– Nasze życie nie jest po to, byśmy się nim bawili i konsumowali w spokoju, tylko po to, byśmy jednali ten rozdarty świat i w imię Jezusa go cerowali – mówiła wczoraj wieczorem w Bazylice Mariackiej w Krakowie s. Małgorzata Chmielewska ze wspólnoty "Chleb Życia".
2016-05-20 11:39luk / Kraków (KAI), mz
Siostra wygłosiła prelekcję pt. „Uczynki miłosierdzia” w ramach cyklu „Mercy. Miasto się budzi!”, przygotowującego do ŚDM 2016.
Siostra Chmielewska przedstawiła przybyłym praktyczne podejście do zagadnienia miłosierdzia, wskazując, że odkrywa się go w trzech wymiarach obecności Chrystusa w świecie. – On jest w Eucharystii, w Kościele jako wspólnocie oraz przede wszystkim w drugim człowieku. Chrystusa można spotkać pod tymi trzema adresami naraz albo wcale – one są nierozerwalnie ze sobą złączone – stwierdziła.
Odnosząc się do zagadnienia wspólnoty podkreśliła, że Kościół powinien być budowany nie na doskonałym współgraniu jej członków, ale na Chrystusie, który często domaga się otwarcia na ludzi odstających. – VIP-em we wspólnocie chrześcijańskiej jest najsłabszy. Chory, stary, bezdomny, chory psychicznie, ubogi i trędowaty – bo z nim przede wszystkim identyfikuje się Chrystus, gdyż taki człowiek jest niejako przykładem bólu i rozdarcia świata, które wziął na siebie nasz Pan – powiedziała.
Przestrzegła przed innym wartościowaniem ludzi w Kościele, gdyż wtedy nie jest on już Chrystusowy. – Co to za rodzina, jeżeli ten słabszy marznie, nie ma co jeść, a ja, silniejszy, pierwszy sięgam łapką do michy, objadam się i całą kasę wydaję na luksusy? – pytała twardo. Dodała, że Jezus przyszedł na świat, aby wierzący przerabiali rzeczywistość tak, jak On chce ją widzieć. I często, by uwrażliwiać serca, stawia na drodze życiowej człowieka bliźnich potrzebujących.
– Wspólnotę Kościoła łączy Chrystus, a Pan Bóg jest niezwykle dowcipny i zsyła nam ludzi bardzo różnych. Wiem z doświadczenia, że gdyby nie Bóg, nie spotkałabym ani moich dzieci, ani moich wspaniałych bezdomnych mieszkańców, ani mojego przybranego, upośledzonego, autystycznego syna Artura, który uczy mnie miłości, nie spotkałabym także was – oceniła.
Siostra Chmielewska przyznała, że boli ją czasami, iż chrześcijanie nie zauważają, gdzie jest tak naprawdę wartość życia wspólnotowego Kościoła. – My mamy być miłosierdziem realnie na co dzień. Wszędzie tam, gdzie jest rozdarcie, ból i cierpienie, my musimy jednać i opatrywać rany w imię Chrystusa – powiedziała na zakończenie.