16 kwietnia
wtorek
Kseni, Cecylii, Bernardety
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Robotnik jedenastej godziny

Ocena: 4.76667
4188

Ojciec Góra zaliczał Zbyszka do ludzi „nie z tego świata”. Napisał o nim, że „trwoni czas na patrzenie w niebo, (…) stale czeka na kogoś. Na Boga, na Matkę Bożą, na drugiego człowieka, na samego siebie. Czeka ostrożnie, że może się coś wydarzyć i dopiero wtedy będzie można zacząć prawdziwe życie”. Na Jamnej są trzy kapliczki wykonane przez Zbigniewa Ważydrąga: św. Jacka, bł. Czesława i bł. Bronisławy. I nad kamiennym ołtarzem korona Matki Bożej skopiowana z figury poświęconej przez Jana Pawła II. Na Jamnej do tej pory Zbyszek jest artystą uprzywilejowanym, prawie domownikiem. Ma pokoik, w którym zawsze może się zatrzymać, i pięknie nazwaną galerię: „Składnica Malowideł Zbigniewa Ważydrąga”.

 

Wewnętrzna busola

Wśród obrazów, które wyszły spod pędzla Zbigniewa Ważydrąga są też takie, które epatują smutkiem i rozpaczą. Wypełniają je nieuporządkowane linie, ostre, skontrastowane kolory, chaos form. Zapis bólu życia i jego składowych: utraty poczucia własnej wartości, sensu tworzenia, rozstania z żoną, depresji, pobytów w szpitalu. Zmagania, wtedy, wydawało się, nie do uniesienia, wykrzyczane kreską i kolorem. Mogłyby zepchnąć go w otchłań, zdemolować jego życie aż po utratę skrzydeł, uniemożliwiając wybicie się ku nowym sensom i nadziejom.

Pędzlem zamoczonym w wodzie robi na podobraziu
znak krzyża. Pisze „IHS”, a pod spodem „M”

To, że tak się nie stało, to suma drobnych cudów w życiu artysty i wewnętrzna busola, która każe mu szukać ratunku w przestrzeni wiary. Po rozstaniu z żoną nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Był bezdomny i upokorzony. Wtedy Sylwester Szefer, redaktor naczelny „Listu” zaproponował mu, by napisał reportaż o kamedułach z krakowskich Bielan. „Ale musisz tam z nimi pomieszkać, pożyć” – powiedział. Zbyszek zamieszkał w połowie małego domku, dzień spędzał jak kameduli: osiem godzin snu, osiem godzin modlitwy, osiem godzin pracy. Raz wymknął się do Krakowa, na Rynek. Kiedy wracał, złapał go sążnisty deszcz. W kamedulskiej kuchni, do której wszedł się ogrzać, spotkał brata Emanuela, a ten z troską zapytał: „Co to się stało?”. „Deszcz mnie zlał. Zmarzłem” – odpowiedział Zbyszek. „A ofiarował to brat Panu Jezusowi albo Matce Bożej?” – dopytywał kameduła. „Co miałem ofiarować?” – Zbyszek nie bardzo rozumiał związek między jego żałosnym samopoczuciem i wyglądem a aktem strzelistym. „No, właśnie to” – usłyszał w odpowiedzi. „Ja wszystko ofiaruję. Swoją pracę, trudności, niewygody – tłumaczył brat Emanuel. – Jak zaczynam pracę w lesie czy w ogrodzie, mówię tak: Przyjdź, Panie Jezu, i pracuj ze mną”.

– Minęły dwa, a może trzy lata, nim zaskoczyłem, co wtedy powiedział do mnie ten mnich – mówi Zbyszek, dziś już 65-letni. – Od tamtej pory jest tak, że maluję sobie podkład i pędzlem zamoczonym w wodzie robię na tej płaszczyźnie znak krzyża. Piszę „IHS”, a pod spodem duże „M”. I wtedy ta moja praca jest poświęcona Bogu. Bo dla malarza najtrudniejszy jest moment, kiedy siada przed białą płaszczyzną i ona go wręcz oślepia. Jak zacząć? – opowiada. – A teraz już wiem. Często zaczynam od abstrakcji, wpatruję się w tę niedbale zamalowaną biel i powoli z tych plam zaczyna mi się wyłaniać obraz.

 

To, co intymne

Niektóre z tych obrazów to malowane misteria – tak nazwał je o. Nikodem Brzózy OP: „Zbyszek maluje Chrystusa na krzyżu w żydowskiej chuście modlitewnej, a także Maryję, ludzi pobożnych i ciemne postury grzeszników, paciorki różańca, dłonie ułożone do modlitwy, krzyże, gwoździe, korony cierniowe, twarze świętych i świątków. Nakładając farby, buduje świątynie i opuszczone domy rozświetlone nieziemskim światłem i… miłosiernym wejrzeniem ukrytego Boga” – opisuje dominikanin.

Nie jest to malarstwo naiwne ani też żadna współczesna biblia pauperum. Wybitny krakowski malarz prof. Stanisław Rodziński twierdzi, że „obrazy pasyjne Zbigniewa Ważydrąga nie są religijnymi ilustracjami. Są obrazami mającymi siłę i autentyczność przeżycia. Dramat kompozycji, koloru, deformacji rodzi się z przeżywania tekstów, ze wspomnień, które są wynikiem własnego przeżycia wewnętrznego. Artysta więc nie obmyśla dla Spraw Najważniejszych osobnych malarskich środków i kolorystycznych klimatów. Ważydrąg maluje umęczonego Chrystusa z taką samą siłą i przekonaniem jak krajobraz”.

Dużo w tych obrazach mocnych kolorów: czerwieni, fioletu, czerni, żółci. Obcowanie z nimi bywa trudne, bo daje poczucie wchodzenia w najbardziej intymną przestrzeń świata artysty, współodczuwania przez niego cierpienia, dotykania Tajemnicy.

Na stole Zbyszka, obok książek, porozkładane są zapisane starannym pismem kartki. Notuje na nich myśli własne i cudze; te pierwsze – by nie umknęły, te drugie – by dłużej i głębiej z nimi obcować. Słowo jest dla niego kolejnym, obok drewna i płótna, tworzywem. Bo Zbigniew Ważydrąg jest też poetą. Wydał cztery tomiki, teraz przygotowuje kolejny. Przez swoje wiersze – w inny niż w obrazach sposób – opowiada siebie. Bo, jak twierdził o. Góra, Zbyszek „zazdrośnie strzeże własnego świata, zamyka się, ale równocześnie zaprasza do swojego domu i do swojego myślenia. Zaprasza jednak przewrotnie, zaprasza, aby wspólnie pomilczeć. Taki pełen sprzeczności. Ale to dobrze o nim świadczy, że sam siebie nazywa robotnikiem jedenastej godziny”.

fotografie: Paweł Leska
PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 16 kwietnia

Wtorek, III Tydzień wielkanocny
Ja jestem chlebem życia.
Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 30-35
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter