I co teraz? "Właśnie pożegnaliśmy Brazylijczyków, byli u nas jeszcze po ŚDM. Przez dwa tygodnie przewinęło się przez moją parafię 600 pielgrzymów! Największe wyzwanie logistyczne w moim życiu, ale podołałem z pomocą naprawdę wspaniałych ludzi z mojej parafii. Bogu niech będą dzięki!" – pisze do mnie młody ksiądz.
Kto się zaangażował choć trochę w wizytę Franciszka, ten wie, jacy byliśmy w tych dniach zadowoleni, a może nawet szczęśliwi. Kiedy przerzucałam się z Częstochowy do Oświęcimia – przez Katowice – widziałam w nabitym do granic pociągu pełnych satysfakcji mieszkańców okolicznych miast i wsi: utrudzili się, widzieli, modlili się, śpiewali i teraz nikt im nie powie, że było inaczej, że papież to czy tamto. Spotkana na dworcu pani Marianna z Knurowa miała w domu trzy Chinki i była zachwycona, choć naszykowana była na cztery. Przygotowywała się od lutego, więc i do Częstochowy miała czas się wybrać!
I co teraz? Jak wykorzystać w parafiach tę rozbudzoną aktywność, ten nowy zapał ewangeliczny? Pytanie jest zasadne i niemal klasyczne: każdy, kto był na pielgrzymce czy przeżył dobre rekolekcje, wie, jak bardzo chciał zachować ów niezwykły stan ducha, jaki się wtedy pojawia, ową radość życia i chęć do pracy.
„Tak, to jest jakieś poruszenie – pisze ów mój znajomy ksiądz, który ma serce pełne zapału. – Pojawiło się mnóstwo osób, które otworzyły się po raz pierwszy. Niektórych nawet nie kojarzyłem z widzenia. Zachodzę w głowę, jak to teraz ugryźć”.
– Gdybym był proboszczem – powiedział mi – zrobiłbym teraz szybko cykl ciekawych spotkań o Kościele Jezusa za czasów Franciszka, w niedzielę po Mszy bym zachęcał, żeby parafianie nie uciekali, ale porozmawiali chwilę przy kawie – żadna parafia przez to nie zbiednieje – i z młodzieżą przygotowałbym tablice z foto ŚDM, zaproponowałbym katechezy czy kursy ewangelizacyjne i pokazał młode ruchy, pełne radości Ewangelii. Może odważyłbym się „tknąć” cennik usług parafialnych? W gruncie rzeczy chodzi o to, jak tych ludzi na fali tego otwarcia nie wypchnąć znów na obrzeża Kościoła, żeby nie powiedzieć: zniechęcić na nowo.
Naprawdę poważne zadanie.
A inny znajomy pyta: skąd wziąć teraz nowe wyzwania? Było tak cudownie: takie wielkie zadanie zostało podjęte i tak dobrze ludziom i parafiom zrobiło. To co teraz? Ale przecież te wyzwania musimy sobie stawiać każdego dnia, każdy ksiądz i każdy chrześcijanin. Trzeba wstawać i iść.
Tytuł dzisiejszego felietonu, jak zapewne wszyscy się domyślili, pochodzi ze słynnej wypowiedzi Jana Pawła II, który tak nawet zatytułował swoją książkę. Przywołałam go specjalnie, żeby pokazać niedowiarkom z lewa i z prawa, bo ich nie brakuje, że Franciszek mówi tak naprawdę to samo, tylko innymi słowami: wstańcie z kanapy, nałóżcie dobre buty i w drogę. Bo to mówi Kościół od dwóch tysięcy lat. Bo to mówi Jezus: „Pójdź za Mną”. Pójdź, jak Abraham, który usłyszał Lech Lecha, zostawił ówczesną kanapę w swoim wygodnym namiocie i poszedł za głosem Pana.
Barbara Sułek-Kowalska |