29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Indiańskie dzieło sztuki

Ocena: 0
1864

– Muzyka baroku misyjnego należy do ludzkości, jest wielkim dziełem sztuki i jako taka pochodzi od Boga i prowadzi do Niego – mówi ks. prof. Piotr Nawrot, misjonarz werbista.

fot. Wikimedia Commons / domena publiczna

W rozmowie z KAI światowej sławy muzykolog i muzyk, odkrywca tzw. baroku misyjnego Indian Ameryki Łacińskiej, mówi m.in., dlaczego tak ważna jest muzyka w ewangelizacji i jak się obchodzi Boże Narodzenie w Boliwii. Pytany, czego współczesny misjonarz i chrześcijanin powinien się uczyć od kultur indiańskich, mówi: "Pozwólmy, by kultura Indian nas ewangelizowała".


Krzysztof Tomasik (KAI): Jak Ksiądz Profesor znalazł się w Boliwii?

Ks. Piotr Nawrot: Po ukończeniu seminarium werbistów w Pieniężnie chciałem studiować i pracować w Japonii, gdzie werbiści mają prestiżową uczelnię Nanzan University w Nagoi albo w Chinach, Filipinach czy Korei. Przełożeni w Rzymie uznali jednak, że podjadę na misje do Ameryki Południowej i tak znalazłem się w Paragwaju. Tam zobaczyłem ruiny fantastycznych świątyń, w muzeach przepiękne szaty i naczynie liturgiczne, obrazy i rzeźby. Wtedy zapytałem się, a gdzie muzyka? Nie mogło tak być, aby wielka kultura była jej pozbawiona. Zanurzony byłem w muzyce od zawsze. Wcześniej nauczyłem się czytać nuty niż litery.


Uprawianie muzyki to tradycja rodzinna...

Jedna z sióstr grała na instrumencie. W szkole muzycznej w Poznaniu uczyłem się gry na klarnecie. W seminarium zasiadłem przy organach. Było to dla mnie wielkie wyzwanie. Potem znalazłem się w Paragwaju i po trzech latach postanowiono mnie wysłać na studia. Proponowano mi KUL albo którąś z uczelni rzymskich. Wybrałem jednak Stany Zjednoczone i w Waszyngtonie uzyskałem tytuł magistra i doktora. Kiedy zastanawiałem się nad tematem rozprawy doktorskiej, pojawiła się informacja, że gdzieś w Boliwii Indianie śpiewają po łacinie, że mają jakieś notatki i w 1991 r. tam pojechałem. W kraju tym odnalazłem manuskrypty z muzyką miejscowych Indian Moxa [Mojos]. Pierwszy kontakt z nimi nie był łatwy mimo, że spotkanie było wcześniej przygotowywane, wiedzieli, że jestem księdzem i mówię po hiszpańsku. Nie od razu pokazali mi manuskrypty, ale wcześniej poprosili mnie na długą czterogodzinną rozmowę. Pytali o moją wiarę, znajomość ich kultury i tradycji, badali czy jestem wiarygodny, co chcę zrobić z manuskryptami. Na koniec rozmowy rada i kacyk powiedzieli mi, że bardzo się cieszą z mojego przybycia, gdyż gdyby manuskrypty zaginęły także i oni wszyscy by zginęli. Dla nich manuskrypty były czymś takim, jak dla Izraela Arka Noego. One dają im siłę duchową, poczucie tożsamości kulturowej i społecznej. Od tego spotkania wiedziałem, że moje życie się zmieniło. Dzięki Indianom mogłem rozpocząć systematyczną pracę nad manuskryptami i rozpowszechnić je na całym świecie, publikując 44 tomów studiów i kilkadziesiąt artykułów naukowych na ten temat. Jest to dopiero preludium do "wielkiej symfonii", która się pojawi. Tak bogate są to zbiory.


Powrócił Ksiądz Profesor do USA...

Po roku wróciłem i przedstawiłem gotową pracę doktorską na ten temat. Wywołała ona duże poruszenie tym bardziej, że muzyka z redukcji indiańskich w Ameryce Łacińskiej znalazła się m.in. w słynnym filmie "Misja" Rolanda Joffe z 1986 r. Niestety był to rok 1992, rocznica 500-lecia odkrycia Ameryki. Wtedy poddano rewizji wiele dotychczasowych opinii na temat tego wydarzenia i kolonizacji. Dlatego nie zgodzono się z jednym z moich wniosków, że dobrze prowadzona ewangelizacja w Ameryce nie niszczyła wcale miejscowych kultur, ale stawiała je na inny, wyższy poziom. Nie zgodzono się z tą tezą i poproszono o zmiany w tekście. Po roku pracy trochę ją zmieniłem, utrzymałem jednak swoją tezę i obroniłem doktorat. Po tym już wiedziałem, że wracam tylko do Boliwii, gdyż muszę kontynuować swoje odkrycia, tym bardziej, że Indianie mi zaufali.


Stał się Ksiądz Profesor odkrywcą muzyki baroku misyjnego?

Media nagłośniły sprawę manuskryptów. Podawano, że to szwajcarski architekt Hans Roth, który rekonstruował kościoły misyjne, je odkrył. Potem mówiono, że Piotr Nawrot to zrobił. Fajnie to brzmi, mogło się mnie i innym podobać. Po pewnym czasie namysłu zaprotestowałem. Nikt nie jest odkrywcą manuskryptów, gdyż one nigdy nie zaginęły. Nie odkryli ich ani Roth, ani Nawrot, gdyż muzyka Indian nie zaginęła, ale w dużej części była grana i używana do kultu. Indianie żyli w redukcjach, czyli misjach, gdzie był właściwy Kościół misyjny, stąd barok, który tam powstawał, należy odróżnić od baroku katedr i nazywamy go barokiem misyjnym, ponieważ pozostawał on pod wpływem kultury Indian. W jednej redukcji żyło od 3 do 5 tys. Indian i zaledwie dwóch albo trzech misjonarzy z Europy. Była szkoła muzyczna, chór i 30 do 40 muzyków, którzy do Mszy św. śpiewali i codziennie grali. Misjonarze sprawowali jedynie nadzór nad oprawą muzyczną. Przygotowanie i wykonanie należało do Indian, którzy stworzyli część tego repertuaru, a nawet wykonywali instrumenty na wzór tych przywiezionych z Europy i dlatego też z tego powodu nazywamy ich spuściznę barokiem misyjnym. Szefami szkół muzycznych, chórów byli Indianie i dlatego, kiedy doszło w 1767 r. do wyrzucenia jezuitów z ich misji, muzyka była dalej tworzona i przetrwała do naszych czasów. Przypomnijmy przy tym, że redukcje prowadzili nie tylko jezuici, ale i inne zakony, m.in. franciszkanie i dominikanie.

Po powrocie do Boliwii związałem się jednym z chórów w La Paz i zaczęliśmy systematycznie występować. Prezentowaliśmy co roku cztery programy z muzyką misji. Później zainicjowaliśmy w Santa Cruz de la Sierra i innych miejscach Międzynarodowy Festiwal Muzyki Renesansu i Baroku Amerykańskiego „Misiones de Chiquitos”. Korzystaliśmy z tego, co odnaleźliśmy i opracowaliśmy z archiwów w Boliwii i innych krajów Ameryki Łacińskiej.


Swoimi odkryciami i festiwalem oddajecie sprawiedliwość kulturom indiańskim...

My, Europejczycy, przez wieki kierowaliśmy się kulturowym szowinizmem. Uznawaliśmy tylko to, co u nas stworzono, inne kultury uznając za wtórne i naśladowcze. W Ameryce także mówiono tylko o tym, czego dokonali Europejczycy. Dlatego festiwal jest tak ważny. Nie organizujemy go, by grać tylko Vivaldiego czy Bacha, których oczywiście gramy, ale w duchu i interpretacji lokalnej. Indianie otrzymali muzykę z Europy, ale nie chcieli być tylko kopistami muzyków europejskich, lecz jej twórcami. Pisali ją na nowo według swoich upodobań. Do dzisiaj mają wielki szacunek do swojej tradycji muzycznej. Świadczy o tym choćby taki fakt, że z manuskryptów zrobione są fotokopie, które Indianie ręcznie przepisują. Kiedy im powiedziałem, że mogę zrobić im odbitki, to odparli oburzeni: "Jak Pana Boga można chwalić fotokopią?". Myślę czasami, że to oni powinni nam udzielać rekolekcji.


W czym tkwi geniusz muzyki baroku misyjnego?

Powtórzmy, Indianie mieli od zawsze swoją muzykę, która bazowała na trochę innym koncepcie melodii, harmonii i rytmu oraz byli bardzo muzykalni. Gdy rozpoczął się proces ich ewangelizacji, misjonarze szybko zdali sobie sprawę z tego, że słowo mówione nie wywiera na nich większego wrażenia. Gdy mówią o Bogu, o Kościele, o prawdach wiary, Indianie tylko w części się z tym zgadzają, ale nawrócenia są rzadkie. Ktoś musiał to zauważyć i zaproponował, aby zamiast mówić o Bogu i recytować Credo, śpiewać i wykonywać piękne, rozbudowane liturgie barokowe. Zauważono, że Indianie widząc takie liturgie, słysząc taki śpiew i instrumenty chętnie w nich uczestniczą, pozostają w kościołach i innych miejscach całymi godzinami, będąc wręcz w ekstazie. Muzyka zaczęła ich przyciągać.

Indianie wiedzieli, że jest to muzyka sakralna. W Europie koncentrujemy się na jej rytmie, harmonii i melodii, a sakralność zbudowana jest na tekście lub kontekście. Dla Indian jednak samo sacrum jest najważniejsze. Od niedawna na estrady koncertowe i do świątyń wchodzi muzyka skomponowana i z tekstami Indian. W swoim świecie tworzyli dzieła uniwersalne. Uniwersalność ich dzieł polega na oddziaływaniu na człowieka bez względu na pochodzenie, rasę, kulturę, podobnie jak utwory Bacha, Beethovena czy Chopina. W ogóle kultura misji ma charakter uniwersalny, co pokazuje życie codzienne, życie Kościoła i społeczeństwa. Kultura Indian jest wytworem Indian, a nie misjonarzy. Dlatego proponuję, żeby redukcje nazwać indiańskimi misjami administrowanymi przez jezuitów, franciszkanów czy dominikanów. Kultura Indian jest ich dziełem, choć z inspiracji Europejczyków. To jest ogromnie istotne.


Dlaczego muzyka jest tak ważna w ewangelizacji?

Ewangelizacja to przepowiadanie i dawanie świadectwa. Słowo, które głoszę ma moc i znaczenie. Gdy słowo ubrane jest w muzykę, to moc i znaczenie tego słowa ogromnie się potęguje. Dam przykład modlitwy różańcowej. Wypowiadanie 50 razy "Zdrowaś Maryjo" jest pięknym i głębokim rozważaniem i medytacją, ale gdy to samo jeszcze zaśpiewam, dodam harmonię, rytm i melodię, to jeszcze bardziej siebie wyrażam. Człowiek wielbiący Boga poprzez muzykę, wielbi Go jeszcze bardziej, mocniej i solenniej niż samym tylko słowem recytowanym. Bylibyśmy nieroztropni w ewangelizacji, gdybyśmy nie używali muzyki. Przypomnijmy, że każda sztuka od Boga pochodzi. Także i dzisiaj, w nowej ewangelizacji muzyka musi być brana pod uwagę i oby była tak brana, jak to miało miejsce w redukcjach. Spójrzmy na kościoły w zlaicyzowanej Francji. Pójdźmy na nabożeństwo Wspólnot Jerozolimskich w Paryżu, gdzie jest zawsze rzesza modlitewnie rozśpiewanych ludzi. To samo widzimy w kościołach Warszawy czy Poznania. Tam gdzie jest dobry śpiew i muzyka, tam jest zawsze pełno zaangażowanych w liturgię wiernych. Ludzie wychodzą dzięki muzyce bardziej przemienieni niż ci, którzy byli karmieni suchym słowem. Z drugiej strony człowiek, nawet ten nie obdarzony muzykalnością, o wiele chętniej zaśpiewa we wspólnocie złożonej z kilkuset osób, niż będzie wysłuchiwał kolejnej części kazania. Powtarzam – muzyka jest jednym z fundamentów ewangelizacji, buduje wspólnotę i dlatego powinniśmy znaczną część środków przeznaczać na edukację muzyczną. Przez wieki każda misja miała szkołę muzyczną. Musimy do tego powrócić, gdyż to przynosi niesamowite efekty. Na Mszę św. z Franciszkiem w Santa Cruz w 2015 r. zebrałem grupę ponad 1143 muzyków. Kolejne 3 tys. gotowych było przyjechać i było bardzo rozżalonych, gdyż nie mieliśmy pieniędzy, aby ich zaprosić.


Muzyka pomaga również w samoewangelizacji...

Bardzo lubię w polskim Kościele Msze święte roratnie w okresie Adwentu, gdy kościoły o poranku są rozśpiewane. Osobiście o wiele bardziej rozumiem sens Adwentu i Bożego Narodzenia także wtedy, gdy przy zapalonej świecy słucham czytając zawarte w oratorium "Mesjasza" Georga Friedricha Händla teksty Pisma Świętego. To jest też ewangelizacja. Dziękuję Bogu za ten dar, że dzięki muzyce, uprawianej przez siedem dni w tygodniu, mogę wyrazić najlepiej swoją cześć dla Niego. Muzyka karmi i duszę, i intelekt i dzięki niej jestem duchowo syty. Porównam to do biegacza długodystansowca, który zawsze ma siłę i energię, aby biec jeszcze dalej.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter