Maryja spotyka bliską duchowo osobę, która potwierdza to, co Bóg w Niej uczynił. Wtedy wyśpiewuje wspaniały hymn uwielbienia Boga. Tak ważne i przełomowe było to wydarzenie, że do dziś modlimy się słowami Magnificat i Zdrowaś Maryjo.
Fot. flickr.com/ by Lawrence OP komentarze Bractwa Słowa Bożego
autor: Elżbieta Marek
Pierwsze czytanie: Rz 12, 9-16b
Jakże mocno musi być w sercu chrześcijanina odciśnięta miłość Chrystusa, jak głęboko przeżywana w każdej chwili życia, aby zdolny był wypełniać wskazania św. Pawła zawarte w dzisiejszym czytaniu.
Żaden człowiek tak naprawdę nie jest zdolny do miłości bez obłudy – zawsze chce dobrze wypaść, choć trochę skorygować rzeczywistość, nieco nagiąć prawdę. Jak mamy wyprzedzać innych w okazywaniu czci, kiedy sami czujemy się nieuszanowani? Skąd mieć siłę, aby zawsze być życzliwym, a nie po prostu naiwnym? Jak być gościnnym, kiedy to się po prostu nie opłaca? Kiedy jest ciężko i wszystko nam nie sprzyja, kiedy bardzo cierpimy, jak być cierpliwym? Skąd wziąć w sobie tyle empatii, by weselić się z tymi, którzy się radują, a nie zazdrościć i smucić się ze smutnymi, nie wynosić się ponad nich z tego powodu, że jesteśmy opanowani i umiemy sobie radzić? A wreszcie, tak po ludzku, niemożliwe jest błogosławienie prześladowców. To jakieś szaleństwo. Raczej rodzi się w sercu wobec nich chęć zemsty, odwetu lub skryta radość z ich nieszczęść.
Taka miłość, o jakiej pisał św. Paweł, jest możliwa tylko wówczas, jeśli fundamentem, skałą naszego życia jest Jezus Chrystus. Jest możliwa, gdy nie jesteśmy uzależnieni od innych bogów – ludzi, rzeczy czy nas samych, a jedynie od Niego. Apostoł zachęca nas do wytrwałej modlitwy, gorliwości w służbie Panu, do nadziei rodzącej radość, którą dają Boże obietnice, po to, abyśmy byli zdolni prawdziwie kochać.
Psalm responsoryjny: Iz 12,2.3 i 4bcd. 5-6
Bardzo potrzebujemy doświadczyć pełnego mocy działania Pana Boga. Chociaż On jest z nami, choć tęsknimy za Nim, nie zauważamy Go w naszej codzienności. Kiedy jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji i zwrócimy się do Boga, a On nas przez tę naszą „ciemną dolinę” przeprowadzi, spontanicznie rodzi się radość, wdzięczność i gotowi jesteśmy śpiewać hymny dziękczynne podobnie jak śpiewali ocaleni przez Pana Izraelici.
Ewangelia: Łk 1, 39-56
Czytany w dzisiejszym dniu fragment Ewangelii według św. Łukasza dość często interpretowany jest następująco: Maryja dowiedziawszy się, że jej krewna spodziewa się dziecka i jest już w szóstym miesiącu stanu błogosławionego, wyruszyła z pośpiechem w góry, do miasteczka Ain-Karim, by pomóc Elżbiecie. Na pewno jest w tym wiele prawdy. Maryja nie siedziała przez trzy miesiące z założonymi rękami. Starsza od niej Elżbieta miała wielką pomoc i czułe, kobiece serce obok siebie.
Jest jednak jeszcze inny, bardzo ważny aspekt tego wydarzenia. Kiedy przeżywamy coś bardzo głębokiego, duchowego pragniemy znaleźć powiernika naszej tajemnicy. Po prostu szukamy duchowej przyjaźni, potwierdzenia tego, co się w nas dzieje przez drugą osobę. W tym spotkaniu Maryi z Elżbietą, spotkaniu dwóch matek, po pierwszych słowach powitania padają znamienne słowa: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona”. Maryja spotyka bliską duchowo osobę, która potwierdza to, co Bóg w Niej uczynił. Wtedy wyśpiewuje wspaniały hymn uwielbienia Boga. Tak ważne i przełomowe było to wydarzenie, że do dziś modlimy się słowami Magnificat i Zdrowaś Maryjo.