29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Teatr to nie publicystyka

Ocena: 0
930

Teatr coraz częściej staje się bardzo doraźną publicystyką, co dotyczy zarówno klasyki, jak i współczesnych tekstów. - mówi Piotr Zaremba, historyk, publicysta, komentator polityczny, krytyk teatralny i prozaik, w rozmowie z Barbarą Stefańską.

fot.xhz

W sztuce „Horror licealny”, którą wystawił młodzieżowy teatr Panopticum z Lublina na podstawie Pana scenariusza, pojawia się ocena współczesnego teatru, w szczególności prób „unowocześniania” klasyków.

To jest jeden z wątków, nie główny. Przedstawienie opowiada o tym, jak młodzi aktorzy-amatorzy z katolickiego liceum – ekscytując się XVII–wieczną sztuką Moliera „Świętoszek” – zderzają się z patologiami współczesnego świata. Konstruując przedstawienie, posługują się kalkami ze współczesnego teatru – jest pomysł na dopisywanie piosenek, na to, żeby mężczyzna grał kobietę i vice versa. Tylko jeden z aktorów jest zwolennikiem wierności tekstowi.

 

Dlaczego reżyserzy próbują unowocześniać klasyczne sztuki?

Zmarły już wielki reżyser Peter Brook mówił, że każde pokolenie powinno mieć własnego Szekspira. Dostosowujemy teatr do swojej wrażliwości, realiów. Ale z drugiej strony np. w teatrze brytyjskim wierność tekstowi jest dużo większa niż w Polsce czy w Niemczech. Nie mówię tutaj o sztukach współczesnych, ale o wystawianiu klasyków. Granicą „unowocześnień” powinien być zdrowy rozsądek; trudno jest mi się zgodzić na to, że obraz przeczy tekstowi – mówi się coś innego, a pokazuje coś innego. Takim klasycznym przykładem była inscenizacja Jana Klaty, który już parę lat temu wystawił „Króla Leara” Szekspira w Starym Teatrze jako przedstawienie o papieżu, którego córki są biskupami. Jeśli on uważa, że rozrachunek z Kościołem jest tematem wartym pokazania, powinien napisać własny tekst, a nie korzystać w ten sposób z Szekspira. To powoduje dysonans poznawczy. Ja się zawsze zastanawiam, ile z tego rozumie młody widz, który ogląda to po raz pierwszy. Poza tym, czy warto naginać dawne teksty do naszych poglądów i naszej estetyki?

 

Może klasycy już nie trafiają do widzów?

Mam wrażenie, że znacząca część widzów jest ciekawa wiernego oddawania tematów i sytuacji. Np. w Teatrze Dramatycznym wystawiono „Amadeusza” Petera Shaffera w reżyserii Anny Wieczur. Sztuka pochodzi z lat 70. XX w., ale dotyczy wydarzeń z wieku XVIII. To spektakl kostiumowy – co jest obecnie rzadkie – i wierny tekstowi. Dawno nie widziałam takich emocji w teatrze, ustawiały się kolejki przy kasach. To przedstawienie wystawiono na pożegnanie dyrektora Tadeusza Słobodzianka.

 

Teatr jest także zjawiskiem społecznym. Ale czy – Pana zdaniem – jego rolą jest włączanie się w bieżące spory, czy pokazywanie treści ponadczasowych?

To jest zasadnicza sprawa. Teatr coraz częściej staje się bardzo doraźną publicystyką, co dotyczy zarówno klasyki, jak i współczesnych tekstów, częściej będących scenariuszami nie dramatami literackimi. Akceptuję aluzyjne odniesienia do spraw dla nas ważnych, ale nie ma sensu wpychać na siłę, np. Szekspirowi, treści, których u niego nie ma. On nam mówi wystarczająco dużo rzeczy uniwersalnych. Nikt nie zabrania twórcom napisać tekstu, będącego rodzajem repliki czy pastiszu dawnej twórczości. Dobrym przykładem jest Sławomir Mrożek, którego dramat „Miłość na Krymie” jest parafrazą kilku utworów rosyjskich i zawiera odniesienie do współczesnej Rosji. Ale to jest jego własne. Mam wrażenie, że część reżyserów – mówiąc brutalnie – nie jest na tyle utalentowana, by stworzyć coś własnego, więc nakładają współczesne kostiumy na dawnych bohaterów.

 

Jakieś przykłady?

Przykładem są najnowsze „Dziady” Mai Kleczewskiej w krakowskim Teatrze im. Słowackiego. Ona uznała, że opowie nam XIX-wieczny utwór jako opowieść o złym PiS-ie rządzącym Polską i o złym Kościele. Jeżeli rzeczywiście uważa, że jest analogia między działaczkami strajku kobiet a filaretami i filomatami, mogłaby się pokusić o własny utwór. W obecnej formie jest to jaskrawo sprzeczne z intencjami autora. Jeśli ksiądz Piotr jest tam biskupem pedofilem, co ma do tego tekst Mickiewicza? To jest grane w umysłowej próżni, ba, dla mnie to rodzaj kradzieży słów Mickiewicza, bo on o czym innym pisał i inaczej widział Kościół. Dostajemy nieustający dysonans między tym, co widzimy i słyszymy, bo aktorzy mówią dawnym tekstem.

Są jeszcze gorsze przykłady, np. dopisywania całych fragmentów do dawnych sztuk. W warszawskiej Akademii Teatralnej Adam Nalepa wystawił „Edypa i Antygonę” – połączono dwa dramaty Sofoklesa. Antygona jest w tym spektaklu liderką strajku kobiet, w tle są sceny filmowe z demonstracji w Warszawie. Powstaje nonsens. U Sofoklesa bohaterka stawia opór prawu stanowionemu w imię prawa naturalnego. A jeśli ktoś broni prawa naturalnego w Polsce – to obrońcy życia. Po drugie, dopisano tam całe partie tekstu, m.in. wulgarne, kuriozalne zdania. Na premierę został zaproszony wybitny pisarz Antoni Libera, który tłumaczył te dramaty, i przeżył szok. Ale to już skrajny przykład.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter