– Skoro Bóg stworzył muzykę, to znaczy, że jest dla Niego ważna – mówi w rozmowie z "Idziemy" wokalista Mate.O
fot. Piotr PizonZ Mate.O, chrześcijańskim wokalistą i kompozytorem, rozmawia Monika Odrobińska
Czy muzyka może być sposobem komunikowania się z Bogiem?
Po to została stworzona! Komunikat zawarty w muzyce jest inny niż ten w mowie. Odbierany jest na innym poziomie. Zawarte są w nim nasze wrażenia i emocje. Mówię tu o naszej ludzkiej percepcji. A co na to Bóg? Skoro stworzył muzykę, to znaczy, że jest dla Niego ważna. Czyż nie stworzył świata za pomocą dźwięku?
Za pomocą muzyki komunikujemy się nie tylko z Bogiem, ale też z innymi ludźmi. Przez wieki to, co najważniejsze, wytęsknione, swoje historie – bliższe i dalsze – ludzie wyrażali w pieśniach.
W tytule Pana najnowszej płyty mamy dwie tajemnicze literki. Czy może je Pan rozszyfrować?
„TU” oznacza Totalne Uwielbienie. Cały projekt nazywa się Mate.O/TU – by nie było wątpliwości, co jest jego sednem. Tu Bóg jest w centrum. Ta muzyka ma przybliżyć Tego, który wpływa na każdą dziedzinę naszego życia: na małżeństwo, pracę, hobby, wyznaczanie jego celów – doczesnych i wiecznych. Ta płyta to powrót do moich zaczynów. W życiu zawsze wracamy do tego, co dla nas najważniejsze.
Jest Pan autorem większości słów i muzyki na najnowszej płycie. Skąd czerpał Pan inspirację?
Twórcy komunikują zwykle to, co jest sumą różnych ich wrażeń i spojrzeń. Na płycie „Król wszechświatów” odnoszę się do osoby Jezusa Chrystusa i fragmentów Pisma Świętego. Mniej jest tu moich osobistych impresji, to są raczej interpretacje Pisma Świętego jako niezmiennego i nieomylnego odnośnika.
Skoro Bóg stworzył muzykę,
to znaczy, że jest dla Niego ważna
Inspirujące są dla mnie zawsze podróże do Ziemi Świętej – w tym roku wybieram się tam po raz czwarty. Lubię tam przebywać: otwierać Pismo Święte i znajdować się w centrum opisywanych wydarzeń.
Na płycie pobrzmiewają nuty bliskowschodnie. Na starych perskich instrumentach – sazie i shourangizie – gra Yaron Yerahmiel Cherniak, Żyd z polskimi korzeniami i wybitny instrumentalista oraz znawca bliskowschodniej muzyki. Słychać go w bardzo ważnym fragmencie płyty, którym jest błogosławieństwo Aarona: „Niech błogosławi ci Adonai, Niechaj cię strzeże Wiekuisty”. W tradycji żydowskiej, zgodnie z Bożym nakazem, słowa te ojcowie codziennie wypowiadają nad swoimi dziećmi. W warstwie muzycznej niezmiennie inspirujący jest dla mnie rock, folk, blues i jazz – i na tej płycie też to słychać.
W których momentach życia najsilniej dostrzega Pan obecność i działanie Boga?
W codziennych bojach. Im dłużej żyję i idę za Chrystusem, tym bardziej widzę, jak bez Niego jestem słaby i ułomny. Patrząc na moje osiągnięcia, ktoś może powiedzieć, że jestem silny. Ale to nie moja siła – to działa codzienne przychodzenie do Źródła i rozpatrywanie w nim wszystkich kontekstów życia. Codziennie staram się zatrzymać i posłuchać, co Bóg do mnie mówi – otwieram wtedy Pismo Święte. Tam znajduję zachęty do działań.
To, co nas do Boga przybliża, to On sam – miłość i inicjatywa zawsze są po Jego stronie. To, co oddala, to pycha, buta, czasem strach – słowem: grzech. Gdyby nie radykalny Boży ruch, który spowodował, że odzyskał On człowieka na własność dzięki ofierze Chrystusa, bylibyśmy straceni. On przyszedł, by zmienić nasz status i dać perspektywę innego życia, innego funkcjonowania. Do nas jednak należy decyzja, czy ten ratunek przyjmiemy.
Poprzednia Pańska płyta nosi tytuł „Pieśni naszych ojców”. Utwory z niej mają nawet po tysiąc lat. To niełatwy materiał – dlaczego Pan po niego sięgnął?
Z tęsknoty – której nie należy rozumieć jako sentymentu, ale jako zachwyt nad Bożą historią. On w sercach ludzi zapisał doświadczenie, a oni jako artyści je wyrazili. Po tysiącu lat nadal jest ono aktualne. Sięgnąłem po nie także z radości, jaką daje mi śpiewanie tego, co nazwałbym elementem wieczności – bo w tych pieśniach zapisana jest wieczność.