Wzajemne poznanie się księdza i parafian, okazja do rozmowy i udzielenia pomocy a także wspólna modlitwa to – zdaniem księży i wiernych – najważniejsze cele wizyty duszpasterskiej, zwanej potocznie kolędą, która odbywa się w parafiach w całej Polsce.
fot. pixabay.comW ocenie proboszcza warszawskiej archikatedry ks. Bogdana Bartołda, który wizytę duszpasterską rozpoczyna tuż po Bożym Narodzeniu, celem kolędy jest zacieśnienie więzi pomiędzy księdzem i wiernymi, "spokojna rozmowa przy filiżance herbaty".
– Chodzi także o wspólną modlitwę i udzielenie błogosławieństwa wszystkim obecnym. Kolęda to też okazja do poinformowania, co dzieje się w parafii, jakie mamy propozycje duszpasterskie. Z drugiej strony, podczas kolędy ksiądz może zorientować się w potrzebach parafian, zobaczyć czy ewentualnie nie potrzebują jakiejś pomocy – wyjaśnił.
Przyznał, że w jego parafii, która obejmuje teren warszawskiej Starówki, księdza przyjmuje coraz mniej osób, ponieważ "Starówka się wyludnia". Dodał, że obecnie wizytę duszpasterską przyjmuje ok. 40-50 proc. mieszkańców parafii.
– Rzadko się zdarza, że ktoś otwiera drzwi i nie zaprasza księdza do środka. Bywają sytuacje, że drzwi zastaję zamknięte, ponieważ jest innego wyznania lub po prostu nie ma go w domu. Jednak najczęściej, nawet, jeśli moja wizyta kogoś zaskoczy, to jednak zaprasza mnie do środka – powiedział ks. Bartołd.
Dodał, że puka do wszystkich drzwi, nawet do tych, które w poprzednich latach zastawał zamknięte. – Staram się realizować wezwanie papieża Franciszka, że mamy wyjść także do tych, którzy nie chodzą do kościoła – zaznaczył. Wyjaśnił, że – w sytuacji, kiedy w czasie wizyty nie ma kogoś w domu – kolędę można "nadrobić". Wystarczy napisać maila do kancelarii, że chce się zaprosić księdza w innym terminie.
Do kolędy – zdaniem ks. Bartołda – warto się przygotować. – Ludzie uczestniczący aktywnie w życiu parafii znają tzw. kanon kolędowy – stół nakryty białym obrusem, na którym stoi krzyż, zapalona świeca, woda święcona, kropidło i Pismo Święte. Ale jeżeli ktoś tego nie przygotuje, nic nie szkodzi. Zawsze mam przy sobie wodę święconą i kropidło – powiedział.
Parafia pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela i św. Szczepana Męczennika w Choroszczy w woj. podlaskim liczy siedem tysięcy osób. Panuje tu zwyczaj, że wierni podwożą kapłana udającego się z wizytą duszpasterską. Zdaniem ks. Łukasza Borowskiego, kolęda to bezpośrednia forma kontaktu z rodzinami i okazja do rozmowy.
– Ludzie bardzo życzliwie odnoszą się do tego, co się dzieje w parafii. Mamy okazję, żeby jeszcze bardziej zachęcić naszych parafian do głębszej wiary i zaangażowania się bardziej jeszcze w życie parafii – powiedział ks. Borowski.
Przypomniał, że podczas kolędy składana jest też dobrowolna ofiara pieniężna na potrzeby parafii, a jej część przekazywana jest kapłanowi w podziękowaniu za wizytę duszpasterską. Jednak – jak wyjaśnił ks. Borowski – składana podczas kolędy ofiara pieniężna nie jest najważniejsza i nie ma z góry narzuconej kwoty, jaką parafianie powinni księdzu dać. "Przyjmowany jest każdy dar serca" – zaznaczył.
– Każda wspólnota ma, oprócz wymiaru duchowego, także wymiar materialny. Składa się na niego budynek kościoła i wszystkie pomieszczenia znajdujące się obok, o które najzwyczajniej w świecie trzeba dbać, tak jak o swój dom. Kościół jest przecież domem wszystkich parafian, dlatego składają oni dobrowolną ofiarę – wyjaśnił kapłan.
Patrycja i Przemek Komłowie z Choroszczy, rodzice czworga dzieci – dziewięcioletniego Filipa, siedmioletniej Gabrysi, trzyletniej Zosi i rocznej Helenki – przyjmują księdza co roku. Jak podkreślili, jest to sposób, by "pokazać dzieciom, jak ważne jest podtrzymywanie tradycji i jak ważna jest wiara w naszym domu".
Zaznaczyli, że podczas kolędy dzieci pokazują księdzu zeszyty do religii i śpiewają kolędy. – Wierzymy, że w osobie kapłana przychodzi do naszego domu Chrystus i błogosławi nam na cały rok – powiedział Przemysław Komła.
Dla dziewięcioletniego Filipa kolęda jest szczególnym wydarzeniem. – Modlitwa z kapłanem w domu jest innym przeżyciem niż w kościele, bo odbywa się tylko raz w roku – wyjaśnił. (PAP)