W kinematografiach europejskich powstaje mnóstwo filmów o głośnych dziś dramatycznych problemach integracji imigrantów z krajów afrykańskich, głównie arabskich.

Producenci europejscy inwestują także w realizację filmów w byłych koloniach afrykańskich, pomagając tym samym tamtejszym filmowcom. Takim właśnie utworem jest „Sofia”, nakręcona przez młodą Marokankę wykształconą w Paryżu i Brukseli. Akcja tego interesującego filmu rozgrywa się w Casablance. Można powiedzieć, że producenci francuscy usiłują spłacić w ten sposób dług byłej kolonii. Dwudziestoletnia Sofia z arabskiej klasy średniej mieszka z rodzicami i rodziną, czekając, jak inne dziewczyny, na zamążpójście. Okazuje się, że jest w ciąży, co zwiastuje dramat, bowiem w Maroku współżycie pozamałżeńskie karane jest więzieniem. Autorka filmu interesująco i niebanalnie ukazuje poczynania dziewczyny i jej rodziców, którzy za wszelką cenę chcą wydać córkę za domniemanego ojca dziecka.
Pani reżyser szczęśliwie unika publicystycznych i ideologicznych uproszczeń. „Sofia” nie jest więc utworem „feministycznym” na temat ucisku kobiet przez mężczyzn. Autorka stara się ukazać dylematy dziewczyny i zaangażowanych w aferę rodzin w sposób wielowymiarowy. Widzimy problemy tamtejszych kobiet związane z dominacją surowego prawa islamskiego.
Sofia dzięki swojemu sprytowi i odwadze potrafi znaleźć wyjście z dramatycznej sytuacji i w pewnym sensie pokierować swoim losem. Staje się więc podmiotem dramatycznych dla niej wydarzeń. Osobnym, ciekawym wątkiem są społeczne podziały wśród marokańskich rodzin. Okazuje się, że zamożniejsze familie mają ścisłe stosunki z instytucjami francuskimi, natomiast uboższe są zdane same na siebie. Ten sugestywny, zrealizowany oszczędnymi środkami i dobrze zagrany film wart jest krytycznego przemyślenia.
„Sofia”. Francja/Katar, 2018. Scenariusz i reżyseria: Meryem Benm Barek. Wykonawcy: Maha Alemi, Lubna Azabal, Sarah Perles i inni. Dystrybucja: Best Film