Dzisiejsza Ewangelia – podobnie jak przed tygodniem – opowiada o winnicy.

Tym pięknym ogrodem Pana Boga jest cały świat, wszyscy ludzie, którzy powinni przynosić dobre owoce swojego życia. Których cech jest w nas więcej – dobrych czy złych? Wśród tych negatywnych może się zdarzyć obojętność, a czasem wręcz lenistwo w pełnieniu dobrych czynów.
Różnie bywa ze spełnianiem próśb nawet najukochańszych ludzi na świecie. Pewnie zdarzało się, że jednak szliśmy i robiliśmy to, o co prosili. I to nie ze strachu, ale z miłości.
Dlaczego Jezus potępia faryzeuszów? Byli tacy pobożni i dobrzy – jednak wyłącznie na pierwszy rzut oka. Łatwiej nawrócić się poganom i niewierzącym niż pobożnym, którzy czczą Boga tylko wargami. Wszak to czyny, a nie słowa, świadczą o tym, kim i jacy jesteśmy. Pierwszy pracownik winnicy mówi: „Dobrze, panie”. Mówi jak niewolnik, stawia siebie w takiej roli, mówi to, co jego przełożony pragnie usłyszeć. W sercu jednak myśli swoje. Z niewolnika nie ma nawet dobrego robotnika, a co dopiero syna albo przyjaciela, kogoś bardzo bliskiego.
Tymczasem drugi mówi wprost: „Nie chcę!”. Słowa sprzeciwu to dowód na to, że syn jest wolny. Wolność i świadomość synostwa pomagają mu później się opamiętać. Cenna wskazówka dla nas. Jeśli brakuje w nas wolności wyboru, nie jesteśmy w stanie być szczerymi uczniami Jezusa.
Zawsze jest czas, aby zdecydować o zmianie myślenia i postępowania. Nazywamy to nawracaniem się. Ciekawe słowo użyte jest w Ewangelii: „Później jednak opamiętał się i poszedł”. Słowo „opamiętał się” wyraża uczucie żalu, chęć odwrócenia felernej sytuacji. Tak jakoś wyszło – mówią nastolatkowie, gdy pytam o takie czy inne zaniedbanie. Synowi z dzisiejszej Ewangelii sumienie wyrzuca, że nie tak powinien był się zachować, i robi wszystko, aby naprawić błąd. Jezus wyrzuca arcykapłanom, że nie wierzyli w świadectwo Jana Chrzciciela. Tyle się nasłuchali proroka, ale nie opamiętali się, żeby choć przez chwilę założyć, że głosi prawdziwą Ewangelię. Może wtedy uwierzyliby także Jezusowi?