20 kwietnia
sobota
Czeslawa, Agnieszki, Mariana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Polski skrawek Syberii

Ocena: 4.6
3542

Wierszyna zaskakuje każdego przybysza. Najpierw tym, że, na końcu błotnistej i dziurawej drogi wśród lasów „coś” się jednak znajduje. Następnie faktem, że to nie zwykła osada, jakich wiele na Syberii, ale polska wioska – jedyna w swoim rodzaju. Wreszcie: swoją historią, tworzoną nie przez zesłańców, ale dobrowolnych emigrantów, którzy przybyli tu za chlebem.

Kościół w Wierszynie. Fot. Wikimedia Commons / Krokus / CC BY-SA 4.0

Na tereny dzisiejszej wioski trafili ok. 1910 r., po długiej podróży z Zagłębia Dąbrowskiego. Podobnie jak 1,2 mln osób z terenów zaboru carskiego, przyjechali, by zasiedlić syberyjską ziemię w zamian za obietnicę pracy i dobrobytu. Jednak zamiast eldorado zobaczyli tajgę i wierchy aż po horyzont – dlatego swoją osadę nazwali Wierszyna.

Ocalili polską tożsamość, bo w przeciwieństwie do innych miejsc osiedlenia, tu nie zostali rozproszeni, ale mogli wspólnie rozpocząć działalność osadniczą. 70 rodzin zbudowało wioskę, która – choć nie stała się źródłem bogactw materialnych – jest dziś prawdziwym skarbem polskiej kultury.

Obecnie Wierszynę zamieszkuje ponad 500 osób, z których najmłodsze są szóstym pokoleniem potomków polskich emigrantów. Na co dzień towarzyszy im oblat, o. Karol Lipiński OMI – pierwszy proboszcz w ponad stuletniej historii wioski.


Tablica upamiętniająca założycieli wsi (sierpień 2013 r.). Fot. Wikimedia Commons / W0zny / CC BY-SA 3.0

 

Proboszcz z poczuciem humoru

Syberyjska misja o. Karola rozpoczęła się od żartu, który bp Cyryl Klimowicz, ordynariusz irkuckiej diecezji, potraktował zupełnie poważnie.

– Nigdy nie myślałem, że będę w Rosji pracował. Nigdy nawet w Rosji nie byłem. Byłem natomiast w Terespolu, u znajomego na obiedzie, w pierwszą niedziela sierpnia 2009 r. – wspomina ze śmiechem o. Karol. – I w czasie tego obiadu zadzwonił do niego biskup z Irkucka, a ja rzuciłem w żartach: "Ty, a zapytaj, czy by mnie tam nie przyjął!". Jak biskup to usłyszał, powiedział: "Kamień spadł mi z serca! Właśnie szukam księdza do Wierszyny!".

Parafrazując przysłowie, słowo się rzekło – misjonarz na misjach. Gdy przełożeni wyrazili zgodę, o. Karol z kodeńskiego sanktuarium – już z należytą powagą – wyruszył na Syberię.

– Tylko jednej rzeczy się bałem, kiedy tu jechałem: czy sobie poradzę w pojedynkę. Od nowicjatu nigdy nie byłem we wspólnocie mniejszej niż 12 osób. Gdy byłem ekonomem w seminarium, było nas 180, a na Świętym Krzyżu, w nowicjacie – ponad 40. A teraz sam, jak eremita. Ale Pan Bóg daje zawsze tyle siły, ile potrzeba – mówi misjonarz. – A przełożeni zgodzili się, bym tu pracował tak długo, jak siły pozwolą.

A tych na razie nie brak: w dniu naszego spotkania o. Karol obchodzi siódmą rocznicę przyjazdu do Wierszyny. Sądząc po zapale, z jakim opowiada o syberyjskiej „małej Polsce”, potwierdza, że nie żałuje żartu sprzed lat.

 

Wstyd w kołchozie

Odwiedziny u o. Karola zaczynamy w drewnianym, pachnącym żywicą kościele św. Stanisława Męczennika. Wybudowali go mieszkańcy zaraz po przybyciu na te tereny, jednak do niedawna nie było wśród nich kapłana. Najpierw, do 1928 r., raz w roku przyjeżdżał do nich ksiądz z oddalonego o 100 km Irkucka. Potem świątynię zamknięto, a mieszkańcy cudem uratowali ją przed bolszewikami.

– Bolszewicy już byli na dachu, zdążyli nawet strącić dzwonnicę, ale ludność się zorganizowała i ich przepędziła! – opowiada o. Karol. Wprawdzie budynek splądrowano i zamknięto, ale cudem nie został zburzony.

Do wyburzenia nie doprowadziła nawet budowa kołchozu w Wierszynie na początku lat 30. – Odwiedzały ten kołchoz różne delegacje i wszystkie musiały przejechać jedyną drogą, o tu, obok kościoła. Cóż to był dla nich za wstyd! Dlatego nakazano kościół zasłonić: pobudowano przed nim wielką świetlicę i halę gimnastyczną. Potem wam zdjęcia pokażę – obiecuje proboszcz, którego historyczna pasja udziela się większości odwiedzających.


Krajobraz Wierszyny (rok 2000). Fot. Wikimedia Commons / Andrzej Barabasz (Chepry) / CC BY-SA 3.0

Przerwa w sprawowaniu liturgii trwała w Wierszynie aż 62 lata. W tym czasie jedna z mieszkanek, Magdalena Mycka, udzielała chrztu „z wody” wierszyńskim dzieciom, a mieszkańcy modlili się sami, ocalając w ten sposób polski język i rodzimą pobożność. Starali się też zachowywać katolickie święta, z wyjątkiem... Wielkanocy. – Nie mieli kontaktu z Polską, więc nie mieli też kalendarzy i nie wiedzieli, kiedy przypada Niedziela Zmartwychwstania – bezradnie rozkłada ręce o. Karol.

Pierwszym księdzem, który ponownie odwiedził wioskę, był ówczesny duszpasterz Polaków w ZSRR bp Tadeusz Pikus, który w 1990 r. odprawił Mszę świętą w budynku wierszyńskiej szkoły. Wynegocjował także z lokalnymi władzami oddanie wiernym budynku kościoła i przywrócenie mu sakralnego charakteru, zamiast utworzenia w nim planowanego muzeum polsko-buriackiego.

– Na tę pierwszą Mszę przyszło mnóstwo ludzi, wielu dorosłych pierwszy raz w życiu. Ci, którzy urodzili się po zamknięciu kościoła, mogli mieć po 60 lat i na Mszy świętej nigdy nie byli – wyjaśnia misjonarz.

Dwa lata później, 19 grudnia 1992 r., odprawiono pierwszą Mszę świętą w odrestaurowanym kościółku. Przewodniczył jej obecny ordynariusz diecezji Przemienienia Pańskiego w Nowosybirsku, bp Joseph Werth.

 

Kask wotywny

Dziś wystarczy rozejrzeć się po drewnianym kościółku, by poznać ciekawostki z dziejów syberyjskiej wioski.

Najpierw witraże. Na jednym z nich: Matka Boża z Guadalupe. – Ona się do Wierszyny sama zaprosiła! – śmieje się gospodarz. – Poprosiłem znajomego z Kielc, by wysłał mi projekty witraży. Wysłał mi jedyny, jaki miał – wizerunek z Guadalupe. Potem okazało się, że właśnie w jej święto odprawiliśmy tu pierwszą Mszę.

Pod ołtarzem – figurka baranka. – A to jedyne, co ocalało sprzed grabieży kościoła. Można sobie wyobrazić, jaki panował tu strach, jeśli kościół funkcjonował już od 13 lat i dopiero wtedy rodzina, która przechowywała baranka, przyniosła go, wciąż lękając się represji i prosząc, żebym ich nie wydał.

Nad ołtarzem góruje krzyż z figurą Chrystusa bez rąk. – To pasyjka z krzyża, który stał między kościołem a cmentarzem. Jeden bolszewik urządził sobie z niego strzelnicę. Kula rykoszetem wybiła mu oko, ale się nie nawrócił. Chyba ze wstydu, wyprowadził się z Wierszyny.


Ołtarz kościoła (sierpień 2013 r.). Fot. Wikimedia Commons / W0zny / CC BY-SA 3.0

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 kwietnia

Piątek, III Tydzień wielkanocny
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a Ja w nim jestem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 52-59
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter