Z dziesięciu łódek głos bez kłopotu docierał do brzegu, gdzie został ustawiony – dość potężny – głośnik przywieziony przez proboszcza.
Miało się ku wieczorowi, jak tę porę dnia pięknie określa polska literatura. Nie miejsce tu na poetycki opis przyrody, ale przecież muszę Drogim Czytelnikom pokazać czas i miejsce akcji: sierpniowa sobota, kiedy „świat ukołysany” i przyroda „pokłon Matce daje”, u stóp blisko tysiącletniej bazyliki w Czerwińsku, gdy zachodzące słońce kładło się czerwienią na falach majestatycznie płynącej Wisły, niósł się po wodzie głos modlitwy różańcowej.
Sam proboszcz zaś, ksiądz Łukasz Mastalerz, salezjanin, prowadził naszą modlitwę z łódki, a jakże, niemal klasycznej wiślanej, z ciężkiego solidnego drewna, na czas Różańca utrzymywanej na kotwicy pośrodku rzeki. Tą łódką przypłynął inicjator całego przedsięwzięcia, Janusz Zajączkowski, rolnik z dziada pradziada, mąż i ojciec wysokich jak sosny synów ministrantów, wspierających na rzece brata Tomasza, salezjanina, na klasztornej z kolei łodzi. Wokół na swoich łódkach, większych i mniejszych, zebrali się głównie parafianie „stali”, choć i „wakacyjnych” nie brakowało.
Czytaj dalej w e-wydaniu |
Barbara Sułek-Kowalska
Idziemy nr 35 (569), 28 sierpnia 2016 r.