Pochodzący z Nazaretu palestyński reżyser, scenarzysta i aktor Elia Suleiman, po siedmiu latach twórczego milczenia – wraca na ekrany z filmem „Tam gdzieś musi być niebo”
Pochodzący z Nazaretu palestyński reżyser, scenarzysta i aktor Elia Suleiman (rocznik 1960) jest porównywany do Jacques’a Tati czy Bustera Keatona, a to ze względu na osobisty styl polegający na opisywaniu poważnych zagadnień za pomocą poetyckiego humoru. Zrealizował od roku 1990 kilka filmów dokumentalnych i fabularnych. Największe uznanie i festiwalowe laury przyniosła mu „Boska interwencja” z 2002 r. – surrealistyczna tragikomedia poruszająca temat izraelskiej okupacji Palestyny. Po kilkunastu latach pobytu w Nowym Jorku Suleiman wrócił do Palestyny i angażuje się w działalność pedagogiczną. Teraz – po siedmiu latach twórczego milczenia – wraca na ekrany z filmem „Tam gdzieś musi być niebo”, który już zdobył w Cannes nagrodę specjalną jury i nagrodę Fipresci, stał się też palestyńskim kandydatem do Oscara w kategorii filmów nieanglojęzycznych.
Suleiman gra tu poniekąd samego siebie – jako główny bohater jest filmowcem i występuje pod własnym nazwiskiem. Zanim jednak się tego dowiemy, towarzyszymy niedookreślonemu mieszkańcowi współczesnego Nazaretu, wraz z nim obserwując otoczenie, błahe epizody z życia ludzi, drobne sąsiedzkie niesnaski, dyskretnie ukazane akty przemocy. Zmęczony tą rzeczywistością bohater wylatuje do Paryża, a następnie Nowego Jorku. Próba ucieczki od własnej przynależności i tożsamości spełza jednak na niczym. Zachodnia „ziemia obiecana” okazuje się dziwacznym, nieraz banalnym tworem. Przy tym bohaterowi wciąż towarzyszy myśl o Palestynie, pełna uczucia, melancholii, ale również nadziei. Niezwykły jest sposób, w jaki ten twórca sygnalizuje skomplikowane i dramatyczne sprawy: nie epatuje nimi, usuwa je w cień do minimum, a jednak czyni je ważnym tematem.
Film w gruncie rzeczy stanowi ciąg obrazów, anegdot czy gagów, w większości statycznych, ale pełnych emocjonalnego napięcia i kipiącego wręcz wybornego, uniwersalnego humoru. Kamienna twarz Suleimana, jego nieco nieporadna sylwetka są w stanie wygrać wszystko, co potrzeba – i robią wielkie wrażenie. To film, który naprawdę warto zobaczyć. Przy wszystkich bowiem swoich talentach filmowca Suleiman uczy też patrzeć i dostrzegać.
„Tam gdzieś musi być niebo” (It must be heaven), Francja/Katar/Niemcy/Kanada/Turcja/Palestyna, 2019, 97minuty. Reżyseria: Elii Suleiman. Wykonawcy: Elia Suleiman,
Tarik Copti, Kareem Ghneim, Gael Garcia Bernal i inni. Dystrybucja: Aurora Films