Patrzymy na życie kard. Stefana Wyszyńskiego głównie pod kątem tego, że był liderem Kościoła zmagającego się z system komunistycznym, ale zostanie wyniesiony na ołtarze nie jako przewodnik duchowy narodu czy męczennik, ale z uwagi na heroiczność cnót chrześcijańskich, które praktykował w swoim życiu – przekonuje dr Ewa Czaczkowska.
fot. Michał ZiółkowskiTo bardzo dobra wiadomość, która oznacza zakończenie procesu beatyfikacyjnego rozpoczętego w 1989 roku
powiedziała - na wieść o dekrecie uznającym cud za wstawiennictwem kard. Stafana Wyszyńskiego - w wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej autorka biografii Prymasa Tysiaclecia i konsultantka biograficznej części Positio w sprawie jego beatyfikacji.
My bardzo często patrzymy na życie Prymasa Tysiąclecia głównie pod kątem tego, że był liderem Kościoła zmagającego się z system komunistycznym. Był też przywódcą Polaków w tym trudnym okresie, interrexem, jednak zostaje wyniesiony na ołtarze nie z tego powodu, że dzięki niemu Kościół przeszedł zwycięsko przez okres komunizmu, a on sam pomógł doprowadzić Polaków do progu lat 1980-1981, gdy powstał wielki ruch “Solidarności”. Stanie się tak z uwagi na cnoty chrześcijańskie Prymasa
– przyznaje.
Zdaniem dr Ewy Czaczkowskiej, kardynał potrafił te cnoty chrześcijańskie praktykować w swoim niezwykle trudnym życiu.
Nie było to bowiem spokojne życie proboszcza na wsi, tylko życie człowieka, który niósł na sobie ogromne brzemię odpowiedzialności, podejmowania trudnych decyzji, również konfliktów – tak w Kościele, jak i poza nim. Mimo niezwykle trudnej sytuacji napięć, w której żył, potrafił praktykować cnoty chrześcijańskie. To jest osiągnięcie jego życia, na które oczywiście można patrzeć wielowymiarowo
– zaznaczyła Czaczkowska.