19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Ameryka powraca

Ocena: 0
1430

Choć nie padły zapowiedzi dotyczące wzmocnienia wschodniej flanki NATO, wizytę prezydenta USA w Polsce można uznać za udaną i obiecującą.

fot. PAP/Marcin Obara

Prezydent Stanów Zjednoczonych Joseph Biden przebywał w Polsce dwa dni. Czuł się tu chyba dobrze. Jego kolejne spotkania były przedłużane, a jego relacje – szczególnie z Andrzejem Dudą, rozpoznawanym również jako obrońca ekonomicznych interesów USA (weto „w obronie” TVN) – jawiły się jako kurtuazyjne. Atmosfera była naładowana ciepłem i symbolicznymi gestami – zarówno wobec Ukraińców, jak i Polaków.

Równocześnie wytworzono poczucie oczekiwania na jego kluczową mowę na dziedzińcu Zamku Królewskiego w Warszawie. Rację miał jednak amerykanista prof. Zbigniew Lewicki, przestrzegający, że Biden, choć jest politycznym wygą, to jednak pozbawionym daru budowania swoimi przemówieniami jakichś trwalszych politycznych metafor. Nie padło więc nic podobnego do syntetycznego „Jestem Berlińczykiem” rzuconego kiedyś przez Johna Fitzgeralda Kennedy’ego w stolicy Niemiec. Czy do wezwania Ronalda Reagana, aby Gorbaczow zburzył berliński mur.

 


POCZĄTKOWA NIEUFNOŚĆ

Co gorsza, nie padły spodziewane rewolucyjne zapowiedzi dotyczące wzmocnienia wschodniej flanki NATO, choć wcześniej przebąkiwano o możliwości zamiany rotacyjnej obecności amerykańskich jednostek na polskiej ziemi na obecność stałą. Owszem, polska strona a to wspominała o powiększeniu tych jednostek (prezydent Duda mówił o 30 tysiącach, w tej chwili jest 10 tysięcy), a to prosiła o przyspieszenie procedur związanych z kontraktami na amerykański sprzęt wojskowy. Biden wolał jednak przypominać, co Amerykanie zrobili wcześniej – i dla Ukrainy, i dla Polski. Konkretem były zapowiedzi – we wcześniejszych rozmowach, nie na Zamku – 2 miliardów dolarów dla Europy na pomoc uchodźcom oraz zaproszenie 100 tysięcy tychże uchodźców do USA.

Czy nic się więc nie zdarzyło? Owszem, zdarzyło się, gdy przypomnimy sobie, z jakiego pułapu startowaliśmy. Całkiem niedawno polski prezydent nie był w stanie doczekać się rozmowy z obecnym prezydentem amerykańskim. Wzajemne relacje nacechowane były daleko posuniętą nieufnością.

Po części w grę wchodziły rozbieżności ideologiczne. Demokratyczna, liberalna administracja powiewająca sztandarem swoistego rozumienia praw człowieka zdawała się podzielać zastrzeżenia stolic zachodniej Europy wobec tego, co uznawano za „łamanie w Polsce praworządności”, „dyskryminowanie gejów” itd. Ale w grę wchodziły też rozbieżności geopolityczne.

PiS z niechęcią patrzył na nową strategię Waszyngtonu, próbującego naprawić napięte za Donalda Trumpa relacje USA z Niemcami i z mainstreamem Unii Europejskiej. Nowy prezydent nie wspierał Międzymorza, mającego zapewnić Polsce szczególną pozycję w środkowej Europie.

Dziś przedstawia się poprzedniego prezydenta, Donalda Trumpa, jako jednoznacznie prorosyjskiego, a Bidena jako klarownie antyrosyjskiego. Prawda jest bardziej skomplikowana, linia Trumpa była zygzakowata, zresztą – zmieniała się. Owszem, zaczynał jako rzecznik robienia biznesów z Putinem (i quasi-izolacjonista), ale to przecież on obłożył sankcjami Nord Stream 2, co – nawet jeśli było bardziej wyrazem niechęci wobec Berlina niż Kremla – konweniowało z polskimi interesami. Biden z kolei się z tego wycofał, budząc rozpaczliwe protesty polskiego szefa MSZ. Można to było odczytywać jako zapowiedź kolejnego resetu w relacjach z Rosją. Skądinąd, zaczynała od niego niemal każda amerykańska administracja: i demokratyczna, i republikańska.

 


PREZYDENT ZIMNEJ WOJNY

Możliwe, że pośród różnych kalkulacji Putina, które go doprowadziły do wojennych decyzji, a potem zawiodły, było też przekonanie o niedołęstwie sędziwego Bidena, które ujawniło się przy okazji chaotycznej ewakuacji Afganistanu. Tymczasem przy okazji rosyjskiego zagrożenia ta administracja pokazała inne oblicze. Od kilku miesięcy przestrzegała Europę przed zamiarami Putina. I najpilniejszych słuchaczy znalazła w Brytyjczykach i Polakach, ba, premier Morawiecki włączył się do akcji informowania sojuszników o nadciągającym kłopocie.

Można do woli dyskutować, ile w tym osobowości samego prezydenta, a ile skuteczności amerykańskiego „głębokiego państwa”, służb specjalnych, generalicji czy aparatu departamentów Stanu i Obrony. Ale wiarygodnie brzmi domniemanie, że Biden – choćby z powodów pokoleniowych – dobrze się odnalazł w tradycji totalnej mobilizacji rodem z zimnej wojny.

Warto przypomnieć, że ten sam Biden jako senator z Deleware był w latach 90. orędownikiem poszerzenia NATO o kraje Europy Środkowej i Wschodniej. A potem jako wiceprezydent namawiał Baracka Obamę, aby dozbrajać Ukrainę. Zniechęcały wtedy do tego, niestety skutecznie, Niemcy pod wodzą kanclerz Merkel.

Dalszy ciąg owego podchwycenia tonu zimnej wojny widzieliśmy podczas europejskiej wyprawy Bidena. Także w owym przemówieniu na Zamku Królewskim, w którym znalazł się i papież Jan Paweł II, i Solidarność, a dzieje świata zostały przedstawione jak w tamtych czasach – jako globalne starcie między autokracją i wolnością. Biden (albo jego doradcy) nie przełamał się na tyle, aby wspomnieć o Lechu Kaczyńskim. Do mowy zabłąkał się za to Lech Wałęsa. Ale sam fakt wyboru „pisowskiej Polski” jako głównego poza Brukselą celu wyprawy z czytelnym przesłaniem „Ameryka wraca do Europy” jest więcej niż znamienny.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 18 kwietnia

Czwartek, III Tydzień wielkanocny
Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba.
Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 44-51
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter