Modlitwa dziedzica i syna wcale nie jest prosta, łatwa i przyjemna – kto wie, ile ludzką naturę Chrystusa kosztowały nocne rozmowy z Ojcem…
fot. freelyphotoskomentarze Bractwa Słowa Bożego,
autor: ks. Błażej Wegrzyn
Pierwsze czytanie: Ga 3, 1-5
„O, nierozumni Galaci!” – tak rozpoczyna się dzisiejszy fragment; niektórzy tłumaczą ten zwrot prościej i zarazem dosadniej: „O, głupi Galaci!”. Nie sądźmy, że Paweł znów się zaperzył. Przeciwnie: wyobraźmy sobie, że do oczu właśnie napłynęły mu łzy – bólu, bezsilności i miłości… Przed jakimś czasem podzielił się z Galatami największym skarbem swego życia, czyli wiarą w Chrystusa: nie tyle światopoglądem, ile żywą relacją, do której Galaci ewidentnie dołączyli, lecz potem z niej zdezerterowali. Dlatego pyta ich o spotkanie „Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego”, pyta ich o doświadczenie wylania Ducha Świętego, który „działa cuda wśród was”. Niegdyś przywódcy żydowscy zarzucali Panu, że czyni znaki – egzorcyzmuje – mocą Belzebuba (zob. np. Mk 3, 22); teraz Galaci przypisują Panu warunkowość: „Czy Ten, który udziela wam Ducha i działa cuda wśród was, czyni to dzięki uczynkom wymaganym przez Prawo, czy też z powodu posłuszeństwa wierze?”. Galaci pozwolili, by coś popsuło się w ich relacji do Jezusa, by coś wbiło się klinem między nich. To bardzo delikatny, subtelny moment rozeznania: Paweł nie neguje faktów, tylko ich interpretację; występuje w roli małżeńskiego terapeuty, którego zbiorowa pacjentka, Kościół w Galacji, bezzasadnie zwątpiła w miłość swego boskiego Małżonka. Niestety, takie zatrucia serca się zdarzają: ktoś po latach stwierdza, że cała jego pobożność i moralność wcale nie jest odpowiedzią na uprzedzającą miłość Boga i współpracę z Nim, lecz sposobem na przypodobanie się Mu. Paweł więc na razie nie oczekuje zmiany postępowania, lecz przemiany spojrzenia i motywacji; zewnętrzne zachowanie tę przemianę dopiero wyrazi i przypieczętuje. A więc znów rozchodzi się o rozmyślną decyzję. Może brzmi ci to znajomo?
Psalm responsoryjny: Łk 1, 69-70. 71-73. 74-75
Kluczem do dzisiejszego utworu jest jego źródło, którym nie jest psałterz (jak byśmy się intuicyjnie spodziewali), lecz Ewangelia (według św. Łukasza). Dość dokładnie znamy także jego autora oraz okoliczności powstania: to kapłan Zachariasz, mąż Elżbiety i ojciec Jana Chrzciciela, który właśnie nadał synowi imię „JAHWE-okazał-się-łaską” i odzyskał władzę mowy (zob. Łk 1, 62-64). Doprawdy, musimy mieć przed oczami ten kontekst, gdy modlimy się dzisiejszym psalmem! W przeciwnym razie będzie nam brzmieć po żydowsku – w negatywnym, tj. przedchrześcijańskim, tego słowa znaczeniu. Gdy jednak zobaczymy i usłyszymy wypowiadającego go Zachariasza, wnet „przed naszymi oczami nakreśli się obraz Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego!” (by posłużyć się cytatem z czytania). Tak, psalmiczną „mocą zbawczą wzbudzoną dla nas w domu Dawida i zapowiedzianą przez proroków” jest właśnie Jezus Chrystus! On i tylko On „wybawia od nieprzyjaciół”; On i tylko On „okazuje miłosierdzie”; On i tylko On „wspomina przymierze i przysięgę złożoną Abrahamowi”. Jemu i tylko Jemu „służyć będziemy bez trwogi, w pobożności i sprawiedliwości przed Nim, po wszystkie dni nasze”. Jezusowi Chrystusowi!
Ewangelia: Łk 11, 5-13
Modlitwa dziedzica i syna wcale nie jest prosta, łatwa i przyjemna – kto wie, ile ludzką naturę Chrystusa kosztowały nocne rozmowy z Ojcem… Choć Jego krwawy pot z Ogrójca – wylewany na taką skalę (zob. Łk 22, 44; Mk 14, 33) – był zapewne ewenementem, to przecież praktykowane wówczas akty cnót wytrwałości, cierpliwości i męstwa z pewnością nie były u Niego pierwszymi. Toteż przekazawszy wczoraj postawę i treść modlitwy dziedzica i syna, dziś Jezus wskazuje, że nasze dziedzictwo i synostwo są udzielone nam dopiero w zadatku, jako przedpłata bądź pierwsza rata kredytu: „Albowiem według wiary, a nie dzięki widzeniu postępujemy; mamy jednak nadzieję…” (2 Kor 5, 7n; zob. Ef 1, 14). Pełnia daru Ojca – czyli rozkwit życia w Duchu Świętym – jest dopiero przed nami, po śmierci. Aż do niej „nasza synowska ufność będzie poddawana próbie i potwierdzała się w ucisku” (por. KKK 2734), których najcięższym wyrazem jest zwątpienie co do tożsamości Boga jako życzliwego Przyjaciela i dobrego Ojca; sam Jezus włączy się w tę próbę i ucisk, gdy na krzyżu zakrzyknie: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?!” (Mt 27, 46), by niejako od wewnątrz przeobrazić te nasze doświadczenia. Na razie jednak zaświadcza: „Powiadam wam, chociażby [ludzki przyjaciel] nie wstał i nie dał [chleba] z tego powodu, że jest przyjacielem, to z powodu natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje. (…) Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to o ileż bardziej [wasz] Ojciec z nieba…!”. Pilnujmy więc obrazu Boga w swoim sercu, gdy modlitwa do Niego zaczyna nastręczać nam trudności.