Jezus zatem równocześnie odsłania swoje bóstwo (= równość z Ojcem), jak również tłumaczy swoją misję (= ożywianie, czego przejawem było fizyczne uzdrowienie, oraz osądzanie jakości tej ożywionej egzystencji, czego sygnałem była moralna przestroga pod adresem uzdrowionego).
Fot. pixabay.com/CCO komentarze Bractwa Słowa Bożego,
autor: ks. Błażej Węgrzyn
Pierwsze czytanie: Iz 49, 8-15
Wracamy do Izajasza pokrzepiającego żydowskich wygnańców do Babilonii zapowiedziami powrotu do Jerozolimy. Przedwczoraj jego proroctwo akcentowało przebaczenie, pocieszenie i doczesne błogosławieństwo dla repatriantów. Również dzisiaj możemy wyróżnić te elementy, gdy słyszymy o czasie łaski i dniu zbawienia, litości, weselu i radosnym okrzyku oraz nasyceniu i bezpieczeństwie (Nie będą już łaknąć ani pragnąć, i nie porazi ich wiatr upalny ni słońce). Pośród tych wątków „dobrej nowiny” (zob. Iz 40, 9), pojawia się dziś jeszcze jeden, bardzo istotny motyw: nieoczywistej czułości Boga. Mówił Syjon: „Pan mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał”. „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie!” Deportacja do Babilonii – pomimo swej sensowności (= pokuty za grzech) i pomimo zapowiedzi jej kresu (= powrotu do wspomnianego Syjonu, czyli Jerozolimy) – w którymś momencie zaczęła się Izraelitom po prostu dłużyć; w efekcie, zachwiała się ich ufność w Bożą opatrzność… I tak, stanęli na skraju rozpaczy. Podobnie jest z każdym cierpieniem i wysiłkiem: chociaż zazwyczaj ma swoją przyczynę i jakąś perspektywę zelżenia, i dlatego je świadomie przyjmujemy, wraz z upływem czasu staje się problemem samym w sobie. Przenieśmy to na Wielki Post: perspektywa świąt wielkanocnych, uzmysławiająca zwycięstwo Jezusa nad grzechem i śmiercią dostępne dla nas w sakramentach Jego Kościoła, niekoniecznie przekłada się na pokrzepienie naszego przedłużającego się bólu: czy to moralnego, czy to emocjonalnego, czy to fizycznego. Czułość Boga, choć realna, pozostaje sakramentalna – bardziej niż do psychiki, apeluje do naszego rozumu i woli. Nie zawsze da się więc odczuć nadzieję – a jednak, to jej wybór podpowiada Izajasz.
Psalm responsoryjny: Ps 145 (144), 8-9. 13-14. 17-18
Przedwczoraj czytaliśmy o „gniewie Pana” – jakkolwiek „chwilowym”, ale jednak (zob. Ps 30 [29], 6) – dziś, tymczasem, słyszymy o Panu do gniewu nieskorym. Jak to pogodzić? Po pierwsze, wszelkie przypisywanie Bogu ludzkich uczuć (tzw. antropomorfizacje) muszą być rozumiane jako zabiegi literackie komunikujące pewną treść, a nie stanowiące sens sam w sobie. Biblia w znakomitej większości przypadków nie mówi pojęciami, tylko obrazami! Ilekroć więc wspomina się o gniewie Boga, tylekroć nawiązuje się do Jego sprawiedliwości. Po drugie, nawet uprawnione rozważanie emocji u Jezusa (jak choćby gniewu, zob. np. Mk 3, 5) musi uwzględniać Jego niepokalane serce, pełne łaski a pozbawione grzechu pierworodnego, a więc w odczuwaniu i działaniu trzymające się rozumnej miary. Po trzecie, wreszcie, możemy odwołać się do refleksji nad pierwszym czytaniem: tak, jak Bóg nie zapomina o Syjonie – mimo przedłużającej się banicji jego prawowitych mieszkańców – tak też ani podkreślana w dzisiejszym psalmie Jego łagodność, ani zauważany we wcześniejszym utworze Jego gniew nie oznaczają niekonsekwencji albo nieprzewidywalności Boga. Byłoby to zbytnim uproszczeniem. Zamiast poprzestawać więc na pośpiesznych i powierzchownych wnioskach, lepiej oddać się wyciszonej modlitwie, niejako „obracając” w sobie kontrowersyjne dla nas Boże Słowo, aż usłyszymy, co naprawdę mówi do nas.
Ewangelia: J 5, 17-30
Czego nie uczynił wczorajszy uzdrowiony mężczyzna, w rozmowie z Żydami skupiony na swym fizycznym uzdrowieniu, tego dopełnia dzisiaj sam Jezus, obficie komentujący podjętą przez siebie interwencję – usiłuje przemienić „cud” (= uzdrowienie) w „znak” (= ob-jawienie). Wykorzystuje w tym celu świąteczną okoliczność wydarzenia, jaką był szabat. Ówcześni rabini twierdzili, że odpoczynek Boga siódmego dnia tygodnia stworzenia (zob. Rdz 2, 2n) – czyli, obok wyjścia z Egiptu, jeden ze wspomnianych wczoraj dwóch motywów szabatu – nie oznaczał Jego totalnej „bierności”, lecz akcentował sam finisz stwórczego dzieła; otóż, siódmego dnia Bóg „odpoczął” jedynie od stwarzania świata, lecz nie od opiekowania się nim (opatrznościowego rządzenia i sądzenia)! Wydaje się, że Jezus wchodzi dokładnie w tę logikę, gdy mówi: Ojciec mój działa aż do tej chwili i Ja działam, i dalej oświadcza: Jak Ojciec ma życie w sobie samym, tak również dał to Synowi: mieć życie w sobie, aż wreszcie zapewnia: Ojciec dał Synowi władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym… Nadchodzi bowiem godzina, kiedy wszyscy, co są w grobach, usłyszą głos Jego: i ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie do życia; ci, którzy pełnili złe czyny – na zmartwychwstanie do potępienia. Jezus zatem równocześnie odsłania swoje bóstwo (= równość z Ojcem), jak również tłumaczy swoją misję (= ożywianie, czego przejawem było fizyczne uzdrowienie, oraz osądzanie jakości tej ożywionej egzystencji, czego sygnałem była moralna przestroga pod adresem uzdrowionego).