19 marca
wtorek
Józefa, Bogdana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Nie żyje Maria Koterbska, dama polskiej piosenki

Ocena: 0
543

Ostatecznie brata artystki objęła amnestia – po trzech latach we Wronkach: „Widzenia były zupełnie niesamowite. Siedziało się na krzesłach, przedzielała nas siatka druciana, i tak na odległość wolno nam było rozmawiać. Z czasem znałam już wielu współwięźniów Kazka, chłopaków w jego wieku, biednych, wychudzonych tak jak on, bez zębów, z wielkimi przerażonymi oczami” - jeszcze po latach Koterbska płakała na wspomnienie tych spotkań.

Bywały też weselsze momenty: „Na przykład oni zza tej siatki wołali: + Marysia, pokaż nam nogi! Ty masz takie długie nogi! Pokaż je nam+ Więc ja podwijałam wtedy spódnicę i pokazywałam chłopakom nogi. I posyłałam im jeszcze całusy, bo tacy byli biedni, tacy biedni…” - napisała.

W 1948 r. zdała maturę. Nie było pieniędzy na wymarzone studia w szkole dramatycznej w Krakowie, miała jednak możliwość studiowania farmacji w Katowicach, dzięki wsparciu ciotek – właścicielek dwóch aptek.

Gdy zapisywała się na egzaminy wstępne, usłyszała o projekcie Gustawa Holoubka, by zorganizować koncert „Studenci i aktorzy na odbudowę Warszawy”. W efekcie Sylwestra 1948/49 spędziła na scenie Teatru im. St. Wyspiańskiego w Katowicach – a wykonanie piosenki „Stary młyn” na tym koncercie uchodzi za jej debiut na scenie profesjonalnej.

1949 rok odmienił jej życie. Stanisław Bursa, dyrektor muzyczny Radia Katowice oraz kolega jej ojca, ocenił, że Maria ma „świetny, mikrofonowy głos” i załatwił jej kontakt z Jerzym Haraldem, szefem Orkiestry Rozgłośni Śląskiej PR oraz gospodarzem kultowych „Melodii świata”.

Przesłuchanie u sławnego kompozytora i aranżera odbyło się w lutym 1949 r. Już kilka dni później Harald oświadczył Koterbskiej:

Dziś wieczorem musimy nagrać dwie piosenki do filmu „Skarb" i chciałbym, żeby pani zaśpiewała razem z „Nas-Trojami”.

Zaśpiewała tak brawurowo, iż „po powrocie do domu Harald miał powiedzieć żonie Krystynie, swej muzie i autorce większości tekstów do jego piosenek: „Odkryłem skarb”.

Nagranie skończyło się za późno, by mogła wrócić do Bielska, więc Haraldowie ją przenocowali. A rano Harald zagrał jakąś melodię, gdy „Krysia siedziała w fotelu obok fortepianu, z notatnikiem w ręku, i coś tam pisała” - zapamiętała Koterbska. Tak powstał utwór „Brzydula i rudzielec”.

Narodziła się piosenka, która towarzyszyła mi przez wszystkie lata mojej kariery. W normalnym kraju zrobiłaby z naszej trójki prawdziwych milionerów

- podsumowała.

Zaraz po audycji zaczął się istny szał. Do radia przychodziły listy, nawet telegramy, a kto mógł, to telefonował. Na taką reakcję słuchaczy nikt nie był przygotowany

- wspominała piosenkarka. Od tej chwili kariera Koterbskiej potoczyła się błyskawicznie.

Na koncert w Filharmonii Śląskiej, do sali na 700 miejsc „przyszło chyba trzy tysiące słuchaczy. (…) Ludzie oszaleli. Skandowali: Koterbska! Koterbska! Bisss! Bisssss! (…) A mama siedziała w pierwszym rzędzie i płakała ze szczęścia” - napisała Koterbska.

Radość nie trwała długo, gdyż od 1948 r. muzyków wzywano „do twórczości podporządkowanej celom politycznym, opartej na doświadczeniach Związku Radzieckiego i dorobku ideologicznym marksistowsko-leninowskim” - przypomniała Kompania Pomaton.

Wkrótce pismo z Warszawy wstrzymało nagrania Koterbskiej. Harald załatwił jej rozmowę z decydentką w ministerstwie. „W wydziale rozrywki przyjęła mnie pani naczelnik Bekerowa (…) +Dlaczego proponujecie taki styl śpiewania? Taki amerykański! My tu nie chcemy żadnego naśladowania. Po co to komu to szwingowanie?”. Następnie naczelnik Bekerowa dla przykładu puściła Koterbskiej płyty radzieckich wykonawców. „Możecie sobie śpiewać na koncertach, poza Warszawą, ale w radio was nie będzie” - oświadczyła.

Odtąd Koterbska jeździła po Polsce, z big-bandem Haralda, z orkiestrą rozrywkową Jana Cajmera oraz orkiestrą Konrada Bryzka.

Piosenkarka nie ukrywała, że chodziła czasem na koncesje:

Zdarzały nam się też koncerty, na których trzeba było wystąpić, bo władze chciały i nie było dyskusji. Kiedyś w Boże Ciało, w czasie koncertu, który był wyraźną próbą odciągnięcia ludzi od kościoła (…) żartowaliśmy, że nawet swing i dobre nazwiska nie pomogą rządowi w manipulowaniu Polakami. Widownia była prawie pusta

- napisała we wspomnieniach.

Trzymała się jednak daleko od pieśni masowej.

Koterbska jest prekursorką większości polskich pieśniarek. (…) Była bowiem pierwszą, która odważyła się niegdyś przełamać dziarski styl odtwórczy piosenek o murarzach, kolejarzach i WOP-ie, lansując piosenkę intymną, nieraz nawet półpoetycką lub satyryczną. (…) Jest to bodaj pierwsza powojenna polska pieśniarka, która umiała zwykłą piosenkę podnieść do godności sztuki

- napisał Lucjan Kydryński w książce „Wierzę piosence” (1959).

W 1952 r. pieśniarka zdecydowała się na angaż w krakowskim Teatrze Satyryków. Przesłuchanie przeprowadził Władysław Krzemiński, ówczesny dyrektor tamtejszego Starego Teatru:

Usiadł daleko od sceny i oparł się na pięknej laseczce ze srebrną rękojeścią (…) Siedział z przechyloną głową (…) poważny, bez uśmiechu, patrzył na mnie, patrzył i naraz powiedział: „Ale nogi to pani sobie musi ogolić”.

Teatr Satyryków miał salę na prawie tysiąc miejsc. Legendarna dykcja Koterbskiej, podkreślana w większości recenzji, sprawiała, że podczas jej koncertów słychać było każde słowo, nawet w ostatnim rzędzie.

Niebawem karuzela jeszcze przyspieszyła: Koterbską zaproszono do Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi - do nagrania dla filmu „Sprawa do załatwienia” (1953) Jana Rybkowskiego i Jana Fethke.

18 marca 1954 r. urodził się Roman Frankl, jedyny syn artystki. Potem przyszło zaproszenie z Warszawy do udziału w koncercie z okazji dziesięciolecia „Życia Warszawy” – z transmisją radiową. „Już od dawna - nic nikomu nie mówiąc - czekałam na takie zaproszenie. Wyobrażałam sobie nawet jakiś oficjalny list z wyjaśnieniami i Bóg wie co. A tu naraz, niespodziewanie - krótki telegram i po sprawie” - napisała Koterbska.

14 października 1954 r. artystka po raz pierwszy wystąpiła w Warszawie: „Pofrunęły marynarki. Ludzie wprost wrzeszczeli. Nie było mowy, żebym mogła zejść ze sceny. Szał kompletny, nie do opisania. W tym momencie pomyślałam, że po tym nie pozwolą mi już nigdy więcej w Warszawie wystąpić. Raz i do widzenia. Naturalnie musiałam bisować, bisować, bisować… (…) W efekcie bisowałam czternaście razy. Tymczasem na zewnątrz hali Milicja utworzyła kordony, by zapanować nad tłumem wychodzących” - wspominała.

Kierownictwo produkcji filmu „Irena do domu” zaproponowało zagranie „niewielkiej wprawdzie, ale znaczącej roli, oczywiście z piosenką”. Koterbska odmówiła, tłumacząc, że ma kilkumiesięcznego syna i nie może sobie pozwolić na wyjazd. Następnego dnia zadzwonił kierownik produkcji: „Pani Mario, my wszystko załatwimy: piastunkę, specjalny pokój w hotelu. Będziemy panią wozili tam i z powrotem, jest pani naszą gwiazdą itd., itd.”

Koterbską przekonał dopiero reżyser Jan Fethke. Po latach się okazało, że był to jej jedyny występ w filmie fabularnym. Zagrała samą siebie. Zaśpiewała „Najpiękniejsze w świecie oczy” oraz „Karuzelę”.

W 1956 r. Koterbska została spiritus movens kabaretu „Wagabunda”, z którym w ciągu kolejnej dekady odbyła liczne tournee: „Trzykrotnie byliśmy w USA, Kanadzie i Izraelu, dwukrotnie w Czechosłowacji i Anglii. Nasze przedstawienia obejrzało około 2 milionów widzów. Przejechaliśmy - lądem i morzem - około 250 tysięcy km za granicą i 300 tysięcy km w kraju” - podsumowała.

W 1959 r., podczas wizyty u rodziny w Wiedniu, pieśniarka otrzymała – i odrzuciła - propozycję od wytwórni Phillipsa. Głównym punktem zaplanowanej już kampanii reklamowej miała być ucieczka Koterbskiej z Polski: „Miałam zagwarantowane nagranie płyt, występy w niemieckiej i austriackiej telewizji, reklamę, artykuły w prasie i trasę koncertową. I to wszystko za sumy, które do tej pory znałam jedynie z filmów albo z dowcipów o amerykańskich gwiazdach” - wspominała.

W 1963 r. wzięła udział w 3. Międzynarodowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Sopocie. W polskich eliminacjach zdobyła II nagrodę poetycką piosenką Jerzego Millera do muzyki Marka Sarta „Odejdź smutku”.

Dostrzeżono jej nowy, bardziej dojrzały styl śpiewania. „Największy sukces odniosła Maria Koterbska. Zachwyciła znakomitym wykonaniem piosenki +Odejdź, smutku+, pełnym wyrazu, finezji, świetnym wykończeniem każdej frazy”. „Najwyższą klasę okazała Maria Koterbska (…) Zdobyła publiczność talentem, dojrzałością, warsztatem, świetną dykcją i kulturą śpiewu” - pisali recenzenci.

Faktyczną miarą sukcesu było jednak zwycięstwo piosenki „Parasolki, parasolki” w dniu polskim Festiwalu - Koterbska zdystansowała przedstawicielkę ZSRS Tamarę Miansarową, która poprzedniego dnia, w klasyfikacji międzynarodowej zmiażdżyła konkurencję z 21 krajów przebojem „Pust wsiegda budiet sołnce” (Materiały informacyjne Festiwalu w Sopocie).

Latem 1978 r. sława Koterbskiej sięgnęła gwiazd:

Nasz pierwszy kosmonauta, Mirosław Hermaszewski, odbywał swoją międzyplanetarną podróż na pokładzie „Sojuza". (…) Oprócz przewidzianych planem meldunków przeprowadzano prywatne rozmowy, nadawano życzenia. I właśnie po jednej z takich rozmów przyjaciele Hermaszewskiego z bliskiego jego sercu Wrocławia, chcąc mu zrobić przyjemność, nadali „Wrocławską piosenkę”

- napisała we wspomnieniach. W ten sposób została jedyną polską piosenkarką, której głos dotarł w kosmos.

Artystka nigdy nie wyprowadziła się z rodzinnego miasta. 5 maja 1994 r. uchwałą Rady Miejskiej w Bielsku-Białej uzyskała wpis do „Księgi Zasłużonych dla Bielska-Białej”. W tym samym roku wygrała plebiscyt na bielszczanina XX wieku. „Zajęłam pierwsze miejsce i zostałam Bielszczanką Stulecia (…) Pokonałam nawet innego słynnego bielszczanina - Zbigniewa Pietrzykowskiego, co do tej pory udało się tylko jednemu człowiekowi na świecie, i to nie bez dużych trudności. Był nim Muhammad Ali” - skomentowała Koterbska w „Karuzeli”.

W 1999 r. została odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Jej osiemdziesiąte urodziny (2004) władze Bielska-Białej uczciły benefisem w Teatrze Polskim.

Maria Koterbska, dama polskiej piosenki, zmarła w poniedziałek w swym rodzinnym mieście. Miała 96 lat.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 marca

Wtorek - V Tydzień Wielkiego Postu
Szczęśliwi, którzy mieszkają w domu Twoim, Panie,
nieustannie wielbiąc Ciebie.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Mt 1, 16. 18-21. 24a
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

Nowenna do św. Rafki

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter