Dokonane przez Jezusa cudowne uzdrowienie głuchoniemego przykuwa zwykle uwagę ze względu na osobliwe czynności, które wykonuje On względem chorego.
fot. s. Amata J. Nowaszewska CSFNkomentarze Bractwa Słowa Bożego,
autor: dr Anna Rambiert-Kwaśniewska
Pierwsze czytanie: Iz 35, 4-7a
Pewność Bożych obietnic
Jest rok 722/721 przed Chr. Pod naporem asyryjskiego najeźdźcy z północy Królestwo Izraela znika raz na zawsze. Dwadzieścia lat później, w roku 701 Asyria pod wodzą Sennacheryba łasi się na podbój również Królestwa Judy, któremu przewodzi wówczas sprawiedliwy król Ezechiasz. Cały rozdział 35 Księgi Izajasza wydaje się w tym kontekście absurdalnie wręcz optymistyczny. Obiecuje wybawienie, znaki i urodzaj tam, gdzie wszyscy cierpią niewolę lub drżą z trwogi o swój los. A jednak Boże obietnice nie są czcze – i choć w większości ludzkich historii odpłata przyjdzie w wieczności, na Judejczyków żyjących na przełomie VIII i VII w. wolność spadła dość niespodziewanie. Król Ezechiasz zdążył przygotować Jerozolimę i duchowo, i zaopatrzeniowo na rychłe oblężenie. A tymczasem stał się zatrważający i wciąż niewytłumaczony cud – na wojska Sennacheryba spadła niespodziewana zaraza, którą historiografowie biblijni przypisali aniołowi Pańskiemu (2 Krl 20,35nn), zaś pozabiblijni pokroju Herodota… szczurom. To jednak nie źródło klęski wroga, ale jej moment jest niezwykły. Potężni Asyryjczycy odeszli raz na zawsze, by nigdy już nie powrócić. Bóg nie jest gołosłowny.
Psalm responsoryjny: Ps 146, 6c-7. 8-9a. 9b-10
Obietnice nie obecne, lecz przyszłe
Gdy spoglądamy na nasz świat, możemy zwątpić w słuszność słów psalmisty, który wylicza cały szereg Bożych cudów i zapewnień, zwłaszcza wobec cierpiących i ubogich. Panujący na Syjonie, wierny Bóg podnosi wszystkich, którym na podstawie doświadczanych nieszczęść zarzucano grzeszność, których wykluczano, z powodu ich nieczystości i łamania Prawa. Tymczasem wbrew Prawu, Najwyższy roztacza szczególną opiekę nad opuszczonymi i do nich wydaje się kierować swoje obietnice. Ale jakie przełożenie mają słowa psalmisty na znaną nam, często okrutną rzeczywistość, która powinna się już znaleźć w rękach Boga? Jak mamy rozumieć milczenie Boga względem doznawanych nieszczęść w odkupionej przecież rzeczywistości? Odpowiedź może być tylko jedna – w kluczu eschatologicznym. Osobowe zło nadal istnieje, wciąż wdziera się w doczesność i mąci zwłaszcza tam, gdzie Bóg wylewa najwięcej łask. Cierpliwości więc, bo obietnice Boga nie są czcze, ale niekoniecznie mają przełożenie na nasze „tu i teraz”.
Drugie czytanie: Jk 2, 1-5
Adresaci obietnic
Od samego zarania swoich dziejów chrześcijaństwo jest religią na wskroś wyjątkową, stawiającą w centrum najuboższych. Jest to o tyle niezwykłe, że żadna z bliskowschodnich kultur nie nobilitowała ubóstwa i nie podkreślała tak wyraźnie konieczności objęcia opieką najbardziej bezbronnych. Bliski Wschód właśnie dostatki, zdrowie i doczesne szczęście rozpatrywał w kategoriach boskiej przychylności. Z drugiej strony, niektóre z nurtów greckiej filozofii (choćby stoicyzm czy cynizm) głosiły umiar albo negację świata jako bramę do osiągnięcia stanu względnej szczęśliwości. Chrześcijaństwo staje w kontrze wobec obu, rozbudzając równocześnie świadomość, że prawdziwe szczęście jest nieosiągalne w materialnym świecie i dzięki materialnym zasobom. Wręcz przeciwnie, tych, którzy mało mają i cierpią, czyni pierwszymi z adresatów Bożych obietnic, piętnując tym samym wszelkie oznaki wykluczania najuboższych z aktywnego i równoprawnego życia w pierwotnych gminach chrześcijańskich i domowych Kościołach, zwłaszcza tych zamożnych (Korynt, Efez etc.).
Ewangelia: Mk 7, 31-37
Głusi i ślepi na wypełnienie obietnic
Dokonane przez Jezusa cudowne uzdrowienie głuchoniemego przykuwa zwykle uwagę ze względu na osobliwe czynności, które wykonuje On względem chorego. Warto jednak tym razem postawić akcent w nieco innym miejscu. Faktem jest, że ewangelia została w pierwszej kolejności skierowana do Żydów, dlatego i Jezus, i apostołowie, i w końcu Paweł zwracali się głównie do obrzezanych, a dopiero później do pogan. Tym więc, co jest w przekazie wyjątkowe, jest lokalizacja całego wydarzenia – Dekapol, czyli nic innego, jak związek dziesięciu greckich miast, które zamieszkiwała większość pogańska i mniejszość żydowska. Jezus mógł zawędrować gdzieś w okolice Hippos, jedynego ze współtworzących związek miasta umiejscowionego nad Jeziorem Genezaret. Na czym więc polega wyjątkowość owego miejsca? Na jego nieżydowskości. Z jednej strony mamy tu zapowiedź ekspansji chrześcijaństwa poza granice judaizmu, z drugiej sugestię, że to nie poganie, a pierwotni adresaci przymierza, czyli Żydzi pozostali głusi na słowa i ślepi na znaki dokonywane przez Jezusa.