Podobne zdziwienie przeżyła hiszpańska opinia publiczna w połowie 2014 roku, kiedy jedna z najsłynniejszych na Półwyspie Iberyjskim modelek i aktorek, Olalla Oliveros, została zakonnicą. Jak podobno stwierdziła, doświadczyła udziału w niezwykłym castingu, w którym została wybrana i powołana przez Jezusa. Niestety, nie spotkało się to z akceptacją jej rodziny oraz znajomych z pracy.
Błogosławiona codzienność
Przy takich okazjach w środkach społecznego przekazu pojawia się niedowierzanie oraz zdziwienie. Jak można u szczytu swej kariery wstąpić do zakonu? Jak to możliwe, że młoda, świetnie śpiewająca dziewczyna decyduje się dalej nosić habit zamiast wytwornych ubrań zamawianych przez światowe koncerny muzyczne?Święty Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian stwierdza: „To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi”. Medialna wizja życia sióstr zakonnych prezentowana jest często właśnie z perspektywy podobnego głupstwa. Ich życie pokazywane jest albo, jak w powyższych przykładach, w kontekście szoku związanego z niecodzienną działalnością, albo też opinia publiczna informowana jest, kiedy na przykład na terenie ośrodka prowadzonego przez siostry dochodzi do jakichś nieprawidłowych działań. W podobnych przekazach zapomina się jednak najczęściej o codziennym trudzie oraz codziennym trwaniu przy drugim człowieku, co stanowi podstawowy element życia niewiast w habitach. Owa wierność i codzienność jest jednak fascynująca.
U stóp krzyża
Media krytykujące Kościół katolicki najczęściej zapominają zwrócić w swoich materiałach uwagę, że to właśnie jego przedstawiciele od wieków podejmują się opieki nad osobami niepełnosprawnymi czasem w stopniu dla nas niewyobrażalnym, cierpiącymi, chorymi i ubogimi, bezdomnymi. W każdym mieście bez trudu dostrzec można ośrodki wsparcia dla osób ubogich prowadzone przez żeńskie zgromadzenia. W Łodzi na przykład dla wielu osób bezdomnych całkowicie naturalne jest, że gdy chcą się umyć, gdy chcą coś zjeść, udają się na ul. Andrzeja Struga, do ośrodka prowadzonego przez tzw. kalkutki, jak nazywane są potocznie misjonarki miłości. W praktyce walczą o godność człowieka tak, jak przez lata czyniła to założycielka ich zgromadzenia, bł. Matka Teresa. To ona trwała przy osobach wykluczonych, także w chwili ich śmierci.W kontekście umierania warto wspomnieć o pewnej niezwykłej książce, która w ostatnim czasie ukazała się na polskim rynku. Mowa o wywiadzie rzece „Szału nie ma, jest rak”, będącym zapisem rozmowy, jaką red. Katarzyna Jabłońska przeprowadziła z ks. Janem Kaczkowskim. Kapłan ten jest dyrektorem hospicjum im. św. Ojca Pio w Pucku. Sam od kilku lat zmaga się z chorobą nowotworową. Ksiądz Kaczkowski, opowiadając o Kościele, zwracał uwagę, że jego zdaniem konieczne jest dzisiaj dostrzeżenie niezwykłej roli, jaką odgrywają we wspólnotach właśnie zakonnice. W swoich refleksjach dotyczących umierania oraz cierpienia w pewnym momencie podał on przykład siostry Manueli, zakonnicy, która trwała przy panu Szymonie. Ten pacjent nagle zapytał siostrę: „Czy mogłaby siostra ze mną umrzeć?”. Jak podkreśla kapłan, pytanie było całkowicie zaskakujące. Zakonnica przez kilka dni unikała pokoju pacjenta, nie wiedząc, jak się wobec niego zachować. W pewnym momencie rozpoczęła się jednak u niego agonia. Na dyżurze była obecna właśnie wspomniana zakonnica. Podeszła do pacjenta. Trzymała go za dłonie, głaskała delikatnie po twarzy. Drgawki jednak nie ustępowały. Ksiądz Kaczkowski relacjonuje w ten oto sposób, co następnie działo się w pokoju chorego: „Wtedy [zakonnica] – sama zaskoczona tym, co robi – ułożyła się na brzegu łóżka mężczyzny i przytuliła jego nękane skurczami ciało do siebie. Ogarnęła je, przygarnęła i otuliła sobą. I tak trwała, a ono stopniowo się uspokajało i zamilkło”. Siostra Manuela już po śmierci pacjenta stwierdziła: „Zrozumiałam, że spełniłam prośbę Pana Szymona: umierałam razem z nim”.
Błażej Kmieciak |