Z mojego punktu widzenia była zawsze. Od kiedy pamiętam, znam jej nazwisko – wyczytane w „Misiu”, „Świerszczyku” czy „Płomyczku”– razem z nazwiskiem Tuwima i Brzechwy.
A ona jako dziewczynka – co sama wspominała – ich właśnie z zaciekawieniem podpatrywała: jak oni to robią? I zakładała zeszyty, w których wypisywała zasłyszane u mistrzów rymy. A potem sama została mistrzynią rymu.
Wymyśliła „Jacka i Agatkę” i Dzień Dziadka. Napisała ponad dwieście książek dla dzieci. A ile wierszy? Kto policzy? Są wyjątkowe: zabawne, energetyczne, błyskotliwe, często już z rymowanymi tytułami – i zawsze o czymś. Czytano je nam, a potem czytaliśmy sami: sobie, dzieciom, wnukom, często nie wiedząc nawet, że to ona jest autorką. Ja dopiero po latach dowiedziałam się, że jej zawdzięczałam moją pierwszą bajkę-grajkę „O Tadku-Niejadku, babci i dziadku”, którą kupiono mi jako czterolatce w nadziei, że zacznę więcej jeść. Ileż się potem nasłuchałam, naśmiałam, naśpiewałam już z własnymi dziećmi! „Ryczy syrena, jadą strażacy…”.
Właśnie, piosenki. Dla mnie i moich dzieci to chyba najważniejsza część jej dorobku. Odkrywana jako jej dzieło – bo przecież piosenka żyje własnym życiem i mało kto sprawdza autora tekstu. A śpiewają wszyscy, którzy raz usłyszą: za Gawędą – „A ja mam psa”, „Grajmy w kolory”, „Sto uśmiechów na minutę”, „Kupię ci pęczek rzodkiewek”, „Konik z karuzeli”, „Ja mam ciocię w samolocie”, „Hej, hej, hej, dobry dzień”; za „Dziećmi pana Astronoma” – „Czerwony balonik”; za Łejerami – „Nie miały aniołki choinki na święta”, „Za kominem świerszczyk spał”, „Kolędnicy wędrownicy”. Bo i wyjątkowej urody pastorałki ma w swoim dorobku – o czym jeszcze ubiegłej zimy przypominałam na portalu „Idziemy”.
Do końca była wulkanem pomysłów. Podobno w jej towarzystwie nie wolno było narzekać. Kawaler Orderu Uśmiechu, Złotego Medalu „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” i Krzyża Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski. Zmarła 2 sierpnia w Warszawie. Miała 87 lat.