii, wręcz przeciwnie – bieg historii przyspieszył.
Przepływ technologii, kapitału i inwestycji jest bardziej skuteczny w podboju innych krajów niż przemarsze wojska. Opanowanie kluczowych sektorów gospodarki nie tylko daje kontrolę nad innym krajem, ale też od razu przynosi wymierne zyski ekonomiczne. Z woli własnych elit, z Leszkiem Balcerowiczem na czele, wyprzedaliśmy całe gałęzie gospodarki, włącznie z częścią przemysłu zbrojeniowego (trzeba podkreślić wielką w tym rolę PiS i PO) i tu leży nasza podstawowa słabość. Nawet najpotężniejsza armia niewiele nam pomoże, jeśli najważniejsze decyzje ekonomiczne będą zapadać podczas obrad szefów zagranicznych koncernów.
„Dobra zmiana” postawiła wszystko na kartę amerykańską, a jej poprzedniczka – na europejską: niemiecko-francuską. W ramach postrzegania świata w kategoriach albo miłość, albo nienawiść i jedni, i drudzy oddawali wszystko obiektowi swego afektu.
Na Zachodzie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że nawet w najlepszych małżeństwach stan zauroczenia może szybko zamienić się w stan nienawiści, więc nie ma sensu angażować się w związki, które mają podłoże w „miłości”, a nie we wspólnych interesach narodowych. Oczywiście, jedni i drudzy chętnie biorą to, co Polska daje im darmo, ale to nie znaczy, że kiedyś nam się odwzajemnią, bo polityka światowa opiera się na kontraktach, „intercyzach”, a nie na wyznaniach ludzi zadurzonych bez granic.
W polskiej polityce zagranicznej występuje brak ciągłości. Aby przypodobać się elitom europejskim, PO obrażała Amerykanów. PiS robi odwrotnie. Stąd ani jedni, ani drudzy nas nie cenią – znaleźliśmy się w ślepym zaułku.
CHIŃSKIE KOŁO RATUNKOWE
W sytuacji gdy rodzima dyplomacja jest w zupełnym impasie (do tej pory Amerykanie nie odbyli z nami poważniejszych rozmów), z politycznego niebytu ratują nas komunistyczne Chiny. Minister Rau został zaproszony do złożenia wizyty w Pekinie i Reuters zamieścił jego zdjęcie „trącającego” się łokciem z ministrem Wang Yi z takim entuzjazmem, jak to uprzednio czynił z Mikiem Pompeo. Jeśli ktoś miał nadzieję, że w końcu nasze władze zaczynają grać na kilku fortepianach, to szybko się rozczarował, bo nazajutrz po powrocie szefa MSZ w Warszawie rozpoczął się proces o szpiegostwo byłego pracownika Huawei.
Od dziesięcioleci rodzima dyplomacja błądzi po obrzeżach wielkiej polityki, ponieważ nasze elity nie posiadają żadnej długoterminowej strategii. Jedyna strategia, którą wcielały w życie rządy po 1989 r., to było wejście do UE, z tym że nie było wówczas żadnej dyskusji o tym, na jakich warunkach mamy do niej wejść. Elitom wydawało się, że przyjęcie nas do tej organizacji międzynarodowej (tak UE widzi niemiecki Trybunał Konstytucyjny) kończy wszelkie kłopoty i wyzwania.
Sarmackie zero-jedynkowe widzenie świata bardzo ogranicza horyzonty myślowe – stąd również obawy związane ze szczytem Biden–Putin. Oczywiście te obawy to jest woda na młyn dla naszych sojuszników, bo im bardziej się boimy, tym więcej jesteśmy skłonni zapłacić za obronę przed rzekomym zagrożeniem.