Obrazy Adama Chmielowskiego są jak okna, które pomagają zajrzeć w głąb duszy świętego. W Krakowie dobiega końca wystawa prezentująca dorobek artysty.
Płótna i szkice są wyjątkowymi relikwiami po św. Bracie Albercie. W przeciwieństwie do innych pamiątek noszą w sobie nie tylko ślady jego dłoni, ale również „ślady” oczu, umysłu, serca, którymi oglądał, pojmował i kochał świat.
Jak podają siostry albertynki, po ich założycielu zachowało się 66 obrazów olejnych, 22 akwarele, 15 rysunków i sześć szkicowników. Jest też kilka dzieł, co do których nie ma pewności, czy wyszły spod pędzla Adama Chmielowskiego. To niewiele, jak na ponad dwudziestoletnią karierę malarską. Część zbiorów zaginęła albo została zniszczona. Wśród tego, co pozostało, próżno szukać spójności tematycznej. Jest w obrazach Chmielowskiego i siermiężna codzienność styczniowego zrywu powstańczego, i piękne portrety dam. Są nastrojowe sceny, jak „Ogród kochanków”, i realistyczne obrazki wiejskie, zatytułowane wprost: „W oborze”. Są także piękne krajobrazy z wypraw po Podolu czy – odkryte w ostatniej fazie twórczości – malarstwo religijne. Widzimy tu echa wspomnień, podróży, spotkań, przyjaźni i duchowych zmagań. Stanowią – ograniczoną oczywiście i wybiórczą – kronikę życia artysty. Odbijają się w nich malarskie fascynacje realizmem Corota, Milleta i Couberta, sztuką nazareńczyków, m.in. Juliusa von Carolsfelda, czy neoromantyzmem Arnolda Böcklina.
Forma i kolor
Z listów do przyjaciela Lucjana Siemieńskiego, poety, pisarza i miłośnika sztuki, wiemy, jak zapracowany był Chmielowski w czasie studiów na Akademii Sztuk Pięknych w Monachium. Czytamy o godzinach w bibliotece, mozolnych ćwiczeniach malarskich z modelami czy z naturą, poszukiwaniach nowych tematów. Wiemy, że był perfekcjonistą. Wciąż poprawiał i przemalowywał. Dlatego wiele dzieł – w tym najsłynniejsze „Ecce Homo” – pozostało niedokończonych.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 12 (598), 19 marca 2017 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 29 marca 2017 r.