Krzyże kościelne, często także obrazy pasyjne, są już od kilku dni zasłonięte fioletową materią. Kościół czyni tak zgodnie z prastarą, sięgającą wczesnego średniowiecza tradycją.
Zwyczaj zasłaniania krzyży w kościołach fioletowymi płótnami nierozłącznie związany jest z częścią pasyjną Wielkiego Postu, rozpoczynającą się w jego piątą niedzielę. Wziął się z tradycji pokazywania Pana Jezusa ukrzyżowanego. W starożytności nie ukazywano Chrystusa na krzyżu. Krucyfiksy przedstawiające – zgodnie z tradycją zapisaną w Ewangelii według św. Jana – Jezusa ukrzyżowanego jako chwalebnego Króla i Pana, pojawiły się dopiero w średniowieczu.
Pierwsze wzmianki o praktyce zasłaniania krzyża pochodzą z IX w., kiedy na terenie dzisiejszych Niemiec używano „postnego welonu”, czyli kotary przyozdobionej scenami z Męki Pańskiej, która przez określone momenty liturgii rozdzielała wiernych od prezbiterium. Finalne jej odsłonięcie odbywało się podczas liturgii Męki Pańskiej – celebrowanej wówczas w Wielką Środę – przy odczytywaniu słów „zasłona przybytku rozdarła się na dwoje” (Mt 27,51). W późniejszych wiekach narodził się zwyczaj zasłania w kościołach wszystkich krzyży, figur, a nawet obrazów. Każdy z tych elementów był przykrywany fioletowym suknem pozbawionym jakichkolwiek ozdób.
Współcześnie brak przepisów, które nakładałaby obowiązek stosowania tej praktyki w całym Kościele, a używany dzisiaj w liturgii Mszał Pawła VI pozostawia tę kwestię we władzy krajowych episkopatów. W Polsce praktyka ta jest powszechnie stosowana, a krzyże na nowo zostaną odsłonięte podczas liturgii Męki Pańskiej w Wielki Piątek.
Trudno odnaleźć odpowiedź, dlaczego nasi przodkowie zapoczątkowali w wiekach średnich ten niezwykły zwyczaj. Jedną z sugestii może być treść Ewangelii, która przed ostatnią reformą soborową była odczytywana w piątą niedzielę Wielkiego Postu i mówiła o Chrystusie, który opuszcza świątynię, aby nie dać się ukamienować przez Żydów (J 8,59). Możliwe także, że była to po prostu praktyka mająca uzmysłowić wiernym, którzy przecież w przeważającej części nie byli wykształceni ani nawet nie umieli czytać, że rozpoczął się czas pokuty i umartwienia.
Ta forma pokuty, w której zabierany jest nam sprzed oczu ukrzyżowany Chrystus, wielu z nas zdumiewa. Oby wywoływała tęsknotę za Zbawicielem! Tak wiele razy w życiu modlimy się: „Panie, chcę ujrzeć Chrystusa”. I wielokrotnie, gdy w naszym życiu pojawi się trwoga, ból, strach, samotność, smutek, zwątpienie, wydaje się nam, że Pan Jezus nas opuścił, że nas zostawił, że jest gdzieś daleko. I wtedy właśnie najbardziej potrzebujemy przemiany życia. Duchowego wstrząsu, który razem z towarzyszącą im nadzieją zmartwychwstania poprowadzą nas przez Golgotę do radości wielkanocnego poranka, kiedy spotkamy Tego, który zbawia podczas ofiary na krzyżu, uobecniającej się podczas każdej Eucharystii. Tego, który wciąż jest wśród nas, zbawia przebacza grzechy, leczy rany, zabliźnia je swoją miłością. Jezusa: Zwycięzcę śmierci, piekła i szatana. Ta godzina jest już bliska.