16 kwietnia
wtorek
Kseni, Cecylii, Bernardety
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Gdy dostaje się wielki skarb - dr Dariusz Karłowicz o rzymskim Instytucie Kultury Jana Pawła II

Ocena: 0
978

A więc kultura, Miłosierdzie, solidarność. Czy coś jeszcze spośród tematów Janopawłowych wydaje się Panu szczególnie inspirujące?

- Intryguje mnie myśl, która może być oczywiście po kremówkowemu spłaszczona (a cóż nie może?), a która wydaje mi się jako pewien trop i metoda bardzo obiecująca i owocna. Chodzi o rozumienie Polski poprzez Chrystusa. W Teologii Politycznej wzięliśmy ją sobie do serca i często do niej wracamy. Jej owocem są co najmniej dwa roczniki Teologii Politycznej. Ten na 1050-lecie Chrztu Polski i ten o polskiej nowoczesności. To są sprawy ogromnej wagi dla kwestii naszej tożsamości. Warto do nich wracać, bo wiele mówią choćby o specyfice polskiej polityczności. Teologiczne myślenie o Polsce to pasjonująca perspektywa. Nie tylko dla teologów.

A spośród filozoficznych wątków myślenia Karola Wojtyły? Co uznałby Pan za warte przypominania?

- Muszę zaznaczyć, że ja nie jestem specjalistą od Jana Pawła II. Instytutem zajmuję się głównie dlatego, żeby spłacić chociaż część długu, który u św. Jana Pawła II zaciągnąłem. Moich uwag proszę zatem nie traktować jako efektu systematycznych studiów – opinii znawcy i badacza. Sam zajmuję się filozofią religii i polityki i przypuszczam, że moja lista wojtylańskich inspiracji jest filtrowana poprzez moje filozoficzne pasje. Ten wstęp jest potrzebny, bo chciałbym powiedzieć o sprawie, która być może dotyczy marginalnego wątku myśli filozoficznej Wojtyły. Chodzi mi o kwestię doświadczanego przez ludzi konfliktu niewspółmiernych wartości – konfliktu z ludzkiej perspektywy tragicznego. Przypuszczam, że u Wojtyły ten temat pojawia się za sprawą niemieckiego filozofa Maxa Schelera, który o kwestii tragiczności pisał bardzo głęboko. Dla mnie – a zagadnieniem tragedii zajmuję się od lat – przemyślenie tragiczności ludzkiego doświadczenia w obszarze chrześcijańskiego życia to to bardzo ważny i rzadko poruszany temat. Oczywiście, nie chodzi o tragiczność fundamentalną.

Chrześcijanin wie, że istnieje porządek, który pozwala te rzeczy rozstrzygać. Idzie o tragiczności naszego doświadczenia. Uchylenie tej kwestii zamienia chrześcijaństwo w we własną parodię. A chrześcijaństwo Jana Pawła II jest zdecydowanie nielandrynkowe. Jest chrześcijaństwem nadziei, ale nadzieja jest przecież potrzebna tym, którzy doświadczają tragedii, nie zaś tym, którzy właśnie wzięli kolejną cudowną tabletkę i uwierzyli, że wszystko układa się w doskonałą harmonię już tutaj, za życia.

Wróćmy do Polski. Mówi Pan o znaczeniu dorobku Jana Pawła II w świecie i o tym, co się dzieje w Polsce. Jak Pan ocenia percepcję dziedzictwa Jana Pawła w Polsce? Z jednej strony „spłaszczenia kremówkowe”, mówi się też o „kruchym dziedzictwie”, że nic nie zostało w zbiorowej pamięci, a także rewizja jego postawy w związku z zarzutami jego reagowania lub niereagowania na przestępstwa seksualne w Kościele?

- Co do pokolenia, które odbierało jego dziedzictwo bezpośrednio, nie mam wątpliwości, że ten wpływ jest ogromny i że nie mamy jakichś wielkich problemów z odbiorem świadectwa i nauczania Jana Pawła II, wśród tych, do których było one bezpośrednio adresowane. Od początku miałem natomiast odczucie, że ogromnie zawodził uniwersytet, że zawiedli nas intelektualiści i katolicka inteligencja. Właśnie w tych kręgach przerobiono papieskie posłanie w kremówkę. Od wczesnej młodości pamiętam zabawne wrażenie, że encykliki są znacznie ciekawsze od banalnych komentarzy na ich temat. Katoliccy intelektualiści, którzy uwielbiali przechwalać się swoją zażyłością z Janem Pawłem II nie zostawili zbyt wielu głębokich interpretacji. Efekt jest taki, że o znawców dzieła Jana Pawła II łatwiej dziś zagranicą niż w Polsce.

KAI: Jak to można wytłumaczyć?

- Nie wiem. Kiedyśmy czytali te wszystkie Janopawłowe „Pudelki”, te anegdotki, te opisy wspólnych kolacji, liczyliśmy, że jednocześnie powstają jakieś wielkie książki. Tak się nie stało. Co więcej, spora część spośród tych – jak wierzyłem – najbliższych Wojtyle redakcji i ludzi – zachowuje się dziś tak jakby chciała przepraszać za papieża. Z czego to się bierze, nie potrafię wytłumaczyć.

KAI: Krąży opinia, że polski katolicyzm nie jest intelektualny, więc kremówki z łatwością przesłoniły wszystko.

- Nie, ja nie twierdzę, że w polskim świecie intelektualnym nic się nie dzieje. Takie twierdzenie byłoby niesprawiedliwe i niemądre. Mamy świetne książki Krzysztofa Dybciaka, o. Jarosława Kupczaka, Jacka Popiela, Pawła Skibińskiego, czy Macieja Zięby. Jest wiele innych znakomitych książek, które albo z Jana Pawła II wyrastają, albo go dotyczą. Natomiast jak na skalę zjawiska, o którym mówimy, to jest tego zdumiewająco mało. Nieraz myślę o tych uczonych, którzy, organizując konferencje sądzą, że Włosi chcą się czegoś od nich dowiedzieć o Dantem, Anglicy o Szekspirze, a Niemcy o Goethem. Tymczasem w większości wypadków cudzoziemcy chcieliby się od nas dowiedzieć co zrozumieliśmy z tego, w co mamy szczególny wgląd – z nauczania Jana Pawła II, z doświadczenia Solidarności, z orędzia Miłosierdzia Bożego. Czy my się wstydzimy tym zająć? Czy może nie rozumiemy rangi i znaczenia tych spraw, które rozegrały się pośród nas?

Kilka lat temu w wywiadzie dla KAI arcybiskup Henryk Hoser SAC nie bał się stwierdzenia, że my wręcz zdradziliśmy dziedzictwo Jana Pawła II.

- Porównując to, co się dzieje w Polsce z tym, co się dzieje w świecie chrześcijańskim, nie tylko katolickim – co dzięki Angelicum od kilku lat widzę z bliska – rzeczywiście jesteśmy swego rodzaju osobliwością.

Z tego, co Pan mówi, wyłania się pewne zaniechanie naszych intelektualistów w związku z przekazywaniem dorobku Jana Pawła.

- Ono jest ostentacyjne. Nie potrafię sobie wyobrazić, żeby jakikolwiek kraj po tak ważnym pontyfikacie nie podjął studiów, nie zakładał instytutów na głównych uniwersytetach. Ciągle wydaje mi się czymś nie do uwierzenia, że na Uniwersytecie Warszawskim czy Jagiellońskim nie ma ośrodków badających dorobek Karola Wojtyły. Czy można wątpić, że w polskiej kulturze i polityce nigdy nie mieliśmy nikogo tej rangi? O kim możemy powiedzieć, że tak oddział na świat, i to nie tylko chrześcijański, ale na świat w ogóle? Dlaczego zatem na uczelniach w Polsce nie działają potężne, interdyscyplinarne instytuty, w których pospołu pracowaliby historycy, teologowie, filozofowie, socjologowie, specjaliści od historii XX w., od dyplomacji, literatury itd.? Czy to nie żenujące?

Może uniwersytety nie są zainteresowane kierunkiem, jaki nadaje Jan Paweł II?

- A jakie to ma znaczenie? Mówimy o podstawowych obowiązkach intelektualistów wobec rzeczywistości. A Jan Paweł II jest częścią polskiej rzeczywistości, polskiej historii i kultury, w stopniu dotąd niespotykanym. Jak może polski uniwersytet tego nie odnotować? Oślepł i ogłuchł? Gdy każda przejściowa choćby moda intelektualna ma dziś swój instytut – to Jan Paweł II nie ma! To dowodzi istnienia jakiejś głębokiej dysfunkcji poznawczej. Dla władz tych wszystkich uczelni to kompromitacja.

Kilka lat temu w konkursie PWN na młodzieżowe słowo roku wygrał wyraz „odjaniepawlać”. W internecie akcja „Cenzopapa”, o 21.37 publikowane są memy, dla młodzieży, Jan Paweł II to człowiek – mem. Nieraz te memy to nie tylko szyderstwo, ale też bluźnierstwo. Powstaje pytanie o przekaz dziedzictwa kolejnemu pokoleniu. Pan powiedział kiedyś: „Szkoda mi pokolenia, które dobrowolnie zrzeka się tego spadku”. Smutne jest to, że to pokolenie nawet nie chce sprawdzić, co jest w skrzyni, którą w atmosferze radości, wyrzuca.

- Gdybyśmy w Polsce mieli porządną robotę intelektualną i duchową nad dziedzictwem św. Jana Pawła II myślę, że wyglądałoby to inaczej. A tak po egzaltacji pozytywnej mamy negatywną. Jak to na Pudelku – po słodkich opowieściach o kochanym papieżu mamy ostentacyjne podkreślanie swojego dystansu, rezerwy i podejrzliwości. Po kremówkach przyszedł czas anty-kremówek. Ma przeciwny wektor, ale nie jest mniej głupi. To prawda, że szkoda mi młodych, którzy dają się nabrać na cały ten hejt. Przekreślenie tego dziedzictwa to przecież rodzaj samookaleczenia – dobrowolnej rezygnacji z tego, co w polskości najlepsze. To taka polska wersja cancel culture – równie smutna jak jej zachodni odpowiednik – autoimmunologiczna choroba duszy, która nadzieję pokłada w kulturowej amnezji.

Wiele dziś wskazuje na to, że sobie z tym dziedzictwem nie poradziliśmy. I nie mówię tego jako ten, który wie, co należy teraz zrobić. Mówię tak, bo nie mam wątpliwości, że warto wyjść poza alternatywę, której człony stanową cenzopapy i kremówki. Nie mam wątpliwości, że warto i że trzeba.

Rozmawiała Alina Petrowa-Wasilewicz

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 16 kwietnia

Wtorek, III Tydzień wielkanocny
Ja jestem chlebem życia.
Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 30-35
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter