Nie doceniając bogactwa kulturowego starożytności, przekazanego nam przez łacinę, podcinamy grubą gałąź europejskiego drzewa. - mówi ks. Waldemar Turek w rozmowie z Anną Artymiak.
Biuro, którym Ksiądz kieruje, przygotowuje wersje encyklik i innych dokumentów papieskich w języku łacińskim. Dużo ludzi zagląda do tych wersji?
Nie mam danych statystycznych, aby odpowiedzieć na to pytanie. Biorąc pod uwagę obserwacje moje i moich kolegów z biura, różnego rodzaju spotkania i rozmowy dotyczące współczesnej łaciny kościelnej, można powiedzieć, że staje się ona – niestety – w coraz mniejszym stopniu punktem odniesienia nie tylko dla przeciętnego katolika, świeckiego czy duchownego, ale nawet dla profesorów dyscyplin tak bardzo mocno osadzonych w źródłach łacińskich, jak prawo, teologia czy historia. Duże zmiany w odniesieniu do łaciny i jej użycia w liturgii nastąpiły po Soborze Watykańskim II, który dał możliwość celebrowania sakramentów w językach narodowych; jednak ten sam Sobór zachęcał do kultywowania łaciny w wielu dziedzinach, do jej gruntownego studiowania w seminariach i na wydziałach kościelnych, do zapoznawania się ze źródłami myśli chrześcijańskiej w tym języku. Lecz odnosi się wrażenie, że względy praktyczne, zbyt mocne łączenie łaciny z szeroko pojmowanym tradycjonalizmem, szybki rozwój innych dziedzin, wypierających w znacznym stopniu nie tylko łacinę, ale ogólnie dyscypliny humanistyczne, powodują, że także wersja łacińska dokumentów papieskich, nawet jeśli pozostaje ciągle wersją oficjalną, jest coraz rzadziej tekstem, który jest analizowany we współczesnych opracowaniach z dziedziny teologii, prawa kanonicznego czy historii Kościoła.
Pracujecie więc bardziej dla historii tradycji niż dla czasów współczesnych?
Mam przede wszystkim świadomość, że zajmujemy się dyscypliną o bardzo długiej historii; myślę, że rzadko który z innych znanych języków odznacza się tak bogatą tradycją. Łacina kształtowała się już w II tysiącleciu przed Chrystusem, a początki literatury w tym języku sięgają III w. p.n.e. Był to język ojczysty mieszkańców Rzymu, a później Cesarstwa Rzymskiego; używał alfabetu, który z biegiem czasu stał się najbardziej rozpowszechnionym alfabetem na świecie. Po upadku Cesarstwa na Zachodzie był coraz rzadziej używany w mowie potocznej, ale nadal powszechnie stosowany jako język urzędowy, literacki i liturgiczny. Może dzisiaj trudno w to uwierzyć, ale aż do XVIII w. łacina była w Europie (także w Polsce) językiem komunikacji międzynarodowej i szeroko rozumianej kultury, chyba nawet w większym stopniu niż później język francuski czy dzisiaj angielski. Nie trzeba dodawać, że w Kościele katolickim liturgię sprawowano niemal wyłącznie po łacinie aż do czasów Soboru Watykańskiego II.
Ta przebogata tradycja nas cieszy, choć mamy w naszym biurze świadomość, że wiele rzeczy uległo zmianie; że łacina jest jeszcze wprawdzie używana w wielu dziedzinach, ale w bardzo ograniczonym zakresie, głównie jako baza etymologiczna do wyjaśniania podstawowych znaczeń terminów naukowych; że dotyczy to także – jak już wspomniałem – w coraz większym wymiarze życia i działalności Kościoła katolickiego.
Czy mamy do czynienia z procesem nieodwracalnym?
Jestem realistą i nie wydaje mi się, żeby łacina powróciła kiedykolwiek do takiego użycia, jakim odznaczała się w przeszłości, zarówno w strukturach świeckich, jak i kościelnych. Zresztą byłoby rzeczą trochę naiwną, gdybyśmy do czegoś takiego dążyli. Problem jest w tym, że tu nie chodzi tylko o język, ale bardziej o to wszystko, co literatura łacińska, klasyczna i chrześcijańska, zostawiła w dziedzictwie całej ludzkości. Przypominam sobie jednego z moich włoskich profesorów z Fakultetu Filologii Chrześcijańskiej i Klasycznej na Papieskim Uniwersytecie Salezjańskim w Rzymie, który wzruszał się, kiedy wchodził do głównej sali biblioteki wydziałowej, w której zgromadzone były najważniejsze dzieła starożytnej literatury greckiej i łacińskiej. „Tak mało tego i tak wiele zarazem” – zwykł mawiać. „Tak mało” – bo przecież wszystko było w jednym niewielkim pomieszczeniu (dzisiaj można to mieć niemal na jednej pamięci USB); „tak wiele” – bo znajdowały się tam największe skarby starożytności, które inspirowały i do dzisiaj inspirują myśl ludzką, jej duchowy i kulturowy rozwój, literaturę, malarstwo, muzykę, teatr, architekturę i wiele innych dziedzin; chodzi o skarb, który w jakiejś mierze jest ciągle do odkrycia. Szkoda, że ci, którzy dzisiaj nadają ton życiu społecznemu i politycznemu, zwłaszcza w Europie, o tym nie wiedzą albo nie chcą wiedzieć...